Artykuły

Piaskownica

O 125. Krakowskim Salonie Poezji pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Ale ja się obudzę, ale ja się obudzę.

Krzysztof Kamil Baczyński "Świat sen"

Czy mogło być inaczej?

Tydzień temu, w cieniu najpotężniejszej polskiej śmierci ostatnich stuleci, w cieniu jednej z najpotężniejszych polskich śmierci wszech czasów - Marek Litewka czytał wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, ku czci tejże śmierci najpotężniejszej to czynił, pewnikiem więc właśnie dlatego czytał tak cicho, że gdyby w skromności swej lektury uczynił jeszcze jeden krok maleńki, stałby się ciszą litą. Pełną godności bólu, pełną żałobnego cierpienia, pełną strachu przed pustką jutra - ciszą marmurową. Litewka - Ciszą.

Czy mogło być inaczej?

Na zeszłym Salonie Poezji Litewka oraz Beata Malczewska czytać mieli wiersze Agnieszki Osieckiej. Obojętne, kto decyzję zmiany programu podjął, Dymna, Litewka, Malczewska czy też sam dyrektor Teatru im. J. Słowackiego pan Orzechowski, najzupełniej obojętne. I najzupełniej obojętne, jak żałośnie niezdrowe nadgorliwości pierwszoplanową role w nich zagrały. Czy poszło o to, że w przeciwieństwie do fraz Baczyńskiego, we frazach Osieckiej jest stanowczo za mało nastrojowych popiołów, wyrazistych czaszek i obezwładniająco płonących łąk krwi oraz szkieł bolesnych?

Doprawdy, w słowach powyższych, jak i w słowach, które za chwilę popełnię, nie ma ani krzty złośliwości. Ja tylko grzecznie i spokojnie pytam, choć znam odpowiedź. Już choćby dlatego zaledwie na retorycznym pytaniu poprzestaję, że Gombrowicz z grubsza pół wieku temu o zdumiewających stosunkach Polaków z ich wielkimi, zmarłymi rodakami - powiedział już wszystko. I są to, niestety, prawdy nieusuwalnie wstydliwe i wieczne. Pytam więc tylko, grzecznie i spokojnie pytam tak, jak zeszłej niedzieli kota swego pytałem, gdym podejmował decyzję, że na zmieniony Salon nie pójdę. Bo i po co? Wszystko było przecież jasne z góry.

Czy mogło być inaczej?

Zeszłej niedzieli, dwa dni po końcu ogólnonarodowej, tydzień trwającej żałoby - na Salonie dalej żałoba. Godzinny seansik poprawności politycznej? Dwa dni

po chwili, kiedy to cedrowa trumna z ciałem Jana Pawła II na zawsze wsunęła się w ciszę ziemi pod Bazyliką św. Piotra w Rzymie - w złocistym foyer Teatru im. J. Słowackiego dawali wiersze, które żadnych wątpliwości w sprawie stanu ducha organizatorów nie pozostawiały.

Pieśń dymi czarna... Serca trzask jak gałąź... Taki to mroczny czas... Zgliszcza... Gruzy... Nic nie powróci... Gruzy jak kości rozrąbane dymią... Pokochałeś ziemię grozy... Tylko w lustrach zsiada się ciemność... Szkło bolesne, obraz dni, które czaszki białe toczy, przez płonące łąki krwi... Jeno odmień czas kaleki...

Czy u nas choć raz na dwa tysiące lat może być inaczej?

Słucham płyty nagranej na zeszłym Salonie. Miast ludzkich, żywych głosów Malczewskiej i Litewki słyszę szmer przesypujących się popiołów zimnych. A przecież, jeśli mnie sensownie uczono, dla chrześcijan śmierć bliskiego, owszem, jest cierpieniem, ale na dnie cierpienia tkwi jasność radosnego Alleluja! Czyż nie?

Nie mogło być inaczej. Było jak zawsze. Ani to źle, ani dobrze, tylko jakoś tak... jak w przedszkolnej piaskownicy. Niczyja to wina, niczyja zasługa. Mus to mus. Na wieść o śmierci wielkiego rodaka, Polak w klasyczny zestaw spiżowych gestów wchodzi jak w masło, wchodzi najzupełniej bezrefleksyjnie. Czy muszę mówić, co się wokół dzieje? Cyrk ogólnonarodowej nadgorliwości, cyrk jak z koszmarnego snu - rozwija się. Kwitnie pycha bólu. Jutro wszystko - od guzika po Giewont - nosić będzie imię Jana Pawła II. Ilu z miliona rodaków, co kupili ostatnią książkę Papieża, przeczyta i przemyśli więcej niż sam tytuł? Pięciu? Alleluja - sześciu!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji