Artykuły

Warszawa. Paulina Holtz napisała "nieporadnik świadomego rodzica"

Aktorka Paulina Holtz miała dość "jedynie słusznych" poradników dla przyszłych rodziców, dlatego napisała książkę "Luśka na Planecie Dziecko", którą sama nazwała "nieporadnikiem świadomego rodzica".

Młodym mamom i ojcom proponuje przede wszystkim szukanie własnych recept i korzystanie z intuicji - o czym opowiada Annie Gronczewskiej.

Czy jest jedna, wspólna recepta na to, jak należy dobrze wychowywać dziecko?

- W moim odczuciu - nie ma. Nie dość, że definicja słowa "dobrze wychowany" dla każdego jest inna, to jeszcze różnią się dzieci, rodzice, domy, tradycję.Wyobraża sobie pani, że tak samo można "dobrze" wychować dziecko w Etiopii i np. Polsce? Gdyby ktokolwiek wpadł na taką receptę, prawdopodobnie stałby się najbogatszym człowiekiem świata. Ale dla mnie bogactwo kultur, niejednoznaczność i brak unifikacji są wartością, a nie przeszkodą.

A więc bohaterce Pani książki, Luśce, nie uda się zdobyć licencji na wychowanie?

- Absolutnie nie. Po pierwsze, ta część "Luśki na Planecie Dziecko" dotyczy zmagań z ciążą, a nie wychowaniem. Po drugie, książka powstała właśnie po to, żeby pokazać młodym rodzicom, że nie ma jednej, idealnej dla każdego, drogi. Luśka poszukuje, sprawdza, zraża się i zachwyca. Ale jej wybory i decyzje są wyłącznie jej! Nie wyznaczają drogi dla wszystkich rodziców.

Pokazuje Pani różne sposoby na bycie rodzicem. Ma Pani swój?

Każdy ma swój. Tylko nie każdy w siebie wystarczająco wierzy. Często naszym głównym punktem odniesienia są "panie i panowie z telewizji" albo strach przed oceną sąsiadów czy znajomych. Zamiast zaufać intuicji, wsłuchać się w dziecko, partnera, poszukać własnych rozwiązań - korzystamy z gotowych recept, nawet się nie zastanawiając, czy nam one odpowiadają.

Kiedyś modne było tzw. bez-stresowe wychowanie. Co Pani o tym sądzi?

- Nie mogę sobie wyobrazić bezstresowego wychowania, ale za to widziałam dzieci, które były naprawdę pogubione i nieszczęśliwe w świecie bez zasad. Życie nie jest bez-stresowe. A my mamy pomóc naszym dzieciakom odnajdywać się w dorosłym życiu.

Gdzie jest ta granica? Pani pozwala dzieciom na wszystko?

- Nie! Poza tym, że muszę zapewnić im bezpieczeństwo, to staram się im wpoić zasady kindersztuby, miłość i szacunek do natury i wiele innych rzeczy, które wymagają poznania i respektowania wielu zasad. Nie znaczy to oczywiście, że moje dzieci są bez przerwy strofowane. Mają mnóstwo swobody, wszędzie tam, gdzie to możliwe.

Dużo luzu czy nadopiekuńcza mama?

- Zdecydowanie nie jestem nadopiekuńcza. Wzrusza mnie i cieszy każdy przejaw samodzielności moich córek. Sama byłam tak wychowana, więc teraz z przyjemnością patrzę, jak się usamodzielniają. Kiedy moja koleżanka urodziła swoją pierwszą córeczkę, zastanawiałam się, czego mogę jej życzyć i stwierdziłam, że dla mnie najważniejsze jest, żebyśmy zawsze musiały nasze dzieci gonić, a nigdy popychać. Czasem można dostać zadyszki, ale jak wspaniale się wyrabia kondycję! No i satysfakcja ogromna. Nie myślę tu oczywiście o gonitwie po placu zabaw, tylko żeby dziecko w życiu było zawsze krok przed nami. Taka jest kolej świata.

Tyle że tę nadopiekuńczość często ciężko zwalczyć, siedzi głęboko w człowieku...

- Pewnie tak. Ale może czasem warto zdać sobie sprawę z tego, że dziecko zostanie na świecie, kiedy nas już zabraknie, więc chyba bezpieczniej i lepiej dla niego, żeby umiało samo o siebie zadbać?

Gdy porównuje Pani swoje dzieciństwo z tym, jak teraz podchodzi do wychowania córek, to jest różnica?

- Na przykład taka, że teraz już dzieci nie spędzają godzin na placu zabaw i trzepaku pod domem. Że jest większy poziom strachu o ich bezpieczeństwo. No i gigantyczna dostępność wszelkich dóbr oraz idei dotyczących wychowywania. Myślę, że teraz jest zdecydowanie trudniej oddzielić ziarna od plew.

Pani mama (aktorka Joanna Żółkowska - przyp. red.) dużo grała w teatrze, jeździła na plan. Miała dla Pani czas?

- No pewnie! Nasz zawód daje tę możliwość, że można mieć np. dwa miesiące wakacji. Poza tym nie pracujemy codziennie. Możemy też często dostosowywać nasze godziny pracy do osobistych potrzeb. Myślę, że miała dla mnie znacznie więcej czasu niż współczesne mamy pracujące na etacie w korporacjach.

Można powiedzieć, że Pani dzieciństwo było szczęśliwe?

- Tak. To są same jasne wspomnienia.

Pisząc tę książkę korzystała Pani z doświadczeń koleżanek, przyjaciółek czy tylko ze swoich? Luśka to Paulina Holtz?

- NIE!!! Ani trochę Luśka nie jest mną! Nie łączą nas żadne przeżycia, doświadczenia czy nawet przemyślenia. To postać całkowicie fikcyjna, sklejona z lęków, radości, przeżyć wielu znanych mi i nieznanych mam. Powstawała w mojej wyobraźni.

Ciąża, narodziny dziecka zmieniają życie kobiety. Jak się odnaleźć po tych dziewięciu miesiącach?

- Gdybym to wiedziała, to bym napisała poradnik, a nie nieporadnik...

Ważne jest też, by nie zapomnieć o mężu, partnerze...

- Tak, to zawsze jest ważne... I żeby partner nie zapominał o nas.

Dlaczego napisała Pani tę książkę?

- Bo miałam dość "jedynie słusznych poradników". Bo chciałam opowiedzieć młodym rodzicom o idei bliskości. Przypomnieć im, żeby słuchali intuicji. Dać im trochę wiary we własne siły. Sama bardzo wiele się dowiedziałam od moich rozmówców, poszerzyłam horyzonty, stałam się bardziej wyrozumiała i tolerancyjna. Otwarta na różne koncepcje. Mniej bezkompromisowa.

Czy będzie druga część "Luśki na Planecie Dziecko"?

- Tak. Mam nadzieję, że będzie. Luśka jest w kolejnej ciąży i na pewno będzie miała w związku z tym dużo przygód i pytań.

Paulina Holtz ma 33 lata. Jest córką znanej aktorki Joanny Żółkowskiej i Witolda Holtza, filmowca. Już jako sześciolatka wystąpiła w teatrze telewizji. Od 1997 roku gra Agnieszkę Lubicz w telenoweli "Klan". Chciała tak jak tata zostać reżyserem, ale nie dostała się do szkoły teatralnej. Studiowała dziennikarstwo, etnologię i antropologię. W końcu, tak jak mama, skończyła warszawską Akademię Teatralną.

Po studiach związała się z Teatrem Powszechnym w Warszawie. Ma na swym koncie sesję w "Playboyu". Jest związana z operatorem filmowym Michałem Nowakowskim. Mają dwie córki: Antoninę i Marcysię. Jest autorką książki "Luśka na Planecie Dziecko". To zabawna historia Luśki, dla której ciąża i macierzyństwo początkowo jest "kosmiczną przygodą". Niby trzydziestolatka, niby wykształcona, niby nie planuje ślubu z Krzyśkiem i chwilowo na pewno nie planuje bycia mamą, a jednak... Natłok informacji, porady koleżanek i rodziny, przesądy, mity - wszystko to nie pomaga w kierowaniu się własną intuicją. Czy uda się Luśce i Krzyśkowi spokojnie wylądować na Planecie Dziecko

bez strachu, frustracji i wzajemnych pretensji? Książka na przykładzie Luśki i Krzyśka pokazuje zmagania dzisiejszych trzydziestolatków w oczekiwaniu na dziecko. Razem z bohaterami przechodzimy przez okres ciąży, rozwiewamy mity dotyczące ciąży i porodu, karmienia piersią, seksu w ciąży, wybieramy wyprawkę i szukamy sposobów na bycie rodzicem. Bohaterowie urodzeni i wychowani w czasach PRL usiłują przystosować się do nowych trendów: długiego karmienia piersią, porodów naturalnych, noszenia w chuście, rozpoznawania rodzajów płaczu i wszystkiego tego, co we współczesnych poradnikach nazywane jest "umiejętnością". Autorka poprzez ciekawe wywiady z ekspertami, z doświadczonymi rodzicami oraz ze znanymi osobami, między innymi z Beatą Tyszkiewicz, Sylwią Chutnik, Beatą Tadlą, Kariną Kunkiewicz, Moniką Mrozowską pokazuje nam różne sposoby na bycie rodzicem. Uświadamia, jak ważne jest kierowanie się własnym instynktem, by samodzielne zdecydować, które z wielu rozwiązań proponowanych przez otoczenie, media czy poradniki zastosujemy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji