Artykuły

Apoteoza pozbawiona dyskursu

"Przed sklepem jubilera" w reż. Andrzeja Marii Marczewskiego w Nowym Teatrze w Słupsku. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.

W niebanalnych, przedbeatyfikacyjnych okolicznościach na słupskiej scenie dramatycznej odbyła się premiera tekstu podziwianego przez wielu Polaków głosiciela prawd najprostszych, Jana Pawła II.

Nowy Teatr w Słupsku na dwa dni przed beatyfikacją Jana Pawła II wystawił w ramach wolontariatu sztukę "Przed sklepem jubilera. Medytacja o sakramencie małżeństwa przechodząca chwilami w dramat" w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego z muzyką Vangelisa. Nieprzypadkowa zbieżność dat i nazwisko reżysera oraz miasto, w którym od lat rządzi Maciej Kobyliński, były członek PZPR, obecnie członek SLD, to mieszanka typowo polska, dla obserwatorów z zewnątrz może być trochę folklorystyczna i przerysowana, ale jest wiarygodna, ma swoich zwolenników i entuzjastycznych widzów.

Niedramatyczny tekst Karola Wojtyły, podzielony na 3 części i sceny, pozbawiony didaskaliów i węzła dramaturgicznego, po raz kolejny w dorobku Marczewskiego stał się powodem analizy i jednocześnie apoteozą sakramentu małżeństwa. 30 lat temu reżyser za wywalczoną zgodą od wszystkich władz oraz po akceptacji watykańskiej wystawił w Wałbrzychu po raz pierwszy papieski tekst o godności i miłości w małżeństwie. Później podejmował się inscenizacji tego i innych dzieł Jana Pawła II, świadomie wprowadzając do polskiego teatru filozofię życia sakramentalnego, pojmowanego przez pryzmat wartości moralnych, którym towarzyszą cierpienie i wyrzeczenie. "Przed sklepem jubilera" to kompozycyjnie zamknięta opowieść o dwóch rodzinach, Teresie i Andrzeju oraz Annie i Stefanie, których dzieci (Monika i Krzysztof) zawierają związek małżeński. Blisko wszystkich postaci jest Ktoś, Przypadkowy przechodzień i Adam w jednym (u Marczewskiego to ksiądz) stanowiący rolę komentatora, doradcy oraz strażnika miłości sakramentalnej. Reżyser nie podjął dyskusji z autorem i tekstem, przygotował natomiast ascetyczną adaptację sceniczną bazującą prawie wyłącznie na zapisie literackim. Dodane dwie sceny, pierwsza i ostatnia (weselne), miały wyłącznie charakter "dopowiedzenia" klamrowego.

Tekst Karola Wojtyły koncentruje się na pozytywnych aspektach miłości, której chwilowe zawirowania i zwątpienia nie stają się przyczyną porażki w związku, stanowiąc swoistą drogę do osiągnięcia spokoju czy nawet szczęścia. Teresa, która straciła męża podczas wojny, samotnie wychowuje syna, gloryfikując wspomnienia o Andrzeju i zachowując jemu wierność rozumianą jako samotność i pracę. Anna i Stefan przechodzą kryzys, który wynika z braku komunikacji między nimi, z braku umiejętności nieskrępowanego mówienia o swoich uczuciach i potrzebach. Mądrość dzieci zwycięża, ponieważ pomimo lęków, umieją rozmawiać i dawać sobie miłość. Andrzej Maria Marczewski nie polemizuje z takim skrótowym przedstawieniem historii pewnych miłości, nie demonstruje ciemnej strony człowieka, który w zagubieniu może dojść do wyczerpania i przeformułowania wartości. Reżyser "zapomniał" o świecie współczesnym, gdzie wyrachowanie i interesowność stanowią powody bycia razem, a siła przyzwyczajenia (lub wygoda) tworzenia jakiegokolwiek, nawet toksycznego, związku, jest większa niż chęć elementarnego zrozumienia partnera. Tekst sprzed 51 lat jest dzisiaj anachroniczny, ponieważ w sposób bardzo jednostronny i powierzchniowy opisuje rzeczywistość, wyrażając życzeniowość wobec świata i ludzi, dziś zagonionych, sfrustrowanych i nie szukających pomocy, którzy łatwo ulegają pokusom, tyleż wyrafinowanym, co łatwo osiągalnym.

Połączone aktorskie siły warszawsko-słupskie stworzyły oszczędne w środkach wyrazu przedstawienie, scenograficznie podporządkowane wyświetlanym obrazom oraz wizerunkowi Jana Pawła II, który towarzyszył aktorom przez cały spektakl. Najbardziej wyrazistą rolę miała Aurelia Sobczak grająca stonowaną w emocjach Annę. Charakterystycznie zagrała Jadwiga Andrzejewska, nieco "szarżując" swoją dobrotliwością sceniczną. Muzyka Vangelisa zapewne miała potęgować napięcia, jednak wespół z niescenicznym dramatem, była jedynie tłem do wypowiadanych słów. Uwagi jednak nie przykuwał ani deklamowany tekst, ani gra, pozostające w wyraźnym, nadobnym dystansie wobec beatyfikowanego papieża Polaka.

Słupski spektakl niósł ze sobą cechy wspólnoty doskonałej. Teatr dramatyczny (imienia Witkacego) nie posiadający własnej sceny korzysta z uprzejmości słupskiej Orkiestry Kameralnej, reżyser spektaklu troje aktorów ze swojego, warszawskiego Studia Teatr Test przywiózł ze sobą, aby zagrali za darmo z zespołem słupskim, a partyjny i jednocześnie zabiegający o względy papieskie prezydent miasta jest gościem honorowym premiery, publiczność natomiast uprawia standing ovations, dając upust lokalnej tradycji.

Jak sam reżyser zapewniał, przedstawienia ma rację bytu wśród współczesnej, medialnie oszołomionej i zinternetualizowanej młodzieży. Pozostaje nam tylko wyrazić szacunek dla tak dobrze dobranej i skutecznej w działaniu (reaktywacja Teatru w 2004 roku) układanki kulturalno-personalnej, mogącej przynieść dużo dobrego dla Słupska, którego ludność wciąż emigruje w poszukiwaniu pracy i nadziei na życie w cieplejszym (niż morski) klimacie. Trzymamy kciuki za nową, własną siedzibę i czekamy na odważne spektakle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji