Artykuły

W świecie dźwięków i obrazów

ANDRZEJ KREUTZ MAJEWSKI był artystą o skomplikowanej osobowości, przez wiele lat poszukiwał własnej tożsamości, co stanowiło dla niego poważne obciążenie psychiczne.

28 lutego bieżącego roku świat artystyczny pożegnał na cmentarzu w Wilanowie wielkiego artystę - wizjonera, malarza i scenografa - Andrzeja Kreutz Majewskiego. Miał 74 lata. Stworzył ponad 600 scenografii, przede wszystkim dla teatrów operowych, a także dramatycznych, które przyniosły mu światową sławę.

Po studiach w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych zadebiutował w roku 1959 w Teatrze im. J. Słowackiego scenografią do "Horsztyńskiego" Słowackiego w reżyserii Bronisława Dąbrowskiego. Zaraz potem rozpoczął w Krakowie współpracę z Bohdanem Korzeniowskim, Jerzym Jarockim, Mieczysławem Górkiewiczem, Jerzym Merunowiczem, przygotował oprawę plastyczną dla Piwnicy pod Baranami, pracował z Henrykiem Tomaszewskim w Teatrze Pantomimy we Wrocławiu. Prawdziwą pasją Majewskiego, której poświęcił niemal całe życie, stała się scena operowa. - Jestem malarzem pracującym dla teatru. Malarstwo nie jest czymś marginalnym, stanowi basis. To jest mój azyl, enklawa, w której się chronię, doznając pewnego rodzaju zawodu i znużenia pracą zawodową, która mnie obciąża i wyjaławia - mówił mi w jednym z programów telewizyjnych, który zaszczycił swoją obecnością w roku 1995. - W pracy malarskiej znajduję chwile wytchnienia i koncentracji, pozwalające gromadzić pomysły do późniejszej pracy w teatrze.

Właśnie od malarstwa rozpoczął swoją twórczość, namalował ponad 150 obrazów. Zawarł w nich wszystkie lęki, ponure wspomnienia z wojennych przeżyć dzieciństwa i młodości, strach przed nieuniknionym. Choć był estetą wrażliwym na piękno -jego świat malarski bywał straszny, naznaczony symboliką śmierci ["Dom Kastora i Polluksa", "Gra w zabijanego", "Czerwone latarnie", "Pustynia", "Stara synagoga"), bez ludzi, z martwymi drzewami, latawcami, mechanicznymi ptakami. Owe ptaki to powracający obsesyjnie motyw w jego obrazach (cykl "Ptaki mechaniczne"), scenografiach ["Król Edyp", "Święto wiosny"), zapiskach. Ptaki wznoszą się w przestrzeń, ale nie tylko ku wyzwoleniu, także ku upadkowi i degradacji. One są znakiem jego sztuki.

Kochał teatr dramatyczny, ale jego prawdziwym domem stała się opera, którą zafascynował się we wczesnych latach powojennych w Poznaniu, gdzie operę prowadził znany dyrygent Zygmunt Latoszewski. - To czas urzekających kreacji scenograficznych Zygmunta Szpringera - opowiadał mi w programie telewizyjnym w roku 1992. - Ten teatr wprowadził mnie w świat, którym rządzi muzyka i któremu zauroczony pozostaję wierny od wielu lat. To wówczas bajecznie kolorowa muzyka Rimskiego-Korsakowa do Szeherezady zapadła w moje życie na trwałe, fatalistycznie brzmiąc jako basowy leitmotiu. Zachwyciła mnie cudownie zinstrumentowana, feeryjna, bardzo przestrzenna muzyka.

Pierwszą scenografią operową Majewskiego nie była jednak "Szeherezada", nigdy takiej nie stworzył, ale "Pajace" Leoncavalla, przygotowane wraz ze Stanisławem Drabikiem w roku 1960 w Krakowie. Przedstawienie zostało dobrze przyjęte, ale prawdziwym startem do kariery Majewskiego w operze było spotkanie i współpraca z Bohdanem Wodiczką. Opera warszawska przechodziła wtedy wielką reformę. Majewski tak wspominał te lata: "Wodiczko pierwszy odważył się na zdecydowane zerwania z wampuką, szmirą w operze. Każdy robiony przez niego spektakl mógł być pokazany na największych scenach świata. Oceniam to z perspektywy długich lat i współpracy z dziesiątkami scen światowych. Myślę, że mój udział w kształtowaniu oblicza tej sceny pozostawał pod znakiem trwałego sukcesu. Ten teatr był tak antynaturalistyczny, że tym samym zwiększał rolę obrazu".

Wodiczko przegrał, nie poprowadził nawet spektaklu inaugurującego otwarcie Teatru Wielkiego. Przegrał nie tylko on, ale i opera w Polsce. Znalazł swoje miejsce za granicą. Niewielu pewnie dawnych bywalców warszawskiej sceny na Nowogrodzkiej pamięta zjawiskowe, pełne ekspresji i dynamiki dekoracje Majewskiego do "Święta wiosny" Strawińskiego, "Czerwonego płaszcza" Nono, "Syna marnotrawnego" Debussy'ego. Po powrocie z rocznego stypendium w Rzymie Majewski podjął pracę w teatrach operowych i dramatycznych Warszawy, Gdańska, Krakowa, Poznania. W roku 1966 został naczelnym scenografem Teatru Wielkiego w Warszawie, którą to funkcję pełnił do roku 2005. Aleksander Bardini, który wielokrotnie współpracował z artystą, m.in. przy realizacji "Otella" Verdiego, "Elektry" Strawińskiego, "Samsona i Dalili" Saint-Saensa, mówił, że "wizje sceniczne Majewskiego zdeterminowały kształt opery. On tak maluje, bo on wie, co on słyszy".

Rok 1970 to początek wspaniałych sukcesów na największych scenach operowych świata. Zaczęło się od "Salome" Straussa w Covent Garden w Londynie z Augustem Everdingiem i sir Georgiem Soltim. Po latach wspominał: "Everdingowi zawdzięczam wielkie sceny Salzburga, Hamburga, Monachium, Berlina i swój największy sukces scenograficzny - "Elektrę" Straussa w Operze Paryskiej w 1974 roku". Nazwisko Majewskiego znajduje się odtąd pośród najwybitniejszych realizatorów operowych. Jego scenografie wychodzą często poza ramy wyznaczone przez libretto i muzykę. Pracował z najwybitniejszymi reżyserami, dyrygentami, śpiewakami, choreografami, kompozytorami. Wśród nich byli: Karajan, Mehta, Nilsson, Carreras, Bóhm, Krenz, Penderecki, Orff, Lifar, van Dyk, Neugebauer, Ribera, Schlesinger, Bardini, Dejmek, Adamik, Weiss-Grzesiński i wielu innych. "Z chęcią podporządkowuję się reżyserowi, jeśli mam do czynienia z ukształtowaną, sprecyzowaną wizją czy pomysłem. W poszukiwaniach w partyturach teatru zapomnieć muszę o swoich muzycznych preferencjach, faworytach wokalistach itd.". Bywało, że tworząc scenografię do oper "wyrastał przed nim mur dźwięków, który wszystko przesłaniał". Tak było przy realizacji "Pasji" Pendereckiego, dzieła przecież niescenicznego, do którego opracował kilka wersji projektów, a także własną inscenizację. Nad dziełami Krzysztofa Pendereckiego pracował wielokrotnie. "Diabły z Loudun" zrealizowane z Dejmkiem na 15 lat weszły do repertuaru Teatru Wielkiego. Żyły dłuższym życiem scenicznym niż wszystkie zagraniczne realizacje tej opery. "Do "Czarnej maski" stworzyłem jedną z najlepszych scenografii, potem był "Raj utracony". Sądzę, że najpoufniej, by nie rzec przejmująco, wypowiedziałem się, reżyserując "Pasję" według świętego Łukasza. Spektakl powstał w niesprzyjającym historycznie okresie kryzysu komunizmu". Choć dobrze przyjęty przez publiczność, skrytykowany przez recenzentów zniknął szybko ze sceny Teatru Wielkiego, by nigdy już na nią nie powrócić. "To był dla mnie trudny okres w życiu. Zostałem uwikłany w intrygi, które moją złą kondycje uczyniły jeszcze gorszą. Wydawało mi się, że to już ostatnia moja praca, że już nigdy nic nie zrobię. "Pasja" była dla mnie niejako testamentowym przekazem".

W tym samym roku 1979 powstają jednak kolejne prace scenograficzne dla oper w Genewie, Monachium, Turynie, Bonn. Pisze "Locję", rodzaj kryptodziennika, w którym zawarł osobiste refleksje na temat sztuki, własnych inspiracji, kondycji artystów. W naszych rozmowach o muzyce opowiadał Andrzej o swoich gustach, upodobaniach, fascynacjach, muzykach, których podziwiał, szanował. Pracując dla teatrów operowych, przede wszystkim kochał jednak muzykę instrumentalną. Słuchał Schuberta, Brahmsa, nie lubił muzyki Czajkowskiego, choć podziwiał jej twórcę. "Ta muzyka zbyt przenikliwie drąży we mnie, naruszając te strefy mojej wrażliwości, do których dostęp zastrzegłem dla własnych przeżyć". Jego ulubionym kompozytorem był Mozart, ale nie ten operowy, choć wielokrotnie stworzył scenografię do "Czarodziejskiego fletu" czy "Don Giovanniego". "Muzyka Mozarta jest tak przejmująca w swojej doskonałości, że ja nie czuję się na siłach, aby ją realizować, ale przy niej świetnie odpoczywam. Ona mnie uspokaja, wycisza. W niej szukam pocieszenia. Ona bije rytmem serca".

Wiele lat życia poświęcił pisaniu autobiograficznego dramatu "Narcisimmo", który nigdy, mimo oczekiwań i pragnień autora, nie doczekał się scenicznej prezentacji. W latach 90. Majewski podjął pracę pedagogiczną w Akademiach Sztuk Pięknych w Krakowie i Warszawie, z którymi jako profesor był związany do roku 2007.

Jego scenograficzne projekty pokazywano i niejednokrotnie nagradzano, między innymi na Biennale Sztuki w Paryżu (rok 1961), w Nowym Sadzie (rok 1966), Paryżu (lata 1974 i 1980), Zachęcie (rok 1984), Poznaniu (rok 1985), Wenecji (rok 1986), Katowicach (lata 1986, 1992, 2007), Warszawie (lata 2003, 2007, 2009). Większość projektów, część obrazów znajduje, się w Centrum Scenografii Muzeum Śląskiego w Katowicach, gdzie od roku 1990 mieści się galeria autorska Andrzeja Kreutz Majewskiego, obejmująca około 200 prac artysty. Na ostatniej wystawie Majewskiego w warszawskim Bristolu pokazano jego 7 ostatnich obrazów i cykl "Bestiarium".

W ostatnich trzech latach życia z wielka pasją twórczą Majewski pracował nad projektami do opery "Turandot" Pucciniego dla Teatru Wielkiego w Łodzi. Niestety, realizacja przedstawienia nie doszła do skutku. Podobnie niezrealizowanym projektem była wspólna praca z Andrzejem Sewerynem nad "Borysem Godunowem".

Andrzej Majewski był artystą o skomplikowanej osobowości, przez wiele lat poszukiwał własnej tożsamości, co stanowiło dla niego poważne obciążenie psychiczne. Ten rozdział zamknął szczęśliwie kilka lat przed śmiercią. Był człowiekiem o wielkiej wiedzy z różnych dziedzin sztuki, znał kilka języków. Teatrem "zaraził" Mariusza Trelińskiego i Borysa Kudliczkę, którzy teraz tworzą spektakle na wielu międzynarodowych scenach. "Zawsze byłem poza wszelkimi trendami w sztuce. Interesowała mnie awangarda, retrogarda, pro i contra. Nie miałem do tego jednak pozytywnego, kreatywnego stosunku. Po prostu nie oglądając się na publicity i różne układy, realizowałem swoją osobowość.

Nigdy też nie żywiłem sympatii do stadnego życia artystów czy intelektualistów. Zawsze byłem gdzieś na boku. Choć scenografie tworzyłem dla szerokich społeczności teatralnych, to przecież częstszym obciążeniem niż wsparciem dla mego samotnego o sztuce myślenia było dzielenie się nim z dyrygentem czy reżyserem. Muszę zarazem powiedzieć, że nie jest to równoznaczne z "osamotnieniem" wśród mojego pokolenia. Dla dziwności swej natury szukałem zawsze najbardziej sprzyjającej atmosfery, klimatu rozwoju, jak najmniej kontrastującego tła. Przez ten wybór z instynktu, bez oglądania się na modne i łatwo w górę wnoszące prądy, na dziwność nie nakładałem udziwnień. Wzrastałem i starzeję się we względnej zgodzie ze swoją naturą. Z modnymi trendami w sztuce nigdy się nie wiązałem. Koncentruję się jedynie na pracy. Rozumiem ją jako mój obowiązek artystyczny".

Autorka w latach 1992-96 zrealizowała dla programu TVP kilka reportaży z udziałem A. Kreutz Majewskiego, przeprowadziła z artystą kilka rozmów telewizyjnych, jest autorką artykułów prasowych, wywiadów z Andrzejem Majewskim. Jeden z rozdziałów jej książkowego zbioru rozmów Muzyka, moja miłość poświęcony jest Zmarłemu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji