Artykuły

To potężny kawał literatury...

- Chcę pokazać, że pewne gatunki teatralne, nie uprawiane w tej chwili z różnych powodów, niosły ze sobą mnóstwo radości, bezpośredniego kontaktu z widzem. To tradycja, która wyrosła z jarmarków i odpustów, gdzie po pracy ludzie chcieli się bawić - mówi KATARZYNA DESZCZ, reżyser "Opowieści gargantuicznych", najnowszej premiery Teatru im. Mickiewicza w Czestochowie.

Teatr daje w sobotę o godz. 19 siódmą premierę tego sezonu - "Opowieści gargantuiczne" wg François Rabelais'go. Bilety 50 zł. Kolejne przedstawienia: niedziela - godz. 19 i wtorek - godz. 10; bilety: 15 zł, 20 zł, 25 zł.

Słynna XVI-wieczna powieść "Gargantua i Pantagruel" Rabelais'go to historia dobrotliwych olbrzymów, władających krainą w Turenii. Władanie to ojciec i syn - obaj nadludzkiej siły - urozmaicają sobie ucztami, żartami, komicznymi fortelami, pojedynkami oraz parodystycznymi debatami, w których stroną przeciwną byli teologowie, prawnicy, filozofowie i inne autorytety.

Tadeusz Piersiak: Wybrała Pani tekst autora, który soczystym językiem opowiada o aspektach życia człowieka uważanych za wstydliwe - np. o jego fizjologii.

Katarzyna Deszcz, reżyser: Ale mówi bardzo lekko, dowcipnie. Nawet jeśli historie mają sprośne akcenty, a język dosadność, to nie jest to wulgarne, nie obraża. Wręcz odwrotnie: finezyjny, wysmakowany tekst jest majstersztykiem opowiadania o rzeczach przyziemnych - kochaniu się, jedzeniu, piciu. I jeszcze mamy zachwycające tłumaczenie Boya. To potężny kawał literatury...

Tak czy inaczej humor pozostaje w nim rubaszny. Czemu się Pani zdecydowała akurat na niego?

- Ciągle próbuję rozszerzać naszą ofertę repertuarową o różne pozycje, konwencje, bardzo różny język teatru. Poprzednia nasza propozycja - "Lęki poranne" Grochowiaka - to była współczesna literatura polska, choć już klasyczna, pisana przepięknym językiem poety. Teraz cofamy się o niemal 400 lat, do zupełnie innego teatru, który odwoływał się do śmiechu, ludyczności, jarmarczności.

O czym opowiada Rabelais?

- O relacjach społecznych. O hipokryzji, miłości, potrzebie radości... - różnych rzeczach, które dobrze znamy, choć czasem pokrywamy je wstydliwym milczeniem. Kiedyś też były różne mody, jakieś opcje polityczne, ci byli dobrzy, ci źli. Czyli zobaczymy mechanizmy, które się nie starzeją, działają zawsze i wszędzie. Korzenie tego renesansowego tekstu tkwią w późnym średniowieczu, ale staram się go opowiedzieć bardzo współcześnie. Nie chcę pokazywać teatralnego muzeum, aby widzowie się dowiedzieli, jak to onegdaj robiono sztuki. Odwrotnie - chcę pokazać, że pewne gatunki teatralne, nie uprawiane w tej chwili z różnych powodów, niosły ze sobą mnóstwo radości, bezpośredniego kontaktu z widzem. To tradycja, która wyrosła z jarmarków i odpustów, gdzie po pracy ludzie chcieli się bawić.

Książkowy oryginał ma kilkaset stron. Adaptacja chyba nie objęła całości?

- Z wielu wątków musieliśmy zrezygnować; gdybyśmy chcieli zostawić wszystko, przedstawienie musiałoby trwać tydzień. Z Andrzejem Sadowskim - scenarzystą, a zarazem scenografem - zdecydowaliśmy się na te fragmenty, które wykpiwają pewne stereotypy zachowań. Oczywiście zachowujemy historię narodzin Gargantui i Pantagruela, całą fantastyczność ich wielkiej wyprawy.

Aktorów będzie...

- Ośmiu. Grają ponad 30 "większych" postaci i niezliczoną ilość epizodów. To jest ta właśnie konwencja, o której wspomniałam: aktor na oczach widzów staje się kimś innym, wystarczy, że zmieni kostium lub sposób poruszania się. Konwencję, zasadę umowności wykorzystujemy też w sposobie przenoszenia akcji z miejsca na miejsce - jawnym dla widzów. Prosta, wielofunkcyjna scenografia przetwarza się na ich oczach: np. coś, co było beczką na wino, za chwilę staje się mostkiem kapitańskim statku. Będą wreszcie stare, wypróbowane chwyty teatralne - ze światłami i błyskawicami.

Muzyka podobno została napisana specjalnie do tego spektaklu.

- Tak, skomponował ją - zgodnie z harmonią renesansową - profesor Włodzimierz Pyzik, specjalista od muzyki dawnej, wykładowca Akademii Muzycznej w Krakowie, multiinstrumentalista. Nagrania dokonał zespół wykorzystujący stare instrumenty.

Kogo chce Pani zainteresować tym spektaklem?

- Mam nadzieję, że to przedstawienie będzie bawić. Czyli może się na nie wybrać i człowiek młody, i dorosły. Za to na pewno nie jest dla kogoś nastawionego na dociekanie ukrytej metafory, dla którego teatr to miejsce cichej kontemplacji. To - uprzedzam - będzie sztuka głośna, rozbiegana, rozkrzyczana. Ale Rabelais zapisał w tym zgiełku bardzo dużo mądrych rzeczy. I myślę, że w Częstochowie jest sporo widzów, którzy taki teatr polubią.

Na zdjęciu: Katarzyna Deszcz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji