Artykuły

Komediowa wiosna w łódzkich teatrach

"Kto nie ma, nie płaci" w reż. Piotra Bikonta w Teatrze Nowym, "Weekend na wsi" w reż. Jarosław Stańkai i Jerzego Jana Połońskiego w Teatrzze Powszechnym oraz "Wydmuszka" w rez. Mariusza Pilawskiego w Teatrze Małym w Łodzi. Pisze Malwina Wadas w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Łódzcy widzowie mogą się wybrać na trzy nowe komedie: farsę Daria Fo w Teatrze Nowym, sztukę Marca Camolettiego w Powszechnym oraz słodko-gorzką historię Marcina Szczygielskiego w Małym.

Każda z tych komedii reprezentuje inną konwencję. Mamy okazję obejrzeć zabawę w anarchistycznym duchu, francuską komedię omyłek i zabawną historię osadzoną w polskich realiach. Poszukujący w teatrze rozrywki łodzianie na wszystkie chętnie kupują bilety.

"Kto nie ma, nie płaci" w Nowym [na zdjęciu]

W 1997 roku Królewska Akademia Szwedzka poinformowała, że Dario Fo otrzymał literackiego Nobla "za odwagę w kreowaniu tekstów" oraz za to, że "chłostał władzę i przywracał godność najbardziej pokrzywdzonym przez los". Gdy ogłaszano werdykt, jego dzieła miało w repertuarach 700 teatrów na świecie. Środowiska kościelne i liczni artyści (w Polsce m.in. Gustaw Herling-Grudziński i Czesław Miłosz) nie kryli oburzenia. Jedną z przyczyn sprzeciwu wobec jego twórczości są jego anarchistyczne poglądy polityczne. Dał im wyraz również w "Kto nie ma, nie płaci", gdzie nieposłuszeństwo obywatelskie pokazał jako konieczną formę oporu wobec kryzysu gospodarczego.

Akcja komedii rozgrywa się w ciągu jednego dnia i opowiada o dwóch małżeństwach z Mediolanu. Kobiety (Mirosława Olbińska i Katarzyna Żuk) zajmują się domem, mężczyźni (Sławomir Sulej i Mateusz Janicki) pracują w fabryce. Kiedy okazuje się, że ceny artykułów spożywczych znów wzrosły i kobiety nie mogą pozwolić sobie na zakup podstawowych produktów, rozpoczyna się bunt - porządne obywatelki okradają supermarket. To daje początek komediowej intrydze. Rozpoczyna się szalona gonitwa - żony uciekają i ukrywają skradzione towary przed policjantami i strażnikami miejskimi, a także przed mężami.

Sytuacja zmienia się dynamicznie: bohaterowie dużo mówią i szybko działają. Niemal każda rozmowa prowadzona na scenie odbija się na widowni salwą śmiechu. Wśród biegania wokół mebli, licznych zwrotów akcji i małżeńskich nieporozumień toczy się debata społeczno-ekonomiczna o aktualnym - choć wciąż komediowym - charakterze.

Aktorzy Nowego (obok wymienionych także: Tomasz Kubiatowicz, Wojciech Oleksiewicz i Dymitr Hołówko) z talentem radzą sobie z komediowymi zadaniami. Zespół wspomaga Jacek Bieleński - łódzki bard z gitarą, który zabawnymi i nostalgicznymi piosenkami komentuje sceniczne zdarzenia. Śpiewane przez niego piosenki o dziurach w drogach i leniwych urzędnikach umieszczają treść komedii Fo w lokalnym kontekście.

Spektakl wyreżyserowany przez Piotra Bikonta tworzy zamknięty świat pełen absurdalnych zdarzeń i ciętych dowcipów, bliższy jednak telewizyjnej reklamie niż prawdziwemu życiu. W tej konwencji utrzymana jest również barwna scenografia Aleksandra Janickiego, który wykreował atmosferę domowego nieporządku - znów rodem z telewizji niż z rzeczywistości. Nad sceną przeciągnięto sznury z kolorową bielizną i pościelą, a wrażenia "swojskości" dopełniły kuchenne meble jak z amerykańskiej reklamy z lat 70. Na tym tle nie dziwią ani jaskrawe kostiumy, ani nieziemsko utapirowane fryzury aktorek.

Realizacji "Kto nie ma, nie płaci" nie można odmówić dowcipu, ale po wizycie w teatrze pozostaje niedosyt. Wiele tu niewykorzystanych szans skomentowania współczesnej rzeczywistości, której podobieństwo do tej przedstawionej przez Fo nie ulega wątpliwości.

"Weekend na wsi" w Powszechnym

Marc Camoletti jest jednym z najpopularniejszych dziś twórców aktualnej lekkiej komedii. Jedna z jego sztuk, "Boeing Boeing", została wpisana do Księgi rekordów Guinnessa za rekordową liczbę wystawień. "Weekend na wsi", którego oryginalny tytuł brzmi "Pyjamas for six" ("Piżamy dla sześciorga"), grany w Teatrze Powszechnym to polska prapremiera sztuki, która we Francji i Wielkiej Brytanii cieszy się dużą popularnością. Akcja dzieje się w podparyskim miasteczku. Małżeństwo - Bernard (Artur Zawadzki) i Jacquelin (Marta Górecka) - ma uroczy domek na wsi, doskonale nadający się na wyjazdy towarzyskie za miasto. Traf chce, że na ten sam weekend mąż zaprasza tam kochankę (Olga Omeljaniec), a żeby żona nie była podejrzliwa, również swojego przyjaciela, który jednocześnie jest kochankiem żony (Janusz German). Poza tym do domku przyjeżdża służąca (Magdalena Dratkiewicz). W takiej grupie nietrudno o zamieszanie. Każdy z bohaterów potrzebuje alibi, wciela się w rolę kogoś, kim nie jest, aż w końcu nikt nie wie, kto z kim sypia, kto kogo z kim zdradza i kto co udaje...

Spektakl wyreżyserowali Jarosław Staniek i Jerzy Jan Połoński, którzy na początku zeszłego sezonu przygotowali w Powszechnym inny spektakl - "39 stopni". Jako reżyserzy "Weekendu na wsi" Staniek i Połoński postanowili pokazać "szwy" spektaklu. Ze sceny teatru wyodrębniono trójkątny, pochylony obszar oznaczony białymi listwami jako plan domku, w którym rozgrywa się akcja. Listwy wyznaczyły również drzwi do pomieszczeń. Poza tym obszarem widzowie widzą, jak aktorzy, którzy zeszli na moment z umownej sceny, odpoczywają, przebierają się i czekają na ponowne wejście "w spektakl". Wszelkie rekwizyty, które pojawiają się na trójkątnej scenie, niczym asystent reżysera podaje jeden z aktorów (Jakub Firewicz). Gdy przestają być potrzebne, zabiera je poza umowne miejsce akcji. Również niektóre sceny służą pokazaniu dystansu między grą a techniczną oprawą spektaklu - aktorzy tańczą w zwolnionym tempie bądź kilka razy powtarzają te same sekwencje, jakby trwały rozważania nad tym, które zakończenie sceny byłoby lepsze... Tym rozwiązaniom nie można odmówić pomysłowości. Ich wykonanie aktorskie nie zawsze jest udane, a czasem zamiast bawić widza - wprowadza dezorientację.

Mocną stroną spektaklu jest oprawa muzyczna autorstwa Marcina Partyki. Trzyosobowy zespół na żywo komentuje sceniczne poczynania aktorów, co nadaje spektaklowi dynamiki.

W programie Powszechny deklarował uszlachetnienie farsy, nadanie jej głębszego znaczenia. Pomysł dobry, ale jego nieudolne wykonanie okazało się czymś bardziej niezadowalającym niż "realizacja oparta na bieganiu wokół mebli, przemykaniu się chyłkiem, potajemnym obłapianiu", od której odżegnywał się teatr.

Spektaklowi nie można natomiast odmówić dowcipu. Tekst Camolettiego świetnie się sprawdza - bawi widzów, a to najważniejsze zadanie farsy.

"Wydmuszka" w Małym

Teatr Mały proponuje spektakl według tekstu Marcina Szczygielskiego "Wydmuszka", który z powodzeniem wystawiany jest m.in. w warszawskiej Komedii, gdzie w głównych rolach wystąpiły Anna Guzik i Joanna Liszowska. W Łodzi reżyserii tekstu podjął się dyrektor teatru Mariusz Pilawski.

Halina (Loretta Cichowicz) - zahukana, chorobliwie związana z matką stara panna pracująca w bibliotece - i Roksana (Malwina Irek) - żona miejscowego biznesmena prowadzącego nie tylko legalne interesy - spotkają się przypadkiem. Zaczynają rozmawiać o miłości, przyjaźni, marzeniach i szybko okazuje się, że skrajnie różniące się kobiety mogą okazać się bardzo podobne.

W Teatrze Małym spektakl podzielono na dwie części i w ten sposób można go również podzielić, porównując nastrój panujący na scenie. Pierwsza część przedstawienia to lekka komedia oparta na zasadzie ścierania się ze sobą przeciwności uosabianych przez bohaterki. Śmiejemy się z tego, że Roksana nigdy nie przeczytała książki, a Halina nie malowała powiek...

Drugiej części dalej od komedii. Wyczuwalne są w niej aspiracje do współczesnego moralitetu o sile kobiecej przyjaźni. Ta część spektaklu, niestety, zbyt pobieżnie traktuje poważne tematy - macierzyństwo i agresję w związku. Sugerowany wątek homoerotyczny w wydaniu, które proponuje Teatr Mały, raczej budzi niesmak i rujnuje zbudowaną wcześniej atmosferę, niż intryguje. Co więcej, widzowie podczas pierwszej i drugiej części spektaklu śmieją się niemal tak samo głośno, co w przypadku ambitnych aspiracji reżyserskich jest bardziej porażką niż sukcesem.

"Wydmuszka" broni się dzięki dialogom Szczygielskiego i profesjonalnej grze aktorskiej Loretty Cichowicz i Malwiny Irek. Aktorki świetnie radzą sobie nie tylko z tekstem, ale i z reakcjami widzów, którzy czasem śmieją się tak głośno i donośnie, że trudno na to nie reagować. Scenografię, oprawę muzyczną i kostiumy można z ledwością uznać za poprawne. Widać oszczędność, by nie powiedzieć skąpstwo, w przygotowaniu widowiska.

Choć niedopracowane, przedstawienie dostarcza jednak chwil rozrywki i wytchnienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji