Artykuły

Taneczny duet nie do pary

"Święto wiosny" w choreogr. Izadory Weiss i "Sen" w choreogr. Wojciecha Misiury w Bałtyckim Teatrze Tańca przy Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Łukasz Rudziński na portalu Trójmiasto.pl.

Wydawało się, że to się nie może udać. Dwie kompletnie różne stylistyki, dwie krańcowo różne filozofie tańca, ale ten sam zespół artystyczny. A jednak oba spektakle, osobno, stanowią bardzo ciekawe studium dotychczasowej pracy Wojciecha Misiury i Izadory Weiss.

O ile po "Tamashii", jednej trzeciej tanecznego wieczoru "Men's dance", miałem jeszcze wątpliwości, o tyle po "Śnie" jestem pewien, że Wojciech Misiuro usiłuje w Operze Bałtyckiej wskrzesić dawny Teatr Ekspresji. Sięga po te same tropy - kulturę Kraju Kwitnącej Wiśni, odgłosy otaczającego nas świata (tym razem nie są to odgłosy przyrody, jak w "Tamashii", ale cywilizacji - klaksony, pisk opon, gwar uliczny) i motyw nieustającej wędrówki (cytat z "The Aegypto" Teatru Ekspresji). Podobnie jak w "Tamashii", centralną postacią spektaklu jest Jacek Krawczyk, były aktor Teatru Ekspresji, ogniowo łączące tamten teatr Misiury z dzisiejszym.

Gdański choreograf, debiutujący zresztą na deskach Opery Bałtyckiej przeszło 40 lat temu, tym razem kreuje bezpieczną przestrzeń snu. Tu możliwe są wszelkie wizje, nawet te najbardziej absurdalne (rowerzysta przejeżdżający przez scenę czy Indianin w imponującym pióropuszu, w którego wciela się Mariusz Rychalski, na co dzień maszynista sceny w Operze Bałtyckiej). W ciekawej, nieprzesadzonej scenografii Katarzyny Zawistowskiej znajdziemy m.in. rzeźbę symbolizującą Hypnosa - bóstwo snu.

W tej przestrzeni snują się przeróżne postaci - marynarze, prostytutki, cudzoziemcy. Ich sekwencje są gęste od napięć, precyzyjnie wykonane, świetnie zatańczone (perfekcyjny duet "ksero" - Marta Śrama i Elżbieta Czajkowska-Kłos, zwiewna, bardzo seksowna Beata Giza w duecie z ustępującym jej techniką Filipem Michalakiem). Misiuro dołącza do tancerzy Bałtyckiego Teatru Tańca ludzi spoza Opery - kaskadera Andrzeja Słomińskiego, który jako anioł z pawimi piórami staje się bohaterem pięknej metaforycznej sceny zejścia na ziemię, byłą mistrzynię świata fitness Aleksandrę Kobielak (współpracującą z Misiurą w Teatrze Ekspresji) i wreszcie Jacka Krawczyka.

Bohater Krawczyka to postać zupełnie innego porządku - posągowy stoik, nieobecny, zatopiony w ruchu myśliciel, przywodzi na myśl greckich herosów. Postać, budowana niezwykle oszczędnymi środkami przez tancerza Sopockiego Teatru Tańca, elektryzuje, ściąga uwagę pomimo wielu innych wydarzeń oraz natłoku rozbuchanych, artystycznych wizji. To zresztą jest najpoważniejszy zarzut pod adresem Misiury - jego oniryczna wizja jest nieposkromiona, rozrasta się, nie kondensuje. Traci na tym spektakl złożony ze zbyt wielu etiud, teatrów w teatrze, ale też kilku wyśmienitych momentów.

Izadora Weiss, inaczej niż Misiuro, po raz pierwszy od kiedy pracuje w Gdańsku, dokonała syntezy swojego teatru. Jej "Święto wiosny" ze słynną choreografią Wacława Niżyńskiego ma tyle wspólnego, że w jednym z pierwszych motywów tanecznych odszukać można dalekie echa charakterystycznego ruchu tancerzy "Święta wiosny" z przedstawienia z 1913 roku. Duszą spektaklu pozostaje wspaniała, ekstatyczna muzyka Igora Strawińskiego, sercem - temat seksistowskiego wykorzystywania kobiet i uprzedmiotowienia ich w męskocentrycznym świecie.

Na podwyższeniu umieszczonym na scenie Opery rozgrywa się dramat siedmiu par. Ich historie są do siebie bliźniaczo podobne - najpierw wzajemna fascynacja, czułość, zaangażowanie, potem coraz bardziej roszczeniowa i agresywna postawa mężczyzny, aż do całkowitego poniżenia i upodlenia kobiety. Jedynie reakcje kobiet są różne - niektóre szybko podporządkowują się i pozostają bierne, inne gwałtownie sprzeciwiają się zaczepkom i atakom ze strony mężczyzn. Efekt (a zarazem drastyczna puenta przedstawienia) daje odpowiedź, czy mężczyźni są w stanie zmieć swój punkt widzenia na kobiety.

To spektakl dla szefowej Bałtyckiego Teatru Tańca z kilku powodów wyjątkowy. Wreszcie Weiss przełamała schemat ruchu, jaki towarzyszył od lat kolejnym jej spektaklom, czyniąc je niemal takimi samymi. Dramaturgia "Święta wiosny" utrzymywana jest w końcu poprzez taniec a nie efektownie dobraną muzykę. Z kolei zamiast wzniosłych, ale niekonkretnych pojęć abstrakcyjnych jak "dobro" i "zło", w które choreograf Opery Bałtyckiej ubierała dotąd swoje przedstawienia, Izadora Weiss zdecydowała się skonkretyzować tematykę na ludzkiej krzywdzie, konsekwentnie i bardzo drastycznie ją ukazując. Nieprzypadkowo Franciszka Kierc zostaje w pewnym momencie zrzucona ze sceny przez swojego partnera kopniakiem w krocze.

Wciąż brakuje synchronizacji tańca w partiach zbiorowych, jednak tym razem na usprawiedliwienie tancerzy BTT przemawia fakt, że tańczyli w kilkanaście osób na niezwykle małej przestrzeni. Spektakl Izadory Weiss rezonuje także dzięki filmowaniu twarzy i sylwetek maltretowanych tancerek, widzianych na telebimie z tyłu sceny. Szarpane, obmacywane, dotykane, popychane i poniżane dziewczyny widać przez to doskonale w odzierającym z intymności, upiornym niby-dokumencie. Nigdy dotąd Izadora Weiss nie była tak konsekwentna w werbalizowaniu swoich przekonań. "Święto wiosny" jest zdecydowanie najlepszym jej gdańskim spektaklem.

"Sen" i "Święto wiosny" przynależą do dwóch odrębnych światów. Zgodnie z zapowiedziami dyrekcji opery, niebawem powinny zostać rozdzielone. Spektakl Misiury pokazywany ma być wspólnie z "Tamashii", miniatura sceniczna Izadory Weiss razem z jej kameralnym spektaklem "A trois...". Oba tytuły z pewnością jeszcze na tym zyskają, ale już teraz, wspólnie, składają się na jedno z najciekawszych wydarzeń tanecznych na deskach Opery.

Na zdjęciu: "Święto wiosny"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji