Artykuły

Dante Szajny

Jeśliby - nie wchodząc na rozległy teren filiacji literackich - światowe dzieje Dantego śledzić uproszczonym, ale i upowszechnionym dziś dwoistym szlakiem: obraz i dźwięk (przekazywane zresztą, tak czy owak, nade wszystko słowem), to obraz zajmie miejsce zdecydowanie pierwsze. Wystarczającym dowodem są liczne - w różnych czasach - bądź to wizerunki poety, bądź plastyczne zarysy jego dzieła. W porównaniu z okiem, uchu skromny przypada udział w tym dziedzictwie, jakkolwiek już w pierwszych tercynach brzmią jęki i krzyki gromady potępieńców i aż po końcowe strofy Raju odzywają się tony "tak słodkiej kapeli, że po niej (poeta) nigdy już nie pozbył się tęsknoty". Bowiem wizja piekielnych potępieńców utrwaliła się w wyobraźni całych pokoleń, wyciskając piętno również na intuicyjnie odtwarzanych rysach wygnańca i pielgrzyma (tu mimochodem wzmianka: na wystawie, jaką w rocznicę Lenartowicza zorganizowała Biblioteka Narodowa, był też - wykonany przez zadomowionego we Florencji autora Zachwycenia - posążek Dantego, który mógłby współzawodniczyć z niejednym pomnikiem o wymiarach konkursowych).

Plastyka w tradycji dantejskiej powołać się może na wiele świetnych nazwisk, w skromniejszej skali również na wydany u nas w jubileuszowym roku 1965 tom Komedii ilustrowany przez 33 grafików - z różnym - jak oczekiwać było można, powodzeniem. Rodem z plastyki, podkreślona przez ruch i światło, jest też interpretacja Szajny w miarę komentowana urywkami przekładu Porębowicza, z przytaczanym tu i tam dosłownym wierszem oryginału.

Jest to wizja wypełniająca nie tylko właściwą scenę, ale różne poziomy i odnogi teatru - obyczajem dziś, jak wiadomo, coraz częstszym, wyrosłym po części i ze wzgardy dla sceny "pudełkowej" i z pędu do bezpośredniego kontaktu widza i aktora, a mogącym - poza bliskimi w czasie - powołać się na odległych antenatów: czyż w średniowieczu akcja sceniczna nie wypełniała przyległych ulic i placów? Podnieść jednak należy, że Szajna znalazł doskonałe rozwiązanie misteryjnej w swej istocie sytuacji: grzeszna gromada kalek i nędzarzy gnana głosem ogromnej kołatki wielkopostnej, z wysokości teatralnego balkonu czołga się konwulsyjnie po pochylni na poziom pierwszego planu: scena pełna ekspresji i uzasadniona artystycznie, w przeciwieństwie do żelaznej konstrukcji mostu z Wesołego Miasteczka, jaki zawieszono nad głowami widzów w Balladynie, niewiele przyczyniając się do jej "unowocześnienia".

Niełatwo byłoby dać przegląd całej obsady widowiska, tym bardziej, że pewne role są dublowane. Słusznie nie zapuszczano się w gąszcz doktrynalnych dyskusji. Zrezygnowawszy z przewodnictwa Wergilego, Szajna wysunął trzy główne postaci: samego poety, który - z trafnym rozłożeniem akcentów przez Leszka Herdegena - jest właściwie dyrygentem całej gry oraz utrzymującego karność w podziemiu Charona (Antoni Pszoniak), a wreszcie mającej już posągowe rysy donna angelicata Beatryczy. Ale nie wszystkim spotkanym przez poetę udało się zachować w pełni właściwą im postawę również w wersji polskiej. Tak uchodzi uwagi jeden z najbardziej dramatycznych momentów Komedii: wystąpienie Farinaty, który kiedyś uratował własne miasto od zagłady, a strącony do otchłani "wznosi piersi i czoło surowe, jakby miał piekło w pogardzie bezdennej". Także zwrócone do towarzyszy wezwanie Ulissesa: "Nie żmudźcie duszę wydobyć z ciemnoty...." pozostaje właściwie na marginesie.

W przeciwieństwie do wielu poprzedników, Szajna nie pozostał w granicach Piekła, chociaż i on - w moim odczuciu - nie uniknął jego przewagi. Ale cierpienia nieszczęsnych potępieńców nie budzą tu odrazy, w przeciwieństwie choćby do okropności obozu koncentracyjnego w Lirze Bonda. Sprawia to nie tylko bardziej ludzki ton współczucia i litości ("Bo mnie już w piersiach dławi litowanie"), ale zasadniczy rys Boskiej komedii: występując jako sędzia ludzkości dawnej i współczesnej, Dante nie budzi nigdy wątpliwości, że jest moralnie uprawniony do wydawania sądu - potępienia, wzgardy czy współczucia i czci. Jego inwektywy godzące we Florencję i wybuchy gniewu są głosem oburzenia wobec zachwiania ładu w świecie, gdzie "słuchają wiecznego porządku wszystkie istoty". Boska komedia jest wielkim poematem światła, światła o różnym natężeniu i barwie, mogącym błyskami przezwyciężyć nawet ponure mroki piekielnej otchłani. Iskry i ogniki lśnią nad tercynami Raju, na który Dante spogląda, jak na kwiecistą łąkę. W ujęciu Szajny dominuje tu biel, przekonywająca swą prostotą. Rozrzucenie symultaniczne spektaklu - chociaż nie sposób myśleć o wciśnięciu go do jednej, choćby obszernej klatki - ogranicza jednak odbiór przez widza, nie obdarzonego głową obrotową, dotyczy to zresztą wrażeń zarówno wzrokowych, jak słuchowych - wobec częstych u nas niedostatków dykcji. Toteż nic dziwnego, że przy nasłuchiwaniu (przez słuchawkę?) tekstu w obcym dla mówiącego języku i to będącego miernym przekładem z przekładu, zastrzeżenia współczesnych florenckich odbiorców zwracały się w tym kierunku. Że mimo to Szajna wyszedł z tej próby z pełnym sukcesem artystycznym to bez wątpienia jedno z poważnych osiągnięć współczesnej sztuki polskiej wśród obcych.

Saint-John Perse, laureat Nagrody Nobla, zaproszony w roku 1965 do otwarcia jubileuszowego Kongresu we Florencji, nie mógł się w przemówieniu powstrzymać od wyrażenia zdziwienia: "Że dzieło poetyckie, mierzące tak wysoko, tak górujące pomysłem, przeciążone nieskończenie treściami intelektualnymi, racjonalizmem dogmatycznym i czystą scholastyką - że dzieło doktrynalne i które nade wszystka chce być dziełem budującym, odpowiadające w terminologii alegorycznej wymogom szkoły jak najbardziej sprzecznym z wszystkimi naszymi pojęciami o poetyce nowoczesnej, mogło bez załamania, jako dzieło żywe również dla nas, udźwignąć taki ciężar konwencji - to jest prawdziwe czarodziejstwo".

Oczywiście, jest to przejście obok potężnej plastyki dantejskiej. Nie mniej od przeciwieństw, które uderzyły francuskiego poetę, zadziwiać nas może powiązanie dwu odrębnych indywidualności artystycznych: Dantego i Szajny. Zegarmistrzowska precyzja Dantego zarówno w strukturze wszechświata, jak we wszelkich szczegółach układu kręgów zaziemskich i losu ich mieszkańców, a przy tym wyznaczenie miejsca każdego słowa w obrębie ujętego ścisłym wyliczeniem wiersza - to rysy umysłowości poety, które trudno by uznać za bliskie reżyserowi jego dzieła. Tym bardziej podziwiać można rezultat tego spotkania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji