Artykuły

Śmiej się, kto może

Teatr "Bagatela" z powodzeniem sięgnął po sztukę Raya Conneya, jednego z najpopularniejszych autorów fars na Wyspach Brytyjskich. Sukces spektaklu "Mayday" jest w dużej mierze zasługą reżysera wyspecjalizowanego w komediowym gatunku, czyli Wojciecha Pokory, który angielską farsę zrealizował już uprzednio w kilku polskich teatrach.

Opowiadanie komicznych perypetii głównego bohatera sztuki, bigamisty Johna Smitha, mija się z celem. Jak każda farsa, także i "Mayday" opiera się na ciągu nieprawdopodobnych wydarzeń i zbiegów okoliczności, które usprawiedliwić może jedynie fakt, że rozbawiają widzów do rozpuku. Autor, będący jednocześnie aktorem, wykazał się wspaniałym wyczuciem sceny ofiarowując swym kolegom po fachu kilka wspaniałych ról.

Tytuł, pod którym sztuka pojawia się na polskich scenach, pochodzi od tłumaczki, Elżbiety Woźniak.

Oznacza hasło, jakim statki informują, że znalazły się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Oryginalna wersja okazała się bowiem trudna do przetłumaczenia. Oznacza mniej więcej: "Leć do swojej żony", co w języku angielskim kojarzy się z powiedzeniem "Ratuj się kto może". Na szczęście językowe problemy ograniczyły się do tytułu, sama farsa zaś musi śmieszyć pod każdą szerokością geograficzną.

Krzysztof Bochenek (mąż - bigamista) i Łukasz Żurek, w roli wiernego przyjaciela, który staram pomóc mu w uniknięciu finałowej katastrofy, stworzyli wspaniały duet. Nieodparta vis comica obu aktorów oraz lekkość i werwa, z jaką wcielają się w swoje postaci sprawi, że na dwie godziny szczerze wierzymy w prawdziwość małżeńskich perypetii. Mniejsze pole do popisu mają odtwórczynie ról kobiecych, czyli obu pań Smith (Dorota Korbacz-Bochenek i Alina Kamińska). Razem z siedzącymi na widowni stanowią one publiczność dla komediowych popisów intrygujących zawzięcie mężczyzn.

W szalenie precyzyjnej łamigłówce, jaką przypomina owa farsa, żaden element nie pojawia się przypadkowo. Z przyjemnością oczekujemy więc na to, że sympatyczny homoseksualista (grany z wdziękiem przez Macieja Słotę) pojawi się w najbardziej nieodpowiednim momencie pogrążając doszczętnie bohaterów, a machinalnie zanotowany numer telefonu jednej z żon oczywiście wpadnie w najbardziej niepowołane ręce drugiej pani Smith.

Zabawne kwestie bombardują z prędkością karabinu maszynowego nie pozostawiając publiczności chwili wytchnienia, a całość zachowuje subtelny wdzięk typowy wyspiarskim dżentelmenom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji