Artykuły

Uśmiech z przeszłości

"Daruj, żem się tak opóźnił z podziękowaniem za przysłane pieniądze. Ale dziś wszystko jakoś idzie dziwnym porządkiem. Ciągłe zdrowie tylko cieszy i praca, do której, jako jedynej prawdziwej bieżących klęsk pocieszycielki, wróciłem z zapałem po długim wypoczynku i wczoraj (jednym tchem od początku) trzy akta "Strasznego Dworu" ukończyłem". Przypominam ten fragment znanego listu Stanisława Moniuszki do przyjaciela, Edwarda Ilcewicza, bo sprawił on wiele kłopotu biografom kompozytora. W oparciu bowiem o te słowa skreślone w listopadzie 1863 r. przyjęto uważać, iż Moniuszko nad swym dziełem pracował w tempie niemal błyskawicznym. A to nieprawda.

Pierwszą wzmiankę na temat libretta Jana Chęcińskiego zamieścił "Kurier Wileński" w styczniu 1861 r. a przecież prapremiera "Strasznego Dworu" odbyła się dopiero cztery lata później. 28 września 1865 r. Właśnie u schyłku powstania styczniowego, w czasach niezwykle trudnych Moniuszko zabrał się za operę komiczną ze zdwojoną energią. Dlaczego? Widać uznał, że właśnie wtedy powrót w przeszłość szczęśliwą, niemal sielankową, ma swoje głębokie uzasadnienie.

"Straszny Dwór" bywa niejednokrotnie porównywany z "Panem Tadeuszem" Adama Mickiewicza. Oba te dzieła czerpią swą siłę nie z fabuły, ale z poetyckich epizodów oddających staropolską obyczajowość, które są niby dodatkiem, a w gruncie rzeczy przyciągają najbardziej. Takie sceny w "Strasznym Dworze" jak pożegnanie żołnierzy, powitanie rodzinnego domu, wróżby noworoczne, kulig, mazur stanowią dziś i stanowiły w dniach prapremiery największą atrakcję dla widza.

"Straszny Dwór" zajmuje przecież miejsce szczególne w naszej tradycji kulturowej. Możemy nie uznawać opery, jako gatunku sztuki, a przecież jeśli zdarzyło nam się zawitać do teatru operowego, to przede wszystkim, by zobaczyć "Straszny Dwór". Jeśli potrafimy cokolwiek zanucić z repertuaru operowego, będzie to aria Skołuby ("Boisz się? Nie! Nie? Zażyj tabaki..." ) lub aria z kurantem. I przecież nie oryginalność tego utworu jest powodem jego popularności. Pomysł zawiązania intrygi znany jest chociażby ze "Ślubów panieńskich" Fredry, z podobnych wątków korzystał też i poprzednik Moniuszki Karol Kurpiński komponując "Zamek na Czorsztynie" lub mniej znaną operę "Leśniczy w Kozienickiej Puszczy".

Znawcy muzyki spierają się do dziś, na ile Moniuszko nadążał po prostu za ówczesnymi tendencjami w operze, na ile jest to muzyka słowiańska, na ile zaś polska. A publiczność nie bacząc na wszystkie spory idzie na "Straszny Dwór", który zachwyca nas swym urokiem, tak jak zachwycać mogą stare ilustracje ukazujące życie naszych przodków.

Wspominam zaś o tym wszystkim dlatego, że właśnie najnowsza inscenizacja "Strasznego Dworu", której w warszawskim Teatrze Wielkim dokonali Marek Grzesiński (reżyseria) i Robert Satanowski (kierownictwo muzyczne) również zmierzała do tego, by wydobyć z tego dzieła to, co dla widza jest najbardziej atrakcyjne i żywe. Każda kolejna scena w tym przedstawieniu budowana jest na zasadzie ożywającego obrazu, szczególnie starannie wyreżyserowane to wszystko, co ukazać powinno staropolski obyczaj, pieśń prządek, kłótnię myśliwych, wjazd kuligu. I co ważniejsze - osiągnięto interesujące efekty nie uciekając się do przepychu i budowania wielopiętrowych dekoracji na scenie. Dekoracje zaś Andrzeja Sadowskiego są skromne, kostiumy Ireny Biegańskiej niewyszukane, gdyż całość jest podporządkowana przede wszystkim robocie reżyserskiej, dopracowaniu każdego szczegółu scenicznego, gestu, kompozycji chóru, tancerzy i statystów.

Autorzy tej inscenizacji nie zapomnieli również, że "Straszny Dwór" jest operą komiczną. Zwykle bowiem eksponowano przede wszystkim jej wątek patriotyczny. To prawda, że Miecznik w swej słynnej arii śpiewa, iż jego przyszły zięć musi "mieć w miłości kraj ojczysty, być odważny jako lew, dla swej ziemi macierzystej na skinienie oddać krew". Ale faktem jest jednak również, że w całej intrydze zawarto wiele komizmu sytuacyjnego i że Moniuszko skomponował jednak muzykę do opery komicznej z wątkami lirycznymi. Tak właśnie poprowadził orkiestrę Robert Satanowski, by wydobyć z muzyki Moniuszki cały jej pulsujący rytm.

Ta inscenizacja będzie miała z pewnością długi żywot, śpiewać w niej będzie wielu solistów, gdyż dla niektórych partii przewidziano i poczwórną obsadę. Trudno wymienić wszystkich. Warto więc tylko zwrócić uwagę, iż wśród wykonawców są i artyści doświadczeni (zawsze doskonały Andrzej Hiolski w kolejnym wcieleniu Miecznika czy Krystyna Szostek-Radkowa (jako Cześnikowa) i artyści młodzi. Polecam uwadze dwa nazwiska: Krzysztofa Szmyta jako Damazego i Jana Wolańskiego jako Macieja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji