Artykuły

Szczęsny to nie Fantazy

Zobaczenie dwóch aktorów: Ja­na Kreczmara i Czesława Wołłejki - w roli Szczęsnego w "Horsztyńskim" wystawionym przez Teatr Polski w Warszawie - jest rzeczą niezmiernie interesu­jącą i... pouczającą. Szczęsny jest w tej tragedii Słowackiego - wbrew tytułowi nadanemu jej przez Małeckiego - postacią cen­tralną. Jego sprawa jest główną osią całego utworu. Z nią łączą się szeroko i mocno rozbudowane elementy realizmu w "Horsztyńskim". Albowiem "hamletowski" - na sposób pojmowania "Ham­leta" przez romantyków - pro­blem Szczęsnego, jego wahań, zwątpień, słabości i niezdecydo­wania wyrażony jest konkret­nym, historycznym, klasowym - jakbyśmy dziś powiedzieli - ma­teriałem.

Toteż zrozumienie tej postaci ma duże znaczenie dla właściwe­go odczytania całego dramatu. Jej ujęcie sceniczne może po­wiedzieć prawdę o utworze jaś­niej, wyraźniej i słuszniej niż to się dzieje w dociekaniach poloni­stycznych. Próba sceny jest waż­ną pomocą przy dokonującym się obecnie przewartościowywaniu naszej wielkiej romantycznej dramaturgii.

Jakaś krótko rozcinająca spra­wę odpowiedź ma pytanie: kto był "lepszy" - Kreczmar czy Wołłejko? - nie miałaby sensu. Taki lapidarny osąd byłby zresz­tą niesprawiedliwy. Obaj są ak­torami wysoce utalentowanymi. Obydwaj włożyli jak najwięcej rzetelnego wysiłku i pracy, aby godnie sprostać wielkości zada­nia, wielkości sztuki i przedsta­wienia. Ale start był nierówny - nawet jeżeli pominiemy sprawę niewielkiej liczby prób Wołłejki. Kreczmar jest aktorem w pełni dojrzałości artystycznej, posiada­jącym wysoką kulturę sceniczną i doświadczenie, precyzję gestu i wyrazistość ukazywania zróżni­cowanych stanów psychicznych. Toteż można tu mówić o wiel­kiej, doskonale przemyślanej kre­acji, która wbija się w pamięć. Wołłejko zaś góruje nad nim od­powiedniejszymi do tej roli "wa­runkami" przy młodości swego talentu, którym niestety nie zaw­sze dobrze gospodarowano.

Tak więc porównywanie obu aktorów niewiele by dało. Nato­miast można i warto się zastano­wić, która koncepcja roli - uza­leżniona zresztą ściśle od indywi­dualności obu aktorów - wydaje się słuszniejsza, bardziej odpowia­da wizerunkowi Szczęsnego, jaki kreśli autor w swej tragedii.

Jakie to są koncepcje? W ich określeniu wyręczmy się niewłasnym sądem po to, by się następ­nie z nim posprzeczać. W recen­zji swej Jaszcz o koncepcjach tych pisze co następuje: "O ile Kreczmar gra hetmanowicza w ten sposób, że nasuwa porówna­nie go z Zygmuntem Krasińskim, o tyle Wołłejko gra romantycz­nego młodzieńca, przeżywające­go pierwsze westchnienia i gry miłosne, rzuconego na falę wy­darzeń, których doniosłość po­grąża go w romantycznym wielosłowiu i wmówionej głębi zma­gań wewnętrznych". Uwzględ­niając możliwość pewnych recenzenckich uproszczeń, zgódźmy się, że takie ujęcie różnic mię­dzy koncepcjami obu aktorów - jest trafne. Ale w dalszym ciągu Jaszcz stwierdza: "Nie trzeba dodawać, która koncepcja jest słu­szniejsza..." I wobec tego do­daje: "Kreczmar jest bliższy właściwemu rozumieniu Szczęs­nego, jego podobieństwa do Zyg­munta Krasińskiego, człowieka, który co chwila "dramat ukła­da", dramat mózgowy, literacki, udziwniony romantycznymi ma­skami, tym bardziej daleki od prostego, żywiołowego uczucia".

Otóż nie trzeba dodawać, że nie ma znów takiej pewności, iż Jaszcz ma rację. Przeciwnie - jedno można od razu stwierdzić: Słowacki tworząc swego Szczęs­nego nie myślał o Zygmuncie Krasińskim. I to z bardzo pro­stej przyczyny. "Horsztyński" pow­stał w Genewie w pierwszej po­łowie 1835 r. - Słowacki poznał Krasińskiego w Rzymie w r. 1836. Wymowa chronologii jest chyba nieodparta. Być może w recenzji nastąpiło zasugerowanie doda­nym w przedstawieniu warszaw­skim epilogiem, w którym poeta zwraca się do Szczęsnego (a właś­ciwie do fotela po nim pozosta­łego) słowami "Odpowiedzi na Psalmy przyszłości" Zygmunta Krasińskiego. Stąd sugestia : Szczęsny to Krasiński.

Ale nie upraszczajmy sprawy. Choć powoływanie się na Kra­sińskiego w związku z "Horsztyńskim" jest nie na miejscu - czy też nie na czasie - niewątpliwie pewne cechy Krasińskiego - głównie to "układanie dramatu" w życiu - były wspólne wielu ludziom romantycznego pokole­nia i wspólne wielu bohaterom romantycznym. Niewolny był też od nich i Słowacki. Odzywają się one również w Szczęsnym, w którym autor "Kordiana" zamknął :- jak się o tym można dowie­dzieć z jego listów do matki z tego okresu - niejedną własną rozterkę wewnętrzną. Ale nie to "układanie dramatu" jest główną cechą Szczęsnego, głównym pro­blemem "Horsztyńskiego". W "Fantazym" Słowacki rozprawił się po­tem z tą pustą pozą i kabotyń­stwem wielkich słów i gestów oraz wewnętrznej nicości. I w utworze o tematyce współczesnej mógł to zrobić z pełnym utrzy­maniem realizmu. Ale rozgrywka z romantyczną pozą cofnięta o 40 lat wstecz na tło czasów Powstania Kościuszkowskiego i Targowicy? To brzmiałoby nieco fałszywie nawet w utworze ro­mantycznym.

Od razu wyjaśnijmy tu spra­wę do końca. Wiemy, że roman­tycy przerzucali swych bohate­rów poprzez wieki i kraje, nie licząc się z logiką rzeczywistości historycznej. Niewolny od tego jest i "Horsztyński", pisany przez romantyka z zasobem roman­tycznych środków poetyckich i konwencji, z postaciami upoetyzowanymi i wyegzaltowanymi. Ale przecież to już nie "Kordian"; "Horsztyński" posiada wielki ła­dunek realizmu bezpośredniego, bez przenośni, wyrażającego się wprost w obrazach. Dla jego spo­tęgowania poeta sięgnął nawet wyjątkowo do prozy. Tu nie jest rzeczą przypadku fakt, że akcja toczy w 1794 r. Tu idzie też o problematykę historyczną i ludz­ką tego właśnie okresu. Nie szko­dzi, że odnosi się ona również do spraw współczesnych Słowac­kiemu, spraw powstania listopa­dowego, bo zawsze - nie tylko u romantyków - poprzez tema­tykę historyczną wyrażały się problemy współczesne. Wybór zaś tego właśnie rewolucyjnego okresu i takie jego przedstawienie, jakie mamy w "Horsztyńskim", były charakterystyczne dla anty-feudalizmu i rewolucyjności Sło­wackiego, tej rewolucyjności, któ­ra tak dobitny wyraz znalazła potem w "Odpowiedzi na Psalmy przyszłości", a która była bardzo wyraźnie odczuwana przez współ­czesnych. Dla polskich postępow­ców z lat 1848 i 1863 Słowacki był bowiem sztandarowym poetą. Wiele interesujących historycz­nych dowodów na to przytacza w swej ostatniej książce "Matejko i Słowacki" Kazimierz Wyka.

Wróćmy jednak do Szczęsnego. Wydaje się, że stawianie jakie­goś znaku równania między nim a postacią, której typem był Kra­siński, szczególne podkreślanie w nim owego "układania drama­tu", nadmiernego intelektualizmu, "mózgowości" - niezupełnie odpowiada treści "Horsztyńskie­go". Co więcej - taki Szczęsny przestaje być tragiczny, jest albo śmieszny, albo antypatyczny. Tymczasem dramat Szczęsnego jest dramatem szczerym, nie ro­bionym - mimo pewnych cech jego "literackości". Słowacki da­jąc Szczęsnemu coś z siebie - choć oczywiście nie utożsamiając się z nim - nie wyzuł go z cech, dzięki którym budzi początkowo współczucie. Szczęsny jest - jak go określa ojciec Prokop-"wiel­kim, ale niedokończonym dzie­łem" i dlatego jest tragiczny, że wielkość tę - choć nawet nie najwyższej miary - gubi słaboś­cią woli i charakteru, niemoż­nością wyplątania się z pęt swo­jej klasy. Szczęsny ma odruchy świadczące o jego wewnętrznej uczciwości. Z sarkazmem mówi o swych paniczykowatych wyczy­nach w Warszawie. Czuje wstręt i oburzenie na postępowanie oj­ca - to nie jest poza i "układa­nie dramatu", ale szczere uczu­cie, z którego tylko nie potrafi wyprowadzić konsekwencji. I Jaszcz upraszcza uważając, że sy­nowskie afekty Szczęsnego w ostatnim akcie są niepotrzebne i załamują konstrukcję utworu. To przecież jeden z czynników we­wnętrznego konfliktu Szczęsnego bardzo subtelnie a psychologicz­nie prawdziwie wplatający się w działanie jego obciążeń klaso­wych.

Żywiołowe, zmienne uczucie, a nie intelektualna analiza kieruje czynami Szczęsnego. Dlatego mło­dzieńcza romantycznie zabarwio­na szczerość Wołłejki wydaje się tu słuszniejsza, niż chłodna, zintelektualizowana dojrzałość Kre­czmara. To ogólne stwierdzenie. Inna rzecz, jak te koncepcje zo­stały przeprowadzone w szczegó­łach. Kreczmar miał m. in. to wielkie osiągnięcie, że rzeczywi­ście górował nad przedstawie­niem. Jego Szczęsny był napraw­dę głównym bohaterem tragedii, stał w jej centrum. W scenie rozstrzygającej decyzji potrafił ukazać wielkość Szczęsnego, wy­buchającą w chwili napięcia - wbrew temu, co przedtem suge­rował swą grą. Czuło się, jak jego siła porywa tłum pijanej szlachty. Nie całkiem tłumaczyło się to przy zagraniu Wołłejki. któremu w scenie tej zabrakło trochę mocy dramatycznej i w całości przedstawienia był raczej jednym z jego bohaterów, a nie bohaterem głównym. Można by też wysunąć pod jego adresem zastrzeżenia co do niepełnego wygrania stosunku Szczęsnego do trzech kochających się w nim kobiet. Jednakże z tymi zastrze­żeniami rolę tę trzeba uznać za piękne osiągnięcie aktorskie, a jej koncepcję, wywodzącą się z indywidualności aktorskiej Woł­łejki, za trafnie - moim zda­niem - wyrażającą myśl poety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji