Polski Dante Szajny
Echa włoskich sukcesów Dantego Szajny doszły do nas zanim to przedstawienie ukazało się w Teatrze Studio w Warszawie. Teraz możemy je ocenić własnymi oczyma. Dante był wydarzeniem na festiwalu florenckim, jest wydarzeniem w naszym życiu teatralnym. Być może, to najdojrzalsze dzieło Szajny. Szajnę można lubić albo i nie - to sprawa gustu. Osobiście zawsze widziałem w nim wielkiego artystę teatru, nie potrzebują teraz zmieniać zdania. W "Dantem" pozostał całkowicie sobą, ale użył nowej materii plastycznego wyrazu. Stać mnie na co innego - jakby mówił tym, którzy sarkali na stałe powroty używanych przez niego efektów, na uporczywe obsesje obozowe, na katastroficzne wizje świata.
Pozostał sobą - twórcą teatru, który działa przede wszystkim dramatyczną wizją plastyczną. Słowo schodzi na drugi plan, niekiedy powtarza myśli Dantego jako motywy przewodnie, niekiedy zamienia się tylko w dźwięk jako element muzyki, którą KRZYSZTOF PENDERECKI objął przedstawienie w przerażającej grozie na początku i rajskich chorałach na końcu. W szaleństwie obrazów teatralnych o iście piekielnej ekspresji łatwo się - zwłaszcza bez znajomości "Boskiej komedii" - zgubić. Trudno też - po jednorazowym obejrzeniu - opisać przedstawienie, przetłumaczyć je na język rozumowy, wyjaśnić metafory i symbole. Można tylko poddać się odbiorowi uczuciowemu, zachwycić pięknem steatralizowanej plastyki.
Szajna chce wydobyć z "Boskiej komedii", to, co w niej dla nas współczesne. Przerzucić most między średniowiecznym arcydziełem poezji a dniem dzisiejszym - zarówno w treściach jak i w środkach wyrazu. Oto prawdziwy teatr okrucieństwa. Oto świat, który zamienił się w piekło. Oto człowiek, który zstąpił do jego czeluści. Oto historia człowieka rozpięta między zbrodnią i świętością, między bólem i radością, między wolą tworzenia wartości i ich burzeniem. Oto wieczna teza i antyteza - życie i śmierć.
Przedstawienie komponuje się na zasadzie jedności widowni ze sceną. Przerzucony przez widownię pomost z drabiną sięgającą balkonu tworzy krzyż, na którego ramionach wiszą łotry. To świat realny z realnymi ludźmi-widzami, którzy uczestniczą w widowisku Golgota życia ludzkiego -- ból i męka, z rozpaczliwym wołaniem: łudźmy się nadzieją! Po szczeblach drabiny schodzą pielgrzymi, spada czołgając się Dante (LESZEK HERDEGEN), Człowiek-Chrystus. W ramionach Beatrycze (ANNA MILEWSKA) tworzy przepiękny układ średniowiecznej Piety. On oraz apostołowie: Jakub (ZYGMUNT MACIEJEWSKI), Jan (PIOTR CIEŚLAK), Judasz (JÓZEF WIECZOREK), a takie kobiece wcielenia różnych miłości: Maria (ALEKSANDRA KARZYŃSKA), macierzyństwo; Magdalena (JOLANTA LOTHE), nienasycony seksualizm: Franczeska (EWA KOZŁOWSKA), dziewczyna erotyka - ci wszyscy zachowują własną, ludzką twarz i ciało. Reszta te kukło-człekokształtne stwory z kręgu fantazji. Z krzyżowego pomostu Dante-Herdegen zwróci się wprost do widzów: Ojczyzno moja!, by sypnąć im w twarz ostrymi inwektywami, jakich poeta florencki nie szczędził swemu miastu. Stąd też apostołowie rozegrają z widzami scenę z zupełnie niezwykłej wymowie teatralnej: umyj ręce!
Na widowni więc, na krzyżu - świat realny. Na scenie, na kuli ziemskiej, kręcącej się w obrotówce - świat fantazji, piekło. Pierwszy podświetlony czerwienią, drugi błękitem. W głębi Ściana Płaczu, padają na nią projekcje filmowe. Otwierające się i zamykające wrota dzielą i łączą te dwa światy. Na scenie przegląd mąk piekielnych pokąsanych z rozrzutnością okrutnej wyobraźni i wyrazistością metaforyki. Oszałamiająca gra ruchów, kształtów, barw, świateł cieni, dźwięków. Judasz, który w tym przedstawieniu uosabia zło przeczące wszelkim nowym wartościom, zawisły na pętli ze srebrnikami sypiącymi się z martwej ręki. I końcowe sceny: opadająca masa białego płótna przykrywa wszystko, kręcą się słońca - planety z włamanymi w nie ludźmi - to są piękności, od których dech zapiera.
W "Boskiej komedii" Wergili oprowadza Dantege po piekle. U Szajny rolę przewodników przejęli Beatrycze i Charon (ANTONI PSZONIAK). Beatrycze jako symbol miłości i związanej z nią śmierci, która przynosi odrodzenie światu. Charon z racji swojej funkcji przewoźnika dusz i pośrednika między dwoma światami. Charon też i Cerber (GUSTAW KRON) przed rozpoczęciem przedstawienia stoją w zastygłych pozach z wejścia na widownię, strzegą piekła.
Dante Szajny syci się współczesnością, jest po swojemu wierny "Boskiej komedii", a równocześnie mieści się w ciągu tradycji naszego dramatu romantycznego. Ma w sobie coś z misteryjności "Dziadów", z bolesnego szyderstwa Słowackiego, z antymonii i syntezy życia i śmierci u Wyspiańskiego. W tym sensie jest to polski Dante. I jest to Szajna przede wszystkim.
Wymieniłem tylko z nazwiska najważniejszych aktorów. Byłoby niesprawiedliwością nie wspomnieć o ich wysokim kunszcie i bohaterskim pokonywaniu nieprawdopodobnych trudności fizycznych. Ich praca złożyła się także w dużej mierze na wybitność przedstawienia, na którym widownia przez niespełna półtorej godziny zamiera w zaczarowanej ciszy, i z którego wychodzi się pod wrażeniem nie do zapomnienia.