Artykuły

Horsztyński

Wielką i niezmiernie ciekawą robotę oglą­daliśmy w dniu jubileuszu 40-lecia Pań­stwowego Teatru Polskiego: sztukę Słowac­kiego "Horsztyński". Wiadomo nam, że sztu­ka ta nie została przez autora dopisana do końca; brak strony tytułowej, brak zakoń­czenia, brak kilku miejsc w tekście. Tym bardziej interesująca jest praca twórczego zespołu aktorów i reżysera Edmunda Wier­cińskiego zarówno nad tekstem (wespół z Leonem Kruczkowskim), jak i nad rozwią­zaniem scenicznym. Wydaje się, że praca nad ustaleniem tekstu szła w słusznym kie­runku, o ile mogliśmy wnosić z udzielanych nam przez tłumaczy wyjaśnień. Wielką ro­lę odgrywa tu interpretacja reżyserska i aktorska, ponadto zaś - umiejętne wyko­rzystanie utworów samego Słowackiego dla organicznego uzupełnienia brakującego tek­stu. Zresztą nie mamy śmiałości wgłębiania się w ten temat, gdyż do tego niezbędne jest -poza oczywiście znajomością języ­ka - staranne przestudiowanie całego twórczego dziedzictwa Słowackiego. Ograni­czamy się więc jedynie do przekazania wra­żeń o pracy reżysera i aktorów.

Od razu w pierwszym obrazie widzimy, jak losy bohaterów są nierozerwalnie zwią­zane z wydarzeniami historycznymi.

Potężne wstrząsy, jakich Polska doznała w okresie stanisławowskim, nie mogły żad­nego z bohaterów sztuki Słowackiego po­zostawić obojętnym wobec nich.

Oto sam Horsztyński, którego z wielkim talentem gra wielki artysta Karol Adwen­towicz; patriota oddany bez reszty sprawie ojczyzny i narodu, choć oślepiony słyszy, czuje i rozumie cierpienia swojego narodu. Ale on już jest niezdolny do walki, ślepy, i my wyczuwamy, jak żali się dusza Horsztyńskiego - Adwentowicza na okrutną niesprawiedliwość życia, które pozbawiło go - rzeczy najcenniejszej - możliwości udziału w walce o sprawę narodową z bronią w rę­ku. Dwie zwłaszcza sceny gra Adwentowicz ze szczególnym natężeniem siły dramatycz­nej: monolog w drugim obrazie i scenę po­jedynku.

Żona jego także objęta jest nurtem wy­darzeń. Elżbieta Barszczewska ukazuje los kobiety ofiarnie i cierpliwie znoszącej nie­szczęścia i klęski. Ona wzięła jak gdyby na siebie część zgryzot Horsztyńskiego. Lecz oto w jej sercu rodzi się miłość dla młode­go Kossakowskiego. Barszczewska bardzo subtelnie daje do zrozumienia, co dzieje się w sercu kobiety, w którym walczą przeciw­ne uczucia: wierność staremu mężowi i roz­budzona namiętność dla młodzieńca. Barsz­czewska gra Salomeę bardzo przekonywa­jąco i w pamięci widza pozostaje jako po­stać interesująca i wyraźnie zarysowana.

Jerzy Leszczyński w roli hetmana Kossa­kowskiego stwarza wspaniałą postać porywczego rycerza i polskiego wielmoży z cza­sów Katarzyny. Leszczyński operuje skoń­czoną techniką aktorską, która pozwala mu harmonijnie ukazać wewnętrzne i zew­nętrzne rysy postaci. Pojmuje on Hetmana jako człowieka, któremu obce są liryczne i sentymentalne uczucia. To zły ojciec nie lubiący swojej rodziny. Walkę polityczną traktuje jako walkę o swoje stanowisko i o osobisty dobrobyt. Ujęcie postaci przez Leszczyńskiego ściśle odpowiada koncepcji autora; Leszczyński osądza swego bohatera, tak jak go - skazując na powieszenie - osądził Słowacki.

Skomplikowane zadanie miał przed sobą Jan Kreczmar, wykonawca roli Szczęsnego Kossakowskiego. Rola ta, przechodząca przez wszystkie obrazy sztuki, wymaga bogatej palety barw. Kreczmar ukazuje brak ugrun­towanych podstaw, całkowitą niezdolność do walki i czynu u Szczęsnego. Wiecznie wa­hający się, niezrównoważony psychologicz­nie, nie potrafi on nawet określić sobie własnych uczuć wobec Salomei, Amelii, Maryny. Niewątpliwie przed aktorem pow­stał problem hamletyzmu i werteryzmu; reminiscencje tego motywu są oczywiste i dla widza. Co prawda podobieństwo jest tu tylko pozorne; Hamlet i Werter są postaciami o wiele bardziej pełnymi i aktywnymi. Doskonale i z dużym temperamen­tem zagrał Kreczmar scenę zebrania szlach­ty; tu w pewnych chwilach potrafił on zmy­lić widza, jakby w tym niezdecydowanym człowieku przebudził się bohater; tu tem­perament, głos, plastyka roli, narastanie rytmu - podane są przez aktora po mi­strzowsku i z wewnętrznym przekonaniem. Reżyserskie rozwiązanie tego obrazu przez Wiercińskiego, rozwiązanie akcji scenicznej podporządkowane jednej myśli: ukazaniu braku wszelkich zasad, powierzchownego patriotyzmu, braku jasnych celów i zadań; pasowanie chłopskiej dziewczyny Maryny na polską Joanne d'Arc - wszystko to zro­bione jest bardzo ciekawie i dobrze. Wyda­je się, że jest to zarówno w roli Szczęsne­go, jak i w koncepcji reżyserskiej moment kulminacyjny, którego dalsze sceny już nie przewyższają.

Urocza, młoda aktorka, Halina Mikołaj­ska, stwarza liryczną, ciepłą postać Amelii, przyrodniej siostry Szczęsnego. Siła tkliwe­go, jasnego uczucia dla brata góruje w niej ponad wszystkim. Widzimy, jak głęboko przeżywa ona nieodwzajemnioną miłość (do ojca) i jak pokornie chyli głowę przed okrutnym losem, nie znajdując w sobie, si­ły do walki o swoje szczęście.

Ciekawie i wesoło grana jest jedyna, zda­je się, w tym przedstawieniu (jeśli nie li­czyć replik Błazna) komediowa scena między Sforką i Trębaczem. Aleksander Dzwonkowski zabawnie, z dużym poczuciem humoru pokazuje gorące pragnienie "wiedzy", którym żyje Sforka. "Księga mądrości" jest zawiła i łamigłówki pozostają nierozwiązane mimo pomocy podchmielonego Trębacza, którego soczyście gra Zygmunt Chmielewski.

Trudne zadanie miał również grający Nieznajomego Władysław Hańcza. Wiado­mo nam, że w niektórych inscenizacjach ro­la ta była rozdzielona na dwie postaci. Re­żyser Wierciński i aktor Hańcza właściwie ujęli tę pozytywną postać reprezentanta na­rodu. Nieznajomy, przyjaciel Szczęsnego z młodych lat, usiłuje - w przeciwieństwie do otaczających młodego Kossakowskiego politycznych awanturników, kameleonów - uczciwie i szczerze pomóc swojemu przyja­cielowi, wpłynąć na niego, pozyskać go dla sprawy narodowej. Hańcza daje trafne uję­cie człowieka dzielnego, mężnie warczącego o szczęście narodu, niezachwianego w wie­rze w słuszność swoich ideałów. Postać Nieznajomego narysowana jest oszczędnymi i lakonicznymi środkami, co jednak nie umniejsza jej głębokiego nasycenia treścią.

Scenografia Teresy Roszkowskiej pomaga uwidocznić koncepcję reżyserską Wiercińskiego, który podszedł do przedstawienia jak do romantycznej tragedii z szerokimi uogólnieniami.

Rozplanowania dekoracji są wygodne dla rozwiązań scenicznych. Pewne wątpliwości wywołują ostro uchodzące w perspektywę kolumny w scenie zebrania szlachty; znajdujące się na tylnym planie obok kolumn postacie stają się zbyt wielkie. Sporna jest, słomiana strzecha w chłopskiej chacie będąca jakby makietą chłopskiej strzechy zwłaszcza że tego sposobu używa scenograf tylko w tej scenie. Wspaniałe są kostiumy Roszkowskiej do tego przedstawienia; wyśmienicie dobrane są kolory, kształt kostiumów.

Muzyka Lutosławskiego melodyjna, odpowiada akcji i jest organicznie przedstawieniem.

Na zakończenie - parę słów o epilogu. Sam pomysł wykorzystania wierszy Słowackiego, mówiących o tej samej sprawie walki ludu, jest w zasadzie słuszny (doskonale recytuje wiersz Marian Wyrzykowski). Jednak w reżyserskim ujęciu masowej sceny, mającej ukazać lud, nie ma tej żywości, która stanowiłaby jasne, szlachetne i optymistyczne zakończenie przedstawienia.

Przedstawienie "Horsztyńskiego" w Państwowym Teatrze Polskim, będące wynikiem twórczej współpracy reżysera, kierownika literackiego, aktorów, scenografa i kompozytora - to wielka i bardzo interesująca praca całego zespołu, świadectwo wysokiej kultury polskiej sztuki dramatycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji