Artykuły

Emocje wokół współczesności

Miniony sezon teatralny w Krakowie upamiętni z pewnością prapremiera długo oczekiwanej, najnowszej sztuki Mrożka "Miłość na Krymie", która wzbudziła emocje na długo przed pojawieniem się na scenie, a potem stała się przyczyną zażartych polemik. Trudno wymienić przedstawienie, które można by określić jako niewątpliwe artystyczne wydarzenie sezonu, nie zabrakło natomiast dość efektownej klapy.

Słynne dziesięć punktów, którymi obwarował premierową inscenizację Sławomir Mrozek oraz rezygnacja Jerzego Jarockiego z reżyserowania "Miłości na Krymie" sprawiły, że spektakl zrealizowany przez Macieja Wojtyszkę oczekiwany był w atmosferze pewnej sensacji. Warszawski reżyser przygotował poprawne i w miarę zgrabne przedstawienie, któremu daleko jednak do wyżyn sztuki inscenizacji. O pomstę do nieba woła zwłaszcza rozpaczliwy finał łączący dość mętną Mrożkową symbolikę z kiczowatymi efektami reżyserskimi. Zarówno dramat, jak i jego sceniczna realizacja zebrały sporo krytycznych ocen, za co krakowskim recenzentom oberwało się srogo od Andrzeja Wanata, redaktora naczelnego miesięcznika "Teatr". Na swoją obronę można jedynie powtórzyć za Gombrowiczowskim Gałkiewiczem: "Jak przewierca, gdy nie przewierca!".

Drugim przedstawieniem, wokół którego powstało sporo szumu, stała się "Farsa z ograniczoną odpowiedzialnością" Władysława Zawistowskiego wyreżyserowana przez Andrzeja Kierca. Chwytem reklamowym przyciągającym do Teatru im. Słowackiego tłumy widzów miało być zaangażowanie młodzieżowego zespołu "Piersi". Niestety, mało zabawny tekst i ociężała inscenizacja sprawiły, że w konfrontacji z kapelą, która z powodzeniem zabawia się rodzajem kiczowatego muzycznego pastiszu, teatr poniósł sromotną klęskę. Ponadto zespół "Piersi" okazał się mało atrakcyjny dla teatralnej widowni (i wzajemnie), więc cel marketingowy nie został osiągnięty. Jednak - mimo wybrzydzania się krytyków - samo słowo farsa w tytule zdołało zachęcić spragnioną rozrywki widownię.

W przeciwieństwie do owej "klapy z. o.o." wyreżyserowany przez Wojciecha Pokorę w Bagateli spektakl "Mayday" przypomniał, że farsa jest gatunkiem, który zmusza widownię do pokładania się ze śmiechu. Sztuka Raya Cooneya okazała się najlepszą propozycją Teatru Bagatela, który z mniejszym lub większym powodzeniem kontynuuje swój lekki, komediowo-muzyczny styl.

"Sen srebrny Salomei" wyreżyserowany przez Jerzego Jarockiego w Starym Teatrze oraz zrealizowana przez Tomasza Zygadłę w Teatrze im. Słowackiego "Antygona w Nowym Yorku" należą do premier sezonu 1993/94, które z pewnością należało zobaczyć. Siła i malowniczość poszczególnych scen, piękno muzyki Stanisława Radwana oraz przede wszystkim precyzyjna - jak zwykle u Jarockiego - gra aktorów pozwalają zaliczyć inscenizację mistycznego dramatu Juliusza Słowackiego do przedsięwzięć udanych. Natomiast za spektaklem granym w Miniaturze przemawia po amerykańsku efektowny tekst Janusza Głowackiego oraz ciekawa obsada i sprawna reżyseria. Zasadę głoszącą, że najciekawsze spektakle teatru przy placu św. Ducha powstają na małej scenie potwierdziła także ostatnia premiera sezonu, adaptacja "Śniadania u Tiffan'ego" Trumana Capote pomysłowo zrealizowana przez debiutanta Pawła Miśkiewicza.

O tym, że powodzenie sztuki na światowych scenach absolutnie nie gwarantuje sukcesu przekonali się twórcy przedstawień "Tańce w Ballybeg" (Teatr im. Słowackiego) i "Oleanna" (Scena Kameralna Starego Teatru). Ta ostatnia sztuka Davida Mameta, która w Stanach i zachodniej Europie wypłynęła na fali modnej tematyki feministycznej, w Krakowie przeszła bez większego echa, choć duet: Beata Fudalej i Jacek Romanowski pracujący pod wodzą Kanadyjczyka Paula Lamperta dał prawdziwy koncert gry aktorskiej.

W dużej mierze dzięki menedżerskim zdolnościom dyrektora Jerzego Fedorowicza na teatralną mapę Krakowa powróciła nowohucka scena. Wprawdzie przygotowana ze sporym rozmachem premiera "Balladyny" Juliusza Słowackiego nieco rozczarowała, ale pozyskanie do współpracy Rudolfa Zioły świadczy, że Teatr Ludowy zaczyna grać w innej lidze. Także spektakle grane na śródmiejskiej scenie przy ulicy Kanoniczej w piwnicy ("Sprawa podejrzana") i w ogródku ("Opowieści gargantuiczne") udowodniły, że aktorzy tego teatru nieźle radzą sobie w dość zróżnicowanym repertuarze.

Mimo powszechnych narzekali na brak współczesnej dramaturgii - w Teatrze im. Słowackiego odbyło się nawet seminarium, podczas którego Anglicy dzielili się swoim doświadczeniem dotyczącym pisania sztuk - w repertuarze krakowskich teatrów znalazły się w tym sezonie aż trzy polskie dramaty poruszające jak najbardziej aktualną tematykę. I choć nie zabrakło interesujących inscenizacji klasyki, źródłem fermentu stały się właśnie współczesne sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji