Artykuły

Menażeria cesarzowej

EROTYKĘ wymyślili - jak wiadomo - Adam i Ewa, chociaż istnieją szkoły przypisujące całą zasługę Ewie. Jak było naprawdę - nieistotne. Ważne, iż za erotyczne rajskie rozkosze przyszło im srogo zapłacić. Nie dość, że zostali wypędzeni z krainy wiecznej szczęśliwości, to jeszcze obciążyli dziedzicznymi skłonnościami całe swoje potomstwo. Jego doświadczenia w tej dziedzinie poszły w różnych kierunkach. Można tu wyróżnić dwa podstawowe nurtu pierwszy skupia tych, którzy próbują, nie rezygnując z rozkoszy grzechu, oszukiwać Pana Boga; robią swoje po cichu, za parawanem skromności, cnoty, sakramentów. Drugi - aktywny zwłaszcza dzisiaj, skupia rewolucjonistów seksu, którzy głoszą z otwartą przyłbicą, iż nic co zwierzęce nie jest nam obce, obalili starych bogów, postawili ołtarze Erosowi i czczą go z gorliwością neofitów, nierzadko stadnie. Nie brak też różnych nurtów pośrednich, nie brak prądów pobocznych z interesującą grupą zwolenników uprzemysłowienia seksu. Ponieważ nie jest to jednak wykład akademicki, zaniecham tu naukowej analizy tych niewątpliwie pasjonujących problemów. Powtórzę tu natomiast - całkiem serio - za tysiącami pisarzy (od Homera), filozofów, myślicieli, naukowców i zwyczajnych zjadaczy rajskich jabłuszek, że erotyka w życiu człowieka odgrywa ogromną rolę, bywa często motorem jego działań, bywa siłą i słabością, przyczyną sukcesów i klęsk. Zawsze tym była, choć nie zawsze człowiek sam przed sobą do tego się przyznawał. Nic dziwnego, że odkąd istnieje sztuka, jest jej żelaznym motywem i tematem.

Kto śledził kolejne programy Wrocławskiego Teatru Pantomimy, musiał dostrzec, że erotyka jako temat w artystycznej działalności Tomaszewskiego zajmuje istotne miejsce, była eksponowana w wielu spektaklach, przedstawiana w różnych aspektach i ukazywana z różnych punktów obserwacji. Jest to zrozumiałe, zwłaszcza jeśli zważyć, że większość prac tego wybitnego artysty, można - przynajmniej w moim odczuciu - sprowadzić do wspólnego mianownika, mianowicie: do prób "odkrywania" człowieka, jego istoty, egzystencjalnych uwarunkowań. Gdyby spróbować z fragmentów różnych programów Pantomimy Wrocławskiej ułożyć "antologię" scen miłosnych i erotycznych powstałoby z tego zapewne ciekawe, piękne widowisko zbudowane ze scen pełnych poezji i liryki, scen romantycznych, scen groteskowych, scen "rozpasanych"... Coś w rodzaju takiej, antologii powstało właśnie i nosi tytuł "Menażeria cesarzowej Filissy". Słowo "antologia" nie jest tu może zbyt fortunne, bo ani nie oddaje istoty spektaklu, ani nie odzwierciedla zamierzeń twórcy, można je zatem rozumieć jako rodzaj zarzutu czy pretensji, to zaś byłoby po trosze prawdą po trosze nieprawdą. Nim to do końca wyjaśnię, nieco informacji o spektaklu.

Oglądałem jedno z pierwszych przedstawień, wyraźnie jeszcze w niektórych scenach "nie dotarte", czego tu staram się zresztą nie brać pod uwagę. "Menażeria cesarzowej Filissy" została nazwana przez Tomaszewskiego "błazenadą mimiczną", czyli odmianą komedii, zapatrzonej trochę w pantomimę tradycyjną, trochę w sztukę cyrkową. Inspiratorem Tomaszewskiego był Frank Wedekind, autor "Cesarzowej Nowej Fundlandii", choć - jak to zostało wyjaśnione w programie - scenariusz wrocławskiego przedstawienia daleko odbiega od pierwowzoru. Istotnie. Inspiratorem najbliższym było po prostu życie, życie współczesne. Wedekind, kostiumy i to, co Tomaszewski nazywa "poezją cyrku" jest tylko rodzajem kamuflażu, a także pretekstem do pozornej wędrówki w czasie.

Mamy tedy na scenie najpierw młodą cesarzową, która pewnego dnia stała się kobietą, poczuła te same niepokoje, co Ewa w raju i zaczęła się stosować do kuracji przypisanej jej przez nadwornego medyka. Kurację prowadziła z zapałem, choć leki na ogół nie najlepiej jej służyły. Przez scenę, a właściwie łoże cesarzowej przewijają się przeróżne postaci od Markiza Casti Piani "ostatniego z perwersyjnych kochanków (przyjaciela samego Markiza de Sade), aranżera wyrafinowanej sztuki miłości, niewolnika swobody absolutnej" poprzez różnych innych odmieńców (romantyk, atleta, "dzieci kwiaty" etc.) po - to już wizja futurologiczna, chociaż nie całkiem - automat. W całej tej menażerii przeróżnych kochanków, serii małżeństw i przygód, pośród rozlicznych niezwykłości zabrakło jednego - tego właśnie, czego cesarzowa chyba potrzebowała: czegoś zwykłego, ludzkiego, prozy wa miłością. Jest to zatem opowieść bardzo umoralniająca, warta zadedykowania nawet najniewinniejszym pensjonarkom, chociaż nie jestem pewien, czy rodzice i nauczyciele, zwłaszcza ta ich część, której się wydaje, że zna naprawdę swoich wychowanków, zdecyduje się zaprowadzić ich na to przedstawienie.

Cóż jeszcze - ano spektakl ma wiele scen bardzo zabawnych, pięknie pointowanych (np. przygoda cesarzowej z Maxem Pipifaxem), jest lekkostrawny, przy pozornym "wyuzdaniu" - niewinny. Jest kolejnym dowodem na to, że Tomaszewski ma pomysłowość nie wyczerpaną. Jest wszakże - przynajmniej w moim wyczuciu - sygnałem, iż nie ten rodzaj pantomimy jest najmocniejszym atutem zespołu i jego twórcy, iż strona filozoficzna i intelektualna (tak znacząca w całej serii poprzednich programów) przedstawienia, jest problematycznej wartości, raczej jest pozorowana niż rzeczywista. W tej sytuacji, "Cesarzowa" nie wydaje się - dla mnie - pozycją znaczącą w dorobku tego teatru, choć wróżę jej powodzenie u publiczności.

I jeszcze jedno: Cesarzową sceniczną jest Danuta Kisiel-Drzewińska. Przedstawienie jest jej wielkim nieustającym popisem. Popisem satysfakcjonującym najwybredniejszych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji