Artykuły

Karanie Polski

"III Furie" w reż. Marcina Libera w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Marcin Liber zrobił w Legnicy przejmujący spektakl o polskich paranojach.

Dziesiąty kwietnia spędziłem z premedytacją w Legnicy. Spektakl Marcina Libera okazał się genialnym antidotum na rocznicowy przypływ uczuć patriotycznych i bohaterskich. Przerobiona z osiedlowego supermarketu Scena na Piekarach była pełna takich jak ja dezerterów od państwowej i kościelnej celebry. Ale Liber pokazał, że ucieczka od polskiego tematu nie jest możliwa, ulgę daje samo wprowadzenie nowego tonu. Trzeba zszyć rany absurdem, odwrócić hierarchię wartości, wydrwić kłamstwo i pozę. Stworzone z pomocą trzech autorek przedstawienie jest zamierzonym sequelem głośnej i "(A)Polonii". Liber nie żeruje na estetyce Warlikowskiego, ale ją pastiszuje, polemizując z tamtym ujęciem sensu ofiary, także winy i kary. Dawno nie widziałem spektaklu, który by w tak oczywisty sposób przeżywał" i przetrawiał świat swojego pierwowzoru, żeby fundamentalnie inaczej rozpoznać temat polskiego losu, przy okazji stwarzając absolutnie nową jakość stylistyczną.

Na żywo gra zespół Moja Adrenalina. Całym widowiskiem steruje kpiący z ról i image'u Andrzeja Chyry Rafał Cieluch. Na reliefowo rozciągniętej scenie dokonuje się świadomie przerysowany dramat dwóch kobiet: niejakiej Danuty Mutter (Joanna Gonschorek), okropnego polskiego babona rodzącego "dzidzię" - dziecko kadłubek, symbol parszywego polskiego nieudacznictwa i cierpiętnictwa, oraz Alkmeny Markiewicz (Ewa Galusińska), ducha pani profesorowej wydanej podczas okupacji gestapowcom przez matkę Mutterowej. Duch zabitej Alkmeny stuka do bram nieba i nie może wejść, bo nie wie, czy jest winna temu, że jej syn Herakles-Stefan stał się bezwzględnym akowskim cynglem wykonującym wyroki Państwa Podziemnego zarówno na zdrajcach, jak i przeciwnikach politycznych. Z kolei Mutter łazi po Warszawie i skamle, że nie pozwolono jej sprzedać "dzidzi" Niemcom na grill i zamiast tego powieszono kalekę w kościele jako symbol cierpień narodu.

Obie kobiety połączy zielona jesionka, z której powodu matka Mutter doniosła na ukrywającą się u niej w oborze profesorową. Dziwne to pojednanie: babon przykrywający dygoczącego ducha wyjętym z rodzinnego skarbca płaszczem. Liber czuje, że nie ma tu żadnego wybaczenia, pokazuje tę scenę bez ulgi, że zrodzi się z tego jakieś dobro. Aktorzy cytują na scenie cały zestaw narodowych póz: oddają głos kibolom i kosynierom, polskim wąsatym gejowskim hydraulikom i dworcowym kurwom. Winne i niewinne ofiary wojny i komunizmu przynoszą wieńce z napisem "Polacy, nic się nie stało". Może ich ofiarność była na darmo, bycie katem jest naturalne jak oddychanie, a Polska okazuje się przechowalnią nieświadomych swych grzechów winowajców, którzy nie rozumieją, dlaczego spotkała ich kara.

Liber proponuje inny rodzaj rozmowy z Polską i o Polsce niż Strzępka czy Klata. Jest mniej agresywny, mniej anarchiczny, ale trafia w samo sedno. Wielki, przerażający seans.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji