Artykuły

Uczestniczyłem w czymś magicznym

- Chcę mocniej i dokładniej wypatrywać spektakli dramatycznych, w których piosenka odgrywa bardzo ważną rolę. W tym roku była to poniekąd "Samotność pól bawełnianych", widowisko, w którym nie było piosenki, ale sam tekst był bardzo zorganizowany w muzyce, wręcz podporządkowany jej. Za to nie jestem zwolennikiem pokazywania u nas musicali - Konrad Imiela o tegorocznym i przyszłorocznym PPA.

W niedzielę zakończył się 32. Przegląd Piosenki Aktorskiej. Rozmowa z z Konradem Imielą, dyrektorem festiwalu.

Rafał Zieliński: Milkną oklaski po ostatnim przedstawieniu tegorocznego PPA. Co czujesz?

Konrad Imiela: Co roku to samo: z jednej strony niesamowitą satysfakcję i taki wewnętrzny spokój, że znów się udało, że było dobrze, że rok pracy nie poszedł na marne, ale z drugiej smutno mi, że to już koniec i czas wrócić do normalnego trybu pracy. Osobiście potrzebuję na to kilku dni wolnego, muszę wyłączyć się na sto procent, żeby wysiąść z festiwalowej karuzeli.

Słabe i mocne punkty tegorocznego PPA to...

- Nie powiem, które były słabe, ale były takie. Trzy koncerty nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań. To nasze ryzyko - sztuka zawsze dzieje się po raz pierwszy, my liczymy się z tym, że coś może się nie udać. Ale biorąc pod uwagę, że wszystkich naszych produkcji - razem z Kinem, klubem i Nurtem OFF - było pięćdziesiąt, to te trzy to chyba nie najgorszy wynik.

A numer jeden PPA?

- Bardzo trudne pytanie, bo wiele z tych spektakli widziałem wcześniej, jak Meredith Monk czy Mrs Bang, i wtedy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Patrząc jednak na mój własny ranking tegorocznych premier, to zdecydowanym zwycięzcą jest koncert Jorane. Coś niesamowitego, stałem wśród klaszczącej publiczności i wiedziałem, że uczestniczę w czymś... magicznym.

Co zmieniłbyś w programie, patrząc z perspektywy czasu? Jest coś, co chciałbyś szczególnie kontynuować i eksponować na następnych edycjach?

- Chcę mocniej i dokładniej wypatrywać spektakli dramatycznych, w których piosenka odgrywa bardzo ważną rolę. W tym roku była to poniekąd "Samotność pól bawełnianych", widowisko, w którym nie było piosenki, ale sam tekst był bardzo zorganizowany w muzyce, wręcz podporządkowany jej. Za to nie jestem zwolennikiem pokazywania u nas musicali, one mają swój własny festiwal w Gdyni. "Spamalot" był wyjątkiem, bo to komentarz do śpiewania aktorskiego, komentarz do naszej działki.

Wiele osób, w tym Magda Umer, za kryzys w polskiej piosence literackiej czy aktorskiej wini media i organizatorów festiwali. Czy na PPA nie lepiej zrezygnować z mniej znanych zagranicznych gości na rzecz rodzimych artystów?

- PPA powinno również inspirować polskich artystów, jakość, jaką przywożą ze sobą goście z zagranicy, powinna być właśnie czymś takim. Zachęcać do ryzyka, pokazywać to, co na przykład na festiwalu Fringe podbija publiczność, i zachęcać do konfrontacji z artystami z innych krajów. Okazuje się, że wcale nie jest nam tak daleko do nich: "Stolik" Karbido podbija świat, "Smycz" Bartka Porczyka nagrodzono na Fringe'u w Dublinie, a o Kasi Groniec zasiadająca na widowni Frances Ruffelle powiedziała, po wysłuchaniu jej interpretacji "Przekleństwa Milheaven" Nicka Cave'a, że "ona absolutnie może i powinna robić karierę na świecie, już teraz!". Wydaje mi się, że właśnie ta konfrontacja z zagranicą jest jednym z bodźców do rozwoju polskiej sztuki.

Ale zarzuca się wam, organizatorom, zbytnią otwartość i - co za tym idzie - rozmycie gdzieś istoty tej imprezy.

- To jest impreza dziesięciodniowa i zamknięcie jej w jednej formule, wjednym nurcie zmęczyłoby najwytrwalszych. Staram się uchwycić miejsce interpretacji piosenki we współczesnym świecie. Dlatego zestawiam ze sobą Tanie Tagaq i Magdę Umer, "Kopy w Ognie" i Karolinę Cichą. To buduje ciekawe napięcie, dzięki temu jesteśmy festiwalem jedynym w swoim rodzaju. Zaskakującym i nieprzewidywalnym.

Sprawdził się Kanon Piosenki Aktorskiej? Pozostanie stałym punktem regulaminu konkursu?

- Zostanie, tylko - jak z każdą nowością - wymaga dopracowania. Nastąpiło małe niezrozumienie: podkreślałem, że ten zapis dotyczy tylko jednej piosenki, tymczasem konkurso-wicze często sięgali po trzy utwory artystów z Kanonu. Mieliśmy więc zalew piosenek Cave'a, Brela, Przybory i Osieckiej, a za tymi wyborami często szedł brak odważnych pomysłów interpretacyjnych. W konkursie nie było ryzyka, a przecież - żeby daleko nie sięgać - na PPA od lat prezentowane są różne formy interpretacji klasyki, wystarczy trochę artystycznej śmiałości.

Kanon jest potrzebny, bo gwarantuje obecność na scenie piosenek dobrych literacko i muzycznie, ale dobrze by było, jakby startujący sięgali nie tylko po niego. Zresztą po zeszłorocznej nagrodzie dla Zvezdany Novaković spotkałem się z zarzutem hermetyczności repertuarowej tej artystki, śpiewającej awangardowe utwory muzyki współczesnej. W tym roku musiałaby już sięgnąć np. po Brechta. To mogłoby być ciekawe. Co z zapraszaniem studentów szkół teatralnych? To też nowość: każda uczelnia mogła przysłać po dwóch reprezentantów bezpośrednio na drugi etap konkursu. Eksperyment się udał?

- Jestem z tego bardzo zadowolony, bo studenci tych szkół to przecież główna siła, która powinna siać ferment w konkursie. Oczywiście otwieranie horyzontów należy do pedagogów, to oni powinni namawiać na ryzyko, ale udział delegatów szkół teatralnych już sam w sobiejest gwarancją pewnego poziomu. Poza tym on daje też coś samym studentom: jeden z nominowanych przez uczelnię studentów stwierdził po tym, gdy dostał się do finału, że sam nie zgłosiłby się do konkursu, a teraz chyba mocniej zwiąże swoje plany ze śpiewaniem piosenek.

Na pewno zostaniemy też przy międzynarodowej formule koncertu i tygodniowych warsztatach artystycznych dla uczestników ścisłego finału. Obie rzeczy zdały egzamin, choć ta pierwsza, żeby zadziałała idealnie, wymagajeszcze wielu lat pracy. Od dwóch lat zapraszacie laureatów z własnymi spektaklami.

Za rok usłyszymy Joannę Oleś, zwyciężczynię konkursu na jednej ze scen Przeglądu?

- To nie jest regułą. Grand Prix przyznaje jury i często są to decyzje, które nie pokrywają się z moimi wrażeniami, odpowiedzialność za nie spada na jurorów. Za to z tego, co zobaczymy na Przeglądzie, jestem rozliczany ja, działam w porozumieniu z Radą Artystyczną PPA i wcale nasze gusta nie muszą się pokrywać z ocenami jury sprzed roku. Oczywiście przyglądamy się naszym laureatom i czasem, jak w wypadku Karoliny Cichej, upływa kilka lat, zanim znajdą się w głównym nurcie PPA. Wydaje się, że ciągle kontrowersje wzbudza Nurt OFF. Artyści walczą o niemałe pieniądze, na spektakle poszło w tym roku 60 tys. zł, a z niektórych produkcji ludzie wychodzili.

Warto tyle inwestować, żeby potem wyłuskać jedno dobre przedstawienie?

- Jeśli popatrzymy na to od strony finansowej, to rzeczywiście - rachunek się nie zgadza, ale pamiętajmy, że sztuki nie można odbierać tylko na tej płaszczyźnie. Może rzeczywiście zwycięzcy tego nurtu poradziliby sobie i wcześniej czy później odnieśli sukces, ale pytanie - kiedy i czy takie spektakle jak "Stolik" czy "Klaus der Grosse" w ogóle by powstały? Patrząc na ich dalsze losy, wydaje mi się, że warto było zainwestować w ten nurt. Trzeba jednak pomy-śleć, co zrobić, aby tych dobrych przedstawień było procentowo więcej i tu mamy problem. Z jednej strony nie chcemy zapraszać tylko gotowych spektakli, bo zatraciłaby się w tym nasza rola mecenasa, w końcu co roku finansujemy powstanie siedmiu czy dziesięciu offowych premier, to chyba rzecz w Polsce bez precedensu. Nie można też nimi za bardzo sterować, bo zatraci się ta "offowość", ten oddolny prąd artystyczny. Z drugiej strony mamy świadomość olbrzymiej różnicy poziomów, jakie prezentują spektakle wystawiane w tym cyklu. Co zrobić, żeby podnieść ich jakość? Mam parę pomysłów, pracujemy nad tym i na pewno coś zmienimy.

Ile tak naprawdę kosztuje PPA i skąd pochodzą fundusze?

- 2 mln 250 tys. zł dostaliśmy z miasta, wysoko też oceniono wniosek, który złożyliśmy do Ministerstwa Kultury i dzięki temu przyznano nam... 150 tys. Ogromna część budżetu PPA to wpływy z biletów, w tym roku było to prawie 600 tys. zł. Naszym wieloletnim sponsorem jest Europejski Fundusz Leasingowy, który wspiera nas finansowo, dzięki barterowej współpracy z innymi obniżamy nasze koszty.

Część z tego trafiła do ciebie za spektakl "Dżob" [na zdjęciu]. To w porządku, żeby dyrektor artystyczny festiwalu organizował premierę swojego spektaklu w ramach imprezy, którą prowadzi?

- Jest w tym pewna niezręczność, przyznaję. Sam mam dużą wątpliwość - sam siebie zatrudniam, wypłacam sobie kasę, robię sobie reklamę. Z drugiej strony czuję się związany z PPA również jako aktor, tu właściwie zaczynałem, to osiemnasty festiwal, w którym - w różnych rolach - biorę udział. To nie tak, że zostałem dyrektorem i wskoczyłem nagle na scenę. Dodatkowo udział w festiwalu niesamowicie mnie mobilizuje, wiem, że absolutnie nie mogę "dać ciała", więc pracuję na sto i więcej procent. Czy się z tego wywiązuję? To oceniają widzowie.

Na koniec to, od czego wszystko się zaczęło: Ewa Demarczyk i gala ku jej czci oraz zamieszanie z tym związane.

- Wolałbym rozmawiać o znakomitym, choć kontrowersyjnym koncercie "Anioły w kolorze", a nie o gali "ku czci". Chciałem, żeby dzisiejsi artyści zmierzyli się z tymi legendarnymi piosenkami i dali im nowe życie. Jestem głęboko przekonany, że to się udało, w ten sposób przypomnieliśmy też publiczności postać wybitnej artystki. Cała afera była jakby elementem tego wydarzenia: paragrafy, zastrzeganie nazwiska i tym podobne bezsensowne sytuacje. Mówię "bezsensowne", bo nie potrzebowaliśmy zgody pani Ewy Demarczyk na użycie jej nazwiska: jest osobą publiczną i robimy to w kontekście jej pracy zawodowej, również zajęcia publicznego, więc tytuł "Piosenki z repertuaru Ewy Demarczyk" był jak najbardziej na miejscu. Nie musieliśmy prosić jej o pozwolenie, zaprosiłem ją po prostu na festiwal. Żeby nie psuć atmosfery, na finiszu przygotowań przychyliłem się do próśb prawników i unikałem jej nazwiska w kontekście festiwalu.

Swoją drogą ta historia dala chyba sporo do myślenia w kwestii pozycji samego artysty. Czy ma kontrolę nad swoimi dokonaniami, gdy staje się "dobrem narodowym"? Gdzie są granice jego prywatności? Jakajest cena wyjątkowej wrażliwości artystycznej, jaką dzieli się z nami artysta? Myślę, że to interesujące tematy do dyskusji, a poza wszystkim mam nadzieję, że pani Ewa Demarczyk kiedyś znów pojawi się na PPA. Zaproszenie jest od lat aktualne, tego nie zmienią żadne paragrafy.

***

Konrad Imiela - aktor teatralny i filmowy, autor piosenek i reżyser teatralny, współtwórca Formacji Chłopięcej Legitymacje. Od 2003 roku związany z Teatrem Muzycznym "Capitol", w którym od maja 2006 roku jest dyrektorem naczelnym i artystycznym. Od 2007 roku jest szefem Przeglądu Piosenki Aktorskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji