Artykuły

Teatr Wielki to wielka skarbonka

- Nigdy nie chciałem się bawić w menedżera. Zostałem dyrektorem naczelnym, bo taka była konieczność. Przede wszystkim zawsze byłem artystą i nim chcę pozostać - o swojej dymisji mówi JACEK KASPSZYK, dyrektor Opery Narodowej.

Adrianna Ginał: Panie dyrektorze, dlaczego podał się Pan do dymisji?

Jacek Kaspszyk: Zacznijmy od tego, że objęcie przeze mnie w 2001 r. funkcji dyrektora naczelnego nie wynikało z moich chęci, tylko z nagłej zmiany sytuacji. Ówczesny dyrektor naczelny Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski został szybko ministrem kultury. Zdecydowano o tym właściwie w pięć minut. Był początek lipca, w teatrze wakacje i nagle znaleźliśmy się w niełatwej sytuacji. Teatry operowe na świecie latami szukają dyrektorów, my musieliśmy decydować natychmiast. Doszliśmy do wniosku, że dopóki nie będzie innego kandydata, będę tę funkcję pełnił. Przez parę lat łączyłem trzy role - dyrektora naczelnego, artystycznego i pierwszego dyrygenta, mając oczywiście życie koncertowe. Było to obciążające i nadszedł czas, by złożyć rezygnację.

Zaważyło na niej 6 mln zł długu teatru wobec ZUS i Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych?

Długi towarzyszą mi od początku. To nie tak, jak podały niektóre gazety, że zaległości nie były płacone. Były regulowane z opóźnieniem, dopóki to było możliwe. Ale nowe przepisy już na to nie pozwalają. To przeważyło, że jednak powiedziałem nie.

Zrezygnował Pan ze wszystkich trzech funkcji?

Nie. Tylko z dyrekcji naczelnej. Byłoby to nie fair w stosunku do zespołu. Przychodząc tu w 1998 r., zastałem to, co zastałem. Dziś, patrząc na światową prasę i choćby na marcowy numer pisma "Gramophone" z wyjątkowo pochlebną recenzją "Króla Rogera", jestem dumny z tego, co osiągnęliśmy.

Melomani to doceniają. Próbował Pan zaradzić długom, zanim Pan podjął tak spektakularną decyzję?

Oczywiście. Jednak bycie dobrym administratorem odbywa się kosztem produkcji artystycznych. Można powiedzieć: kasujemy dwie premiery, prostujemy finanse, potem zajmiemy się sprawami artystycznymi. Ale można też stosować slalom między jednym a drugim.

Nie wierzę, że nie próbował Pan z ministrem Dąbrowskim znaleźć wyjścia.

Wielokrotnie rozmawialiśmy na te tematy.

Nie był możliwy kompromis?

Kompromis zawsze jest możliwy. Staram się być człowiekiem poważnym. Skoro w obecnych przepisach nie ma już możliwości balansowania z tymi płatnościami czy przenoszenia ich na inne miesiące, to moja decyzja jest taka, a nie inna. Oczywiście biorę na siebie odpowiedzialność za to, co się stało, bo tak powinno być.

Weźmie Pan udział w tournée zespołu Opery z przedstawieniem "Salome", które ma się zacząć za dwa miesiące?

Gdyby to chodziło tylko o mnie, odpowiedź byłaby prosta. Ale milion euro, które w to przedsięwzięcie włożył agent japoński, nie pozwala mi na to. Kary mogłyby być zabójcze.

Jaki będzie Pana krok, jeśli minister przyjmie dymisję?

Bardzo bym chciał zostać z orkiestrą. Ten zespół zmienił się nie tylko artystycznie. To wielka przyjemność i honor z nim pracować.

Pana decyzja potwierdza tezę, że nie sposób zreformować instytucji, która przez parę dekad nie doczekała się reformy.

Jeżeli nie możemy sobie poradzić z kopalniami czy koleją, to dlaczego ma to się udać z teatrem. Teatr Wielki to wielka skarbonka. Trzeba zdecydować, czy chcemy ją mieć, czy nie.

Nie chce się Pan już bawić w menedżera?

Nigdy nie chciałem się bawić w menedżera. Zostałem dyrektorem naczelnym, bo taka była konieczność. Przede wszystkim zawsze byłem artystą i nim chcę pozostać.

Na zdjęciu: Jacek Kaspszyk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji