Artykuły

Porównania i nadzieje

"Borysa Godunowa" w reż. Wiesława Ochmana w Operze Śląskiej, gościnnie w Operze Krakowskiej i dyplom studentów Akademii Muzycznej w Krakowie ocenia Anna Woźniakowska w Dzienniku Polskim.

Opera Krakowska wojażuje po obcych krajach, jednak nie znaczy to, że nasza scena muzyczna jest pusta. W poniedziałek Opera Śląska z Bytomia przywiozła do Krakowa "Borysa Godunowa". Każde wystawienie dzieła Musorgskiego budzi zainteresowanie, wymaga bowiem bardzo dobrych wykonawców, nie tylko solistów, ale także chóru oraz orkiestry (nb. Józef Kański, omawiając w drukowanym programie polskie jego inscenizacje, pominął krakowską z 1971 roku).

Inscenizacja bytomska wzbudzała tym większą ciekawość, że jej reżyserem był Wiesław Ochman, który Dymitra Samozwańca śpiewał na największych scenach świata i który w swych poczynaniach scenicznych jako reżyser umiejętnie łączy tradycję z elementami współczesności. Tak też postąpił z "Borysem...". Do współpracy zaprosił Allana Rzepkę, którego scenografia okazała się i piękna, i funkcjonalna. Śląskiego "Borysa Godunowa" dobrze więc się oglądało (z drobnymi wyjątkami). A słuchało?

W partii tytułowej wystąpił gościnnie Romuald Tesarowicz. Czołowy polski bas stworzył przekonywającą postać. Doskonałym jego partnerem był Feliks Widera jako kniaź Szujski, chyba najlepszy w poniedziałkowym spektaklu wokalnie i świetny aktorsko. Dobrzy byli wykonawcy pomniejszych ról, jednak mojej akceptacji nie wzbudzili odtwórcy ról Dymitra i Maryny z głosami kompletnie nieuporządkowanymi wokalnie, a do tego szastający się po scenie.

Gościnne występy zawsze skłaniają do porównań. Otóż brzmienie chóru i orkiestry Opery Śląskiej pod batutą Antoniego Dudy, choć chwilami piękne, raz jeszcze potwierdziło walory muzyczne krakowskich zespołów i ich dbałość o artystyczne niuanse.

Dzień później znalazłam się w zupełnie innym muzycznym świecie. Na scenie operetki studenci Akademii Muzycznej prezentowali II akt "Zemsty nietoperza" Straussa ubarwiony kilkoma fragmentami innych dzieł operetkowych i operowych. To kolejna odsłona wszechstronnego przygotowywania młodych ludzi do zawodu, a i udana próba budowania przyszłego zespołu Opery Krakowskiej (budowa jej gmachu posuwa się szybko naprzód) podjęta przez Ryszarda Karczykowskiego, kierownika Katedry Wokalistyki AM i zarazem dyrektora artystycznego Opery.

Młodzi wokaliści i studencka orkiestra pod dyrekcją Jana Jazownika spisali się dobrze zarówno aktorsko (reżyseria Mirosława Kosińskiego), jak i - w większości - wokalnie, tworząc spektakl ładny dla oka i miły dla ucha. Nie chcę tu wymieniać nazwisk, choć kilkoro młodych artystów zasługiwałoby na to. Poczekam do kolejnej okazji, sprawdzę, czy naprawdę są tacy dobrzy.

Wśród studentów pojawili się także ich pedagodzy. To także dla nich ciekawe doświadczenie, bo nie wszyscy na co dzień mają kontakt ze sceną, a trudno uczyć czegoś, czego się nie przeżyło samemu.

Dziękując więc studentom za dobrą zabawę, mam do panów nieśmiałą prośbę: nie noście na scenie krótkich skarpetek do fraka!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji