Artykuły

Na marginesie kulfonów

Nie mogłem oderwać oczu od czworga wybranych, którzy pójdą do nieba, choć akurat tego nikt przecież nie wie na pewno. Nawet oni, może - zwłaszcza oni. Trzy młodziutkie, o policzkach kruchych jak hostia, wytworne siostrzyczki zakonne w loży na pierwszym piętrze i braciszek, niebieskooki blondynek wręcz nastoletni, bodaj kapucyn, hen wysoko, pod sufitem, na jaskółce. Nie mogłem od nich oderwać oczu, od ich jak zwykle pokornego znudzenia nie miałem sił się odkleić, tak jak oni sił nie mieli, by się odkleić od scenicznych wydarzeń. Oliwkowe źrenice siostrzyczek, niebieskie spojrzenie braciszka - uparcie świdrowały rock-operę "Jesus Christ Superstar". Na dnie tych oczu widziałem nudę. Poukładaną, klarowną nudę.

Wolę klarowność nudy niż sens fundamentalnie rozbałaganiony. Oczywiste więc, że w Teatrze im. Słowackiego byłem jedynym widzem odwróconym do sceny plecami. Odwróciłem się po kwadransie. Uciekłem ze wzrokiem, bo totalny bałagan tańca, pożal się Boże, nowoczesnego, pretensjonalna przypadkowość trampek, kurtek, dżinsów, stringów i biustonoszy, i jeszcze niezły bigos jakowychś metalowych, wciąż fruwających płyt - wszystko to robiło me oczy w konia. Uciekłem z uszami, bo skądinąd znakomite nuty Andrew Lloyd Webbera, przez jakiegoś uroczo głuchego speca od nagłośnienia zmienione w stado pędzących na skraj przepaści świń, wyprawiały z mymi trąbkami Eustachiusza rzeczy karalne. Czasem naiwnie wracałem do sceny, ale po to tylko, by na minutę wypocząć pod doskonałym, aksamitnym śpiewem Marii Meyer (Maria Magdalena), by na mgnienie skulić się pod kolosalnym i kolosalnie nieoszlifowanym talentem Janusza Radka (Judasz Iskariota) - i aby czym prędzej uciec do klarownego seansu nudy na dnie oliwkowych i niebieskich oczu. Klarownego i doskonale cichego.

Wracałem więc co i raz i sam siebie w duchu pytałem, czy siostrzyczki i kapucyn znają wiersz Zbigniewa Herberta "Pan Cogito a pop". Czy znają frazy, których nie da się ominąć? W czasie koncertu pop/ Pan Cogito rozmyśla/ nad estetyką hałasu// Sama idea owszem/ pociągająca// być bogiem/ to znaczy ciskać gromy/.../ zastąpić Homera/ trzęsieniem ziemi/ Horacego/ kamienną lawiną/.../grać na czerwonym gardle/ oszalałe pieśni miłosne. Czy tam, w loży i na jaskółce, buczy reszta gorzkiej mądrości poety? Kłopot polega na tym/ że krzyk wymyka się formie/ jest uboższy od głosu/ który wznosi się/ i opada// krzyk dotyka ciszy/ ale przez ochrypnięcie/ a nie przez wolę/ opisania ciszy// jest jaskrawie ciemny/ z niemocy artykulacji// odrzucił łaskę humoru/ albowiem nie zna półtonów// jest jak ostrze/ wbite w tajemnicę/ lecz nie oplata się/ wokół tajemnicy/ nie poznaje jej kształtów. Pytałem ich w duchu, pytałem i odpowiadałem - tak, znają te frazy, a nawet jeśli nie znają, to mają je w sobie z natury. Gapią się na scenę jak zahipnotyzowani, bo to rockowo-operowe ostrze wbite w najczystszą z tajemnic jest bezradnością hipnotyczną. Na dnie ich oczu puchnie nuda, bo ten wizualno-dźwiękowy bałagan sprowadza ziewanie.

Zastąpić szczytowy fragment Nowego Testamentu, zastąpić ostatnie siedem dni życia Jezusa Chrystusa monstrualną garścią hałasu. Idea, owszem, pociągająca. I pociągające pytanie o sens adaptowania Pisma. Wiem, z dysput o adaptowaniu wielkich, ale człowieczych narracji, z dysput o przenoszeniu w inny stan skupienia fraz Dostojewskiego, Tomasza Manna bądź Schulza - wiele intrygujących modrości można wykrzesać. Ale co począć z Pismem? Co powiedzieć o sensie przenoszenia w inny stan skupienia czegoś, czego stanem skupienia jest wieczność? W programie czytam, że ta rock-opera: Jednak nie jest kolejną interpretacją religijną, lecz historią opowiedzianą w inny sposób... Jaki jest sens opowiadania w inny sposób czegoś, co można tylko w jeden sposób opowiedzieć, i co dokładnie w ten jeden jedyny, doskonały sposób zostało już opowiedziane? Po co powtarzać niepowtarzalne? W imię czego pismo Pisma kalkować naszymi oczywistymi kulfonami? Ja tu, broń Boże, nie staję w obronie świętości. Rzecz tylko - i aż - w tym, że wszelkie, filmowe bądź teatralne, choćby i najszlachetniejsze, kulfoniaste kalki nasze, zwyczajnie odpadają od Pisma, jak muchy. Są bezradne. Zawsze obok, zawsze papierowe, doraźne, doczesne, skończone, chwilowe. Są doskonale zbędne, ale zbędne tym szczególnym rodzajem zbędności, szczególnym, bo przecież tej zbędności tak naprawdę niczego złego zarzucić nie można. Nawet tego, że nie wiadomo, po co jest. Ba, takiej zbędności wypada przyklasnąć, że jest. Że jest po nic. Nic na to nie poradzę, rozbałaganiony papier, nieprzytomnie hałaśliwy papier inscenizacji Marcela Kochańczyka, nudzi dokładnie tym gatunkiem niepotrzebności. Do tego - i to już jest kwestia wyłącznie Kochańczyka morderczej skłonności do kiczu robionego kiczem - amatorstwo całości, poza paroma czystymi głosami, oblepia tak, że nie ma o czym mówić. Nuda hałasu rozsadza oczy siostrzyczek i kapucyna.

Nie, nie stawiam ich jako argumentu miażdżącego dzieło Kochańczyka. Chodzi o to, że akurat oni muszą do spodu rozumieć prawdę, że Pismo, że czytanie Pisma, to kwintesencja intymności, synonim ciszy. Pojmują, że ta rock-opera o Chrystusie w istocie nigdy nie może się udać. Jedyne, co może się udać, to tylko muzyczno-wokalno-taneczna maestria - zwyczajny odpust dla zmysłów, absolutna nieobecność intymności. Ja tylko patrzę im w oczy.

I widzę, jak po końcowym łomocie Kochańczyka, już przed teatrem, oliwkowymi i niebieskimi oczami otulają ciszę świata. A usta ich jakby szepczą finał Herbertowego wiersza o hałasie. Modli się o śmierć gwałtowną/ i ta mu zostanie przyznana.

VIII Krakowska Wiosna Baletowa. Teatr Rozrywki z Chorzowa. Andrew Lloyd Webber, Tim Rice "Jesus Christ Superstar". Inscenizacja i reżyseria Marcel Kochańczyk. Kierownictwo muzyczne Jerzy Jarosik. Choreografia Jarosław Staniek. Scenografia Grzegorz Policiński. Kostiumy Elżbieta Terlikowska. Występy w Teatrze im. Słowackiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji