"Sen"
Są to właściwie współdziałające ze sobą bezpośrednio dwa spektakle - spektakl dziejący się na scenie i spektakl wyłącznie rozegrany w sferze form plastycznych. To bowiem, co dokonuje Marian Kołodziej dawno już przestało być tłem, dekoracją.
Tą uwagą rozpoczynam swój felieton o interesującej premierze "Snu" Felicji Kruszewskiej, autorki tworzącej na początku lat dwudziestych i nie granej od pięćdziesięciu lat, a przypomnianej przez Stanisława Hebanowskiego.
Sztuka jest patriotyczna i jest to patriotyzm potwierdzony nie tylko atramentem, ale całym życiem autorki, które przerwane zostało tragiczną jej śmiercią w czasie okupacji hitlerowskiej. Ale patriotyzm Kruszewskiej nosi typowe cechy dla epoki i jej lęki o losy Polski nie wykraczają daleko poza horyzonty inteligencji o umiarkowanie lewicowych poglądach - której dramat polegał na tym, że wierzyła równocześnie w socjalizm i Piłsudskiego, a po przewrocie majowym znalazła się nagle bez punktu oparcia. Ten swoiście pojmowany niepokój o losy Polski wyraziła autorka w sztuce, której cała akcja zawarta została w konwencji snu.
Konwencja snu realizowana jest z całą konsekwencją i dlatego rysunek postaci ukazujących się w tym politycznym dramacie nie jest konkretny, nie jest pełny. Są to ledwie naszkicowane gesty, jakieś powtarzające się słowa, jakieś sceny i echo patriotycznych czytanek szkolnych.
Konwencja snu nie jest w teatrze nowa, ale najczęściej wprowadza się zderzenie świata realnego ze światem sennej fikcji. U Kruszewskiej nie ma świata realnego jako takiego - jest wyłącznie świat snu. Na jego tle poznajemy bohaterkę, której zachowanie się, której kwestie są tylko odbiciem rzeczywistości, odbiciem w śnie pełnym koszmarów.
Bohaterka - czyli Dziewczynka, Której Się Śni - zaprezentowana wyraziście i przekonywająco przez Wandę Neumann - to jedyna postać bliżej nam określona, ale przecież także niezbyt wyraźnie. Jej dziewczęca wyobraźnia zaludnia świat urojeń sennych postaciami z jej świata baśni i czytanek. Jest więc Wysłaniec (Stanisław Dąbrowski) zwiastujący Czyn. Wysłaniec raz nasuwający skojarzenia z Wernyhorą z "Wesela" raz znów przybierający postać robotnika; jest Zielony Pajac, który Powinien Wisieć na Lampie (Wiesław Nowicki)
- przekorny i złośliwy, zgodny z wszystkimi ówczesnymi metaforycznymi wyobrażeniami pierrotów od rysunku Beardsleya do wiersza Brunona Jasieńskiego jest Młody Oficer (Krzysztof Gordon) widmo brata poległego gdzieś na frontach legionowej sprawy lub pod Radzyminem; jest symboliczna postać Matki (Irena Maślińska) ukazana jako wyraz ciepła osobistego, ale pełna niezrozumienia dla misji Dziewczynki, jest jej przyjaciółka Ewa (Teresa Iżewska), która wszystkie niepokoje Dziewczynki odparowuje jednym zdaniem, że jutro czeka ją egzamin z arytmetyki.
Nikt nie rozumie Dziewczynki - ani rodzina, ani przyjaciele, ani znajomi. Nikt nie chce pomóc w jej poszukiwaniach Księcia, który ma ocalić Polskę przed Czarnymi Wojskami. Metaforyka baśni miesza się tu z romantyczną metaforyką patriotyczną. Książa to równocześnie ożywiony pomnik Księcia Józefa znajdujący się wówczas przed frontem Grobu Nieznanego Żołnierza, a więc niejako dowodzący prochami poległych najlepszych Synów Ojczyzny, ale także symbol szlachetności i patriotyzmu.
A Czarne Wojska?
Hebanowski Czarne Wojska ubiera w hełmy Wehrmachtu co przy horyzontach politycznych autorki jest nieporozumieniem interpretacyjnym. Niepokój o Polskę wyrażany przez autorkę ustami Dziewczynki wypływa bowiem nie z wizyjności, ale z konkretnej sytuacji Polski w latach dwudziestych i jeżeli jego siła nośna przekracza rzeczywiście bariery epoki, to nie przez przepowiednię godną Sybilli. Źródła tego niepokoju są inne, bliższe.
W drugim akcie sprawa staje się wyraźna. Dziewczynka mówi do Wysłańca - "Czy pan wie, że Czarne Wojska już są?" a dalej - "Czarne Wojska zamordowały Księcia. Zrobiły z niego pomnik". To przecież Wódz Czarnych Wojsk (znakomita, choć tak migawkowa kreacja Stanisława Igara) mówi - "My nie gramy w otwarte karty (...) Jesteśmy w uśpionym mieście, aby załatwić pewne sprawy''. A potem Wódz Czarnych Wojsk wygłasza "patriotyczne" przemówienie pełne patetycznych zwrotów, budząc entuzjazm rozbudzonych tłumów. Przypominają się słowa poety oskarżającego morderców prezydenta Narutowicza - "Polskę mieliście na ustach, a brauning w kieszeni". I na koniec - kiedy Wysłaniec-Robotnik posuwa zegar na dwunastą, obecność Czarnych Wojsk zupełnie już zmieszanych z tłumem zostaje odkryta.
Kruszewska pisała swoje dzieło w okresie, gdy cała Polska przypominała jeden kocioł namiętności politycznych i gdy lewica domagała się rzeczywistej demokracji, pewne głosy domagały się rządów "silnej ręki", podczas gdy inne śniły sen o szlachetnym wodzu, który obroni niepodległość i wewnętrzną demokreację - kiedy Robotnik-Wysłaniec nastawi zegar na godzinę dwunastą.
Kto wie - pełna entuzjazmu dla haseł PPS - Kruszewska być może widziała jeszcze tego zbawcę w osobie Komendanta, zanim przewrót majowy nie uświadomił jej, że zajął on pozycję Wodza Czarnych Wojsk. Ale mimo interesującej i starannej reżyserii, mimo znakomitej gry aktorów - którzy nie wypadają ani na krok z trudnej konwencji narzuconej im przez autorkę i reżysera - te wnioski nie zostają dopowiedziane do końca i Felicja Kruszewska ostaje się za wizjonerkę, która na początku lat dwudziestych czuła groźbę roku 1939. A tymczasem groźba ta zmaterializowała się już w okresie dzielącym napisanie sztuki od jej wystawienia w Wilnie i Poznaniu. W inscenizacji wileńskiej Wiercińskiego - Pajac (grał go sam Wierciński) wystąpił w stylizowanym uniformie ułanów legionowych z charakterystycznymi wyłogami, co było wyraźną aluzją polityczną - cała sztuka była bowiem od początku do końca aktualną polityczną satyrą o dramatycznym wydźwięku.
Jej inscenizacja współczesna mogła śmielej sięgnąć do tych wzorców, aby ukazać zarówno patriotyzm jak i zakłamanie doby przewrotu majowego oraz pięknosłowie sanacyjnej dyktatury. Gdyby Kruszewska pisała swoją sztukę później - jej Wódz Czarnych Wojsk powiedziałby na pewno slogan o "Silnych. Zwartych i Gotowych", slogan sprzed tragedii wrześniowej. Tych ostrych akcentów rozrachunkowych z przeszłością zabrakło jednak inscenizacji gdańskiej, której siła wymowy politycznej rozmazała się w sybillańskim wróżbiarstwie.