Artykuły

Nie mógłbym robic nic innego

Pytany o wymarzoną rolę, opowiada o fascynacji "Mistrzem i Małgorzatą". Chciałby zaadaptować ją na scenę, a zagrać nawet kilka ról. Jeszua, Woland, Korowiow, Behemot - wie, że odnalazłby się w każdej z nich - sylwetka KRZYSZTOFA BOCZKOWSKIEGO, aktora wrocławskiego Teatru Współczesnego.

Jako siedmiolatek statystował w filmie "Pan Kleks w kosmosie", a o szkole teatralnej myślał już w podstawówce, bo... mieszkał naprzeciwko PWST.

We Wrocławskim Teatrze Współczesnym debiutował rolą Gidiego Batzera w znakomitych "Grach" w reżyserii Redbada Klijnstry. Był rok 2003 i zawodowa przyszłość młodego aktora dopiero nabierała rozpędu. Dziś Krzysztof Boczkowski ma za sobą kilkanaście bardzo dobrych kreacji i nadzieję na przyszłość.

Krzysztof Boczkowski jest wrocławianinem od urodzenia, wychował się na Krzykach. Dziadkowie przyjechali spod Lwowa. Ojciec jest emerytowanym policjantem, mama księgową.

Szkołę teatralną we Wrocławiu skończył w 2003 roku. Właściwie o niej nie marzył, tylko naturalnie dążył do aktorstwa od wczesnego dzieciństwa.

- Mam artystyczną duszę i nie mógłbym robić nic innego -tłumaczy, dlaczego został aktorem.

Jakkolwiek nieprawdopodobnie by to brzmiało, zawód spodobał mu się, kiedy jako pięciolatek zagrał Szambelana w przedszkolnym przedstawieniu "Kopciuszka". Ojciec zrobił mu szambelańską laskę, którą uderzał w podłogę, ogłaszając nadejście gości pojawiających się na balu. Ubrany w czarne pantalony, w koszuli ozdobionej białym żabotem, był troszkę zazdrosny o rolę Księcia.

- Ale Szambelana zagrałem świetnie - śmieje się. I od tego momentu chciał grać.

Jako siedmiolatek statystował w filmie. Do "Pana Kleksa w kosmosie" Krzysztofa Gra-dowskiego trafił dzięki koleżance ze szkoły i z podwórka. Dziewczynka grała tam księżniczkę, powiedziała mamie, że na podwórku jest chłopak, który mógłby zagrać. Krzyś zagrał Papinga trzynastego.

A do szkoły droga prosta

O szkole teatralnej myślał już wpodstawówce. Nic dziwnego, bo rodzina Boczkowskich mieszkała naprzeciwko PWST, okna mieszkania wychodziły na jej dziedziniec, a do szkolnej stołówki Krzysztofa na tanie obiady przychodzili studenci. Aktor do dziś pamięta, jak siadali w wydzielonym dla nich miejscu. - Idąc do szkoły z domu, albo z powrotem, widziałem grupę "dziwaków" na dziedzińcu, to było fascynujące - śmieje się dziś.

Trafił do Liceum nr III, do humanistyczno-teatralnej, autorskiej klasy Dariusza Romanowskiego. Uczył się w niej rozszerzonego języka polskiego, program historii też był rozszerzony, poznawał wiedzę o teatrze, plastykę ze scenografią.

Kiedy przyszedł na egzaminy do PWST, starsi studenci znali go z widzenia i krótkich pogawędek. - Mój wybór zawodu aktora był więc wypadkową wielu czynników, naturalnym procesem wychowawczym - tłumaczy Krzysztof Boczkowski.

Fach zdobywał od Andrzeja Makowieckiego, Krzysztofa Dracza, Grażyny Krukówny, Jerzego Schejbala, Haliny Śmieli-Jacobson, Wojciecha Kościelniaka, który uczył go elementarnych zadań aktorskich. Dzisiejszy kolega z teatru - Krzysztof Kuliński - był jego dziekanem.

Student Boczkowski myślał nie tylko o nauce, był starostą, pracował w senacie. Po śmierci Igi Mayr został asystentem Andrzeja Makowieckiego.

Dziś już trzeci rok sam wykłada w szkole teatralnej, uczy scen klasycznych ipisze doktorat pod kierunkiem Krzysztofa Kuliński ego. Rozprawa dotyczy budowy roli charakterystycznej w przedstawieniu "... np. Majakowski" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.

Chrzest bojowy...

... przeszedł tuż po szkole. Nie chciał grać w teatrze repertuarowym. Wspólnie z grupą przyjaciół postanowił założyć własną grupę i prowadzić działalność alternatywną. Wyjechali do Pucisk koło Puszczy Białowieskiej, gdzie jeden z przyjaciół odziedziczył gospodarstwo po dziadku. Przerobili stodołę na salę teatralną, zainwestowali, co mogli, ale pomysł rozbił się o brak pieniędzy i dobrej organizacji. Nie wystawili przedstawienia.

Nie wrócił do Wrocławia, pojechał do Krakowa. Krótko występował w objazdowym teatrzyku "Teatr Katharsis", grającym historyjki edukacyjno-profilaktyczne dla uczniów. Przeszkadzał mu niski poziom i nastawienie na szybki, łatwy zarobek.

- To był chrzest bojowy, bo przeżywałem prawdziwe katusze, wiedząc, jak powinien wyglądać teatr - wspomina. I dodaje, że wyprawa przydała mu się, bo inaczej zaczął myśleć o sobie samym jako aktorze. Wrócił do Wrocławia. Dostał propozycję od Jacka Głomba z legnickiego Teatru im. Modrzejewskiej. We "Wschodach i zachodach miasta" grał kilka ról: aktora rosyjskiego, Żyda, repatrianta, aktora niemieckiego, esesmana z chóru. Bardzo spodobał mu się zespół teatru. Zagrał tam jeszcze Nunu w bajce "Titi i Nunu" w reżyserii Janusza Chabiora. Akurat Redbad Klijnstra szukał aktorów do "Gier" i zaproponował mu współpracę. Tak Krzysztof Boczkowski trafił do Współczesnego. Przyszedł czas na "Zwycięstwo" w reż. Heleny Kaut-Howson - pracę u boku Danuty Stenki, "Lochy Watykanu" w reż. Jana Klaty (zagrał Cave'a), "Amerykański blues" w reż. Krystyny Meissner (wystąpił jako John Polk). Pracował z Waldemarem Krzystkiem, który zaprosił go do roli Gipsona w "Niskich Łąkach". Grał też w "Nakręcanej pomarańczy" - znów pod kierunkiem Jana Klaty.

Wszystkie role były warte zapamiętania. Po kilku latach znów pracował z Redbadem Klijnstra-jako Lucjan w "Historii przypadku". Michał Zadara obsadził go w "Kartotece" Różewicza oraz w "Księdze Rodzaju 2" Antoniny Wielikanowej i Iwana Wyrypajewa we Współczesnym i zaprosił do "Operetki" Gombrowicza w Teatrze Muzycznym Capitol. Był też m.in. Radcą w "Trans-Atlantyku" w reż. Jarosława Tumidajskiego, zagrał w "... np. Majakowski", wystąpił jako Józek w różewiczowskiej "Pułapce" reż. Gabriela Gietzky"ego. Można go zobaczyć jako Łohoyskiego w "Pożegnaniu jesieni", niedawnej premierze Teatru Współczesnego. Zapytany o scenę, w której nago skacze na skakance, odpowiada:

- Nie wykonuję żadnych obleśnych, wulgarnych, niesmacznych gestów, po prostu tylko podskakuję. I tyle. Ciało jest narzędziem pracy. Nie skacze Krzysztof Boczkowski, tylko Jędrek Łohoyski, który wyszedł z wanny po wspaniałym seksie, na kokainie, czuje się świetnie i za chwilę cały świat mu się rozwali. Opowiadam historię, nie czuję wstydu ani żenady, bo z założenia nikogo nie obrażam ani nie prowokuję. A Łohoyski jest ekscentrykiem, skakanie jest dla niego naturalną czynnością o poranku - mówi.

Podkreśla też zdziwienie, że jego nagość budzi duże zainteresowanie, podczas gdy nikt nie komentuje nagości grającej Zosię Aleksandry Dytko. - Zosia tnie sobie żyły, to dopiero jest szokująca scena - dodaje.

Magia Słowackiego, Wyspiańskiego i Wrocławia

Jak sam mówi - wgryza się w klasykę. Dużo czyta i coraz bliżsi wydają mu się Słowacki i Wyspiański z całą magią, umiejętnością pokazania polskiej duszy.

- Dysponowali niesamowitą wyobraźnią i bardzo pięknym warsztatem poetyckim - uważa.

Pytany o wymarzoną rolę, opowiada o fascynacji "Mistrzem i Małgorzatą". Chciałby zaadaptować ją na scenę, a zagrać nawet kilka ról. Jeszua, Woland, Korowiow, Behemot - wie, że odnalazłby się w każdej z nich.- To literatura bardzo bliska mojej wyobraźni i wrażliwości, patrzenia na świat, dostrzegania we wszystkim religijności - twierdzi.

Co zajmuje go poza teatrem? Odpowiada krótko: - Gry play-station, rower- mówi. I dodaje, że niedawno ktoś ukradł mu jego ukochany, ciężko zarobiony dwukołowy pojazd.

- Ma Pan ulubione miejsca we Wrocławiu? - pytam. - To po prostu cały Wrocław - odpowiada i dodaje, że wszędzie w mieście jest "u siebie". Bardzo lubi Rynek, starówkę, spacery nad Odrą. Od kilku dni jest szczęśliwym posiadaczem własnego mieszkania, które na wakacjach będzie remontował razem z Anną Kiecą, narzeczoną i aktorką w tym samym teatrze. Prawdopodobnie planowany remont nie pozwoli na wakacje na wodzie. Krzysztof Boczkowski kocha spływy kajakowe, spędza czas, płynąc polskimi rzekami.

Na razie już wkrótce zaczyna pracę z Igorem Jacka, dyrektorem Teatru Artystycznego w Moskwie, uczniem Anatolija Wasiljewa. - Przygotowuje adaptację "Wiernego Rusłana" - powieści Gieorgija Władimowa. - Na razie nie wiadomo, kogo zagram. Igor Jacko to niezwykły człowiek, ma świetną technikę i reżyserską, i aktorską. Zademonstrował mi parę rzeczy, cieszę się, że będę mógł rozszerzyć moją technikę i nauczyć czegoś nowego - mówi Krzysztof Boczkowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji