Artykuły

"Śmierć Dantona"

Polska prapremiera Georgea Buchnera w Teatrze im. St. Wyspiańskiego w Katowicach

Nie ulega wątpliwości, że wystawienie przez teatr katowicki "Śmierci Dantona" jest wielkim wydarzeniem artystycznym. Wielkie to dzieło, ale i trudne. Nie tylko dla aktorów, reżysera inscenizatora i scenografa lecz również i dla widza. Chodzi bowiem o to iż sam temat sztuki - mimo jej wielu analogii i aluzji nie przewidzianych naturalnie przez zmarłego stokilkadziesiąt lat temu autora do współczesnej dla ludzi nie, nie znających dość dokładnie dziejów Rewolucji Francuskiej, trochę za odległy.

W czasach, kiedy Buchner pisał swą "Śmierć Dantona" wszelkie szczegóły, dotyczące owej Rewolucji były powszechnie znane. Ale Rewolucja Francuska jej uczestnicy, jej bohaterowie, jej przebieg wreszcie z wszystkimi ważnymi dla jej rozwoju etapami i datami - to dla przeciętnego naszego widza, nawet inteligenta, sprawa już niejasna i zagmatwana. Szczególnie zaś dla młodszego pokolenia, którego historii powszechnej w ostatnim dziesięcioleciu - powiedzmy sobie szczerze - raczej w szkołach nie uczono.

Szkoda więc, że w programie nie znalazło się jakieś małe "vademecum" Rewolucji Francuskiej z podaniem chronologii poszczególnych wydarzeń wraz z krótką charakterystyką postaci. Poniektóry bowiem widz może patrzeć na sztukę jedynie jako na wielkie widowisko. A jest tam przecież też potężny kawał historii, historii nie tylko Rewolucji Francuskiej, ale i historii, która zaczepia poważnie o aktualia epoki współczesnej. Inna rzecz, że w "Śmierci Dantona" Buchner ma spojrzenie na dzieje Rewolucji Francuskiej gdzieniegdzie trochę jednostronne. Widzimy na przykład okres rządów terroru, widzimy głodny lud paryski widzimy demagogię przywódców jakobińskich widzimy fragmenty walki o władzę pomiędzy Robespierrem i Dantonem - i właściwie wynika z tego wszystkiego, że Konwent jest zbieraniną z jednej strony krwawych katów a z drugiej tych, którzy zgrupowani wokół Dantona, chcieliby położyć kres rozlewowi krwi w imię ideałów humanitarnych.

Buchner to niejako sugeruje, ale nie wspomina ani słowem o tym, że republikańska Francja toczyła wtedy straszliwą i niezwykłe ciężką wojnę z tzw. Pierwszą Koalicją (Austrii, Anglii i Prus) Rządy dyktatorskie i rządy nie przebierające w środkach były więc uzasadnione. Pewnie, że działo się mnóstwo krzywd i lała się krew bardzo często niewinna. Ale jakobini pointowali interes państwa i interes rewolucji ponad wszystko. A Konwent znowu to nie zbieranina szaleńców czy głupców lecz w wielu wypadkach ludzi światłych i mądrych. Ci byli adwokaci (jest ich tam pełno, bo i Robespierre, i Kamil Desmoulins i Herault-Sechelles oraz wielu innych) byli kupcy, rzemieślnicy i byli księża (np. Sieyes) oraz inni przedstawiciele tzw. stanu średniego, umieli stworzyć wiele poważnych instytucji, do dziś dnia we Francji istniejących (np. Ecole Normale), potrafili wprowadzić wiele rewolucyjnych i światłych innowacji (np. system metryczny), nade wszystko jednak potrafili zapalić płomień energii w armii, potrafili uformować nowych dowódców i natchnąć ich wolą zwycięstwa oraz nowymi pojęciami strategicznymi (olbrzymią w tej dziedzinie rolę spełnił sławny Carnot niestety też nie pokazany w sztuce), potrafili zorganizować produkcję wojenną i uporządkować gospodarkę narodową.

Konflikt więc między frakcją Dantona a lewym skrzydłem jakobinów nie wynikał jedynie z różnicy poglądów na akcję terroru - jak to przedstawia Buchner - lecz z przyczyn znacznie głębszych. Danton, zresztą sam niezły terrorysta w swoim czasie, reprezentował pogląd szukania kompromisu z koalicją, natomiast skrajni jakobini byli za walką aż do zwycięstwa. Rzecz prosta kompromis ten był możliwy, ale nie w okresie klęsk Francji, lecz w o kresie jej zwycięstw. Jak zawsze w historii. I wtedy, kiedy Danton propagował umiarkowanie, młoda armia rewolucyjna brała jeszcze cięgi i koalicja żądałaby na pewno bezwarunkowej kapitulacji Francji. Dopiero później gdy ta sama koalicja zaczęła brać w skórę, rozpoczął się jej rozpad. Odpadły więc naprzód Prusy, w leci 1794, a później Austria w 1797. Ale Danton już wtedy nie żył...

I chociaż zalicza się on - w przeciwieństwie np do Robespierra - do tzw. szlachetnych postaci Rewolucji, to jednak w owych przełomowych latach 1793-94 jego analiza sytuacji politycznej nie była słuszna. Rację miał Robespierre, Danton ocalił Francję w roku 1792, w okresie detronizacji króla Valmy, ale Robespierre ocalił Francję w okresie Jemappes Tulonu i Wandei.

Jeden i drugi dali wprawdzie swe głowy na szafocie, ale taki już był bieg Rewolucji. Dali jej zresztą w krótkich odstępach czasu: Danton 9 kwietnia l794, a Robespierre 27 lipca (9 Termidora) tego samego roku. W tych dwóch datach jest naprawdę wielka ironia losu i - historii.

Rzecz jasna, że do Buchnera nie mamy pretensji o takie przedstawienie wycinka dziejów Rewolucji. Po pierwsze dla tego, że "Śmierć Dantona" nie jest traktatem historycznym, lecz dramatem romantycznym, w którym rozmaite dowolności są dopuszczalne a po drugie dlatego, że ówczesny powszechny pogląd na konflikt Danton - Robespierre był właśnie taki

Nawiasem mówiąc co do dowolności buchnerowskich, to w "Śmierci Dantona" jest ich trochę więcej lecz są to drobiazgi historyczne które nie umniejszają wartości sztuki.

Bo jej wartość, to w pierwszym rzędzie - wielki dramat. Dramat trybuna ludu, i dramat polityka, który w pewnym okresie historii, nie umie jej opanować. Dramat człowieka który pada ofiarą wiary w swoje przeszłe zasługi i w swoją popularność wśród tłumu. A tłum jest zmienny, bardzo zmienny, zwłaszcza na wielkich zakrętach historycznych przekonał się o tym już niejeden mąż stanu, niejeden trybun i niejeden dyktator. I przekona się jeszcze wiele razy...

Spektakl był jak się rzekło wielkim wydarzeniem. Tłumy aktorów, tłumy statystów, mnogość odsłon (w sumie dwadzieścia cztery!), kapitalna reżyseria scen zbiorowych (są one zresztą najmocniejszym walorem sztuki), świetna scenografia WIESŁAWA LANGEGO, syntetyczna i działająca znakomicie na wyobraźnię a poza tym pozwalająca na swobodne przechodzenie przez morze odsłon -- jednym słowem przedstawienie na miarą "Fidiasza, nie krawca".

Niemniej jednak posiada ono i kilka wad. Są tam mianowicie pewne dłużyzny w scenach dialogowych i monologowych (tych ostatnich jest sporo). Przypuszczać by należało że można by je było trochę skrócić bez szkody dla wartości sztuki. A już na przykład scenę więzienną z generałem Dillonem i panem Lafiotte można by z powodzeniem skreślić całkowicie (tym bardziej, że Dillon w owej epoce już od dwóch lat nie żył) Do sztuki ona właściwie niewiele wnosi.

A trzeba pamiętać, że sceny zbiorowe, które stanowią "clou" całego spektaklu i pulsują żywiołem, barwą oraz wielkością, tracą trochę przez ową przeplatankę scen dialogowych, trwających mimo wszystko nieco za długo.

Z wykonawców trudno wyliczyć wszystkich, w przedstawieniu wziął bowiem udział cały niemal zespół. Siłą więc faktu należy poprzestać na kilku osobach. Przede wszystkim sam Danton. Kreował go BOLESŁAW SMELA. Był to Danton niewątpliwie odpowiadający intencji autora i prawdzie historycznej, indywidualność potężna, a równocześnie jakaś wewnętrzna słabość. Ale w chwilach groźnych, w chwilach niebezpieczeństwa - budził się lew. Bolesław Smela umiał tego lwa zbudzić wielokrotnie, szczególnie jednak w wielkiej scenie sądu przed Trybunałem Rewolucyjnym.

Robespierre MIECZYSŁAWA JASIECKIEGO był również wierny historii. Żelazny spokój, opanowanie, powolny krok i gest. Mimo to jednak, jakkolwiek wiemy, iż Robespierre nigdy nie podnosił głosu (z wyjątkiem momentu kiedy... kładziono go pod gilotynę), można by postawić zarzut, iż ten Robespierre mówił trochę za cicho, zwłaszcza w swym długim monologu w akcie I. Inna rzecz, że głos ten tłumiły trochę kolumny dekoracji, ale w takim razie trzeba było monolog wygłosić przed nimi. Również większą wagę należałoby poświęcić stronie dialektycznej wywodów Robespierra w Konwencie. Mogą one być wypowiadane spokojnie, ale musi być w nich zaznaczona żelazna chociaż demagogiczna argumentacja, z jakiej Robespierre słynął.

Saint Just, czyli HENRYK MARUSZCZYK pięknie wypowiedział swe antydantonowskie przemówienie w Konwencie, natomiast Kamil Desmoulins czyli ADAM KWIATKOWSKI był może zanadto poetycki. Odpowiadał on może intencjom autora, który chciał widzieć go takim, ale według prawdy historycznej Desmoulins był bardziej krewki i stanowczy. Przecież to on szturmował Bastylię i Tuilerie!

Wśród ról kobiecych prym wiodła wdziękiem i lirycznym stylem JOLANTA HANISZ jako Lucyla Desmoulins, a w scenie obłędu wykazała naprawdę bardzo wysoką klasę gry aktorskiej.

Nie znaczy to oczywiście, jakoby równym uznaniem nie można było obdarzyć innych "liryczek" dramatu zwłaszcza LILIANY CZARSKIEJ (żona Dantona) i DANUTY BLEICHERÓWNY (Marion).

Brak miejsca stoi na zawadzie, żeby chociaż podkreślić grę całego mnóstwa wykonawców, którzy tak w głównych rolach (niektórzy nawet w kilku), jak i w licznych epizodach zabłysnęli talentem i grą, pełną wyrazu. Szczególnie w epizodach bardzo wszystkim się podobali WŁADYSŁAW KORNAK (Biliaud - Varenne i Obywatel II) MICHAŁ LEŚNIAK (Obywatel I i Kat I), HALINA CIESZKOWSKA (żona Simona) oraz PIOTR POŁOŃSKI (Simon).

Jednak jeszcze raz trzeba usilnie zaznaczyć sceny zbiorowe, stanowiące prawdziwy majstersztyk gry aktorskiej a przede wszystkim reżyserii i inscenizacji JÓZEFA WYSZOMIRSKIEGO.

* * *

Parę uwag jeszcze co do przekładu. Dokonał go nie byle kto, bo WILAM HORZYCA. Ale dla czego ustawicznie Komitet ocalenia Publicznego ("Le Comite de Salut Public") nazywa się "Wydziałem Ocalenia Publicznego"? Przecież ten Komitet jest nazwą tak historyczną, iż przeszedł do czasów dzisiejszych w takiej nomenklaturze choćby, jak Komitet Centralny, czy Komitet Wojewódzki itd.

Druga pretensja, to wzmianka w I akcie o "Starym Franciszkaninie". Przecież tu chodzi o pismo, wydawane przez Kamila Desmoulins pod nazwą "Le vieux Cordelier". I chociaż stronnictwo kordelierów zostało tak nazwane od klasztoru franciszkanów (bo "cordelier" znaczy właśnie franciszkanin), gdzie miało swą siedzibę, to jednak po polsku trzeba by powiedzieć nie "Stary Franciszkanin", lecz "Stary Kordolier".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji