Artykuły

"Elektra" - Giraudoux

Estrada Poetycka Teatru WP

I. Sens tragedii

Działo się to w starożytnej Grecji, w której każde miasto było samodzielnym państewkiem. W jednym z tych miast nie było króla; król ten bowiem przed 7-miu laty, wróciwszy ze zwycięskiej wyprawy, pośliznął się tak nieszczęśliwie w swojej łazience, że upadł na własny miecz i, przebiwszy się nim, zginął. W imieniu królowej wdowy, Klitemnestry, rządy sprawuje kuzyn zmarłego, regent Egistes. Jest to doskonały mąż stanu, umiejący zachować równowagę społeczną w swoim państwie; istotnie, miasto przeżywa nieprzerwany okres pomyślności materialnej. Być może, że zdarzają się w nim jakieś zbrodnie, regent czuwa jednak nad tym, by zbrodnie te nie nabrały rozgłosu i nie wzburzały opinii publicznej; wie bowiem dobrze, że takie wzburzenie prowadzi do zakłócenia równowagi i powoduje klęski - te właśnie, o których pospólstwo myśli, jako o karach bogów. Woli tedy opierać swoje rządy na niezbyt inteligentnych przeciętnościach, niż na ludziach wybitnych, namiętnych, gwałtownikach prawdy i sprawiedliwości. Można o nim powiedzieć, że jest inteligentnym konserwatystą.

Niestety (dla tej jego koncepcji), sama rodzina królewska nie bardzo nadaje się do takiego spokojnego snu. Zresztą jego dojście do władzy również dokonało się przy pomocy zbrodni: to on bowiem, wespół z królową, - swoją kochanką - zabił króla Agamemnona. Jego do morderstwa skłoniła trochę chęć zemsty za zadawnione krzywdy swojej rodziny a przede wszystkim żądzą panowania; królową popchnęła do tego kroku nienawiść kobiety, oddanej zamąż za niekochanego człowieka wbrew własnej woli. Agamemnon zostawił po sobie dzieci - Elektrę, Orestesa i najmłodszą Chryzostemis. Orestesa wygnała jego matka jeszcze jako dziecko poza granice swego państwa, obawiając się możliwości zemsty z jego strony, gdyby przypadkiem dowiedział się o jej zbrodni; Elektra chowa się w pałacu i od dzieciństwa wzrasta w niej poczucie krzywdy i nienawiść przeciw własnej matce. - Można zrozumieć tę postać, gdy sobie powiemy, że jest ona ciężko nerwowo chora, że przeżywa lęki i halucynacji, że trawi ją nienormalna miłość do cienia własnego ojca. Przeczuwa jakąś zbrodnię w jego niby przypadkowej śmierci, nienawidzi swojej matki - jeszcze nie za to, że go zabiła (bo o tym nie wie), ale za to, że nie okazuje takiego żalu za zmarłym, jak ona sama. Na takim chorobliwym podłożu wyrasta u niej namiętna potrzeba zemsty, którą ona sama uświadamia sobie jako pragnienie sprawiedliwości.

Jasne, że Elektra staje się wrogiem "koncepcji politycznej" Egista; niewątpliwie jest ona zjawiskiem, które może "dawać znaki bogom", wzniecać zamęt i burzyć ład spokojnego państewka. Egistos zatem postanawia wydać ją za ogrodnika, aby ukryć ją niejako w kwiatach i nie dać się ujawnić tym możliwościom. Postanowienie to jest pewnego rodzaju kompromisem, bo Egistos wolałby, być może, zabić ją pocichu i zapewnić sobie w ten sposób bezwarunkowy spokój; a z drugiej strony coś go pociąga w tej małej Elektrze, czego sobie z początku dobrze nie uświadamia. Co właściwie?

Oto Egistos jest materiałem na władcę. Prawdziwy władca, nawet gdy zdobędzie tron drogą niegodną, staje się pewnego rodzaju uosobieniem praworządności. Nawet, gdy w życiu codziennym trzyma się innych zasad, nie może być obojętny na ideał doskonałej sprawiedliwości; bo inaczej nie byłby prawdziwym władcą. Egistes długo nie uświadamia sobie tych pokładów swojej psychiki; ale oto wypadki zmuszają go do tego w dawny i straszny sposób. Na miasto napadają nieprzyjaciele, a równocześnie w zamku zjawia się, wygnany jako dziecko, brat Elektry - Orestes. Egistos każe z początku uwięzić Orestesa; ale to był bodaj ostatni jego czyn, jako człowieka, który podstępem i krzywdą starał się zdobyć władzę. Ta noc przynosi mu jak gdyby rodzaj widzenia, które zmienia go zupełnie. W niebezpieczeństwie osobistym i ogólnym objawia się sobie takim, do jakiego dążył przez całe życie - prawdziwym władcą. Ale to oznacza - jak się rzekło -równocześnie sprawiedliwość i uczciwość. Egistos chce już teraz panować inaczej; ideałem jego staje się "bezwzględna sprawiedliwość" Elektry. Królem może zostać jedynie przez małżeństwo z Klitemnestrą, ale pragnie, aby Elektra pozwoliła na to małżeństwo; ten krok z jej strony oznaczałby dla niego coś jak mistyczne pomiatanie na prawdziwego władcę.

I na tym właśnie polega jego tragedia. Jak sądzicie, czy człowiek, który doszedł do władzy przez zbrodnię ma prawo zapomnieć o niej, jako król, i być czystym? Elektra uważa, że nie. Ona również miała widzenie tej nocy, gdy czuwała nad snem Orestesa, i zrozumiała, że to jej matka zabiła jej ojca; a później, przypadkowo, dowiedziała się jeszcze, że Egistos jest kochankiem matki i współmordercą. Trudno powiedzieć, czy wogóle nie umiałaby przebaczyć żadnej zbrodni; ale jej egzaltowana miłość do ojca nie pozwala jej przebaczyć tej jednej. Nie zgadza się więc uznać Egiestosa królem, nawet, gdy uświadamia sobie, że ten jej brak zgody oddaje całe miasto na pastwę wroga.

Egistos tedy przegrał; przegrał w momencie, w którym uzależnił się od Elektry. Mógł, ostatecznie, nie pytać o jej zdanie, uwięzić ją, obwołać się królem; ale on kocha teraz tę Elektrę, nie tyle może nawet ją, ile jej czystość świętość, sprawiedliwość.- Władza królewska, którejby nie uznała Elektra, nie byłaby dla niego władzą. Każe zwolnić Orestesa i chroni się z Klitemnestrą do pałacu. Tu właściwie, tym dobrowolnym niemal skazaniem się na śmierć, mogłaby się tragedia zakończyć.

Ale trzeba jeszcze załatwić sprawę Elektry. Istota, która zdaje się przedstawiać w tragedii bezwzględną, integralną sprawiedliwość: taką, że niech ginie miasto, niech zbrodnie piętrzą się pod niebo, byleby ukaraną została tamta jedna zbrodnia, której ona stała się mścicielką. Powiedziałby ktoś, że to nie żadna nadludzka sprawiedliwość, a poprostu nieludzka, okrutna chęć zemsty powoduje nią, gdy godzi się na takie rozwiązanie. Ktoś inny mógłby tu dodać, że możemy ją zrozumieć w takim jakimś sensie, jak rozumiemy czyn człowieka chorego, któremu jego własna krzywda przysłoniła normalne ludzkie proporcje - ale że nie możemy tego uznać za słuszne. To jednak byłoby pewnym uproszczeniem. Sprawa jest znacznie trudniejsza.

Elektra jest naprawdę niemal obłąkaną, opanowaną przez furię istotą. Jej zachowanie się, postępki, słowa wyraźnie na to wskazują. Człowiek w tym stanie nie umie rozumować świadomie. Ale też Elektra nie ma być już teraz świadomą bohaterką dającą przez krew i zbrodnię do poniszczenia swojej krzywdy; ona jest jakgdyby narzędziem. Narzędziem i jednocześnie ofiarą tej siły, która sprawia, że zbrodnie raz dokonane nie zostają przez ludzkość wchłonięte, ale-poprzez nowe klęski i szaleństwa - każą dążyć ludzkości do czegoś lepszego. W ostatniej scenie tragedii taras królewski zalewają dziwaczne postacie kalek, żebraków, włóczęgów... czy to nie coś, jak widmo rewolucji? Tak, właśnie rewolucji, tej siły, która miażdży zarazem złe i dobre, i rozpętuje nawet dalsze złe moce, ale przecież niesie z sobą jakieś przeczucie prawd nowych, lepszych, słuszniejszych. Elektra nie wygrywa niczego, biorąc na swe sumienie zagładę miasta; ale może wygra na tym ludzkość. Choć więc owa "sprawiedliwość" Elektry jest jedynie nazwą dla jej choroby i nienawiści, to przecież, może, wywołując ten ferment i ten bunt, rozżarzając ludzkie pragnienie sprawiedliwości do temperatury przypominającej wnętrze słońca, przyczynia się jakoś do tego, że kiedyś zapanuje na świecie prawda, polegająca na radości i miłości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji