Teatralny "Sen" Felicji Kruszewskiej
Debiut reżyserski Edmunda Wiercińskiego nosił wyraźnie cechy buntu, żeby nie powiedzieć - rewolucji. W czasie nieobecności Osterwy w Wilnie 17 marca 1927 roku zespół drugiej "Reduty" wystąpił z prapremierą "Snu" Felicji Kruszewskiej. Spektakl zyskał szybko miano wydarzenia artystycznego. Pisano o narodzinach "teatru formy", do powszechnych należało przekonanie, o ekspresjonistycznej estetyce widowiska. Dunin-Marcinkiewicz odtworzył nawet w akwarelu postać Zielonego Pajaca - legendarną dziś kreację Wiercińskiego. Wiele rozprawiano o kubistycznych projektach scenografa - Iwo Galla. Przedstawienie wileńskie stanowiło wyraźną polemikę, kontrpropozycję dla naturalistycznej konwencji teatralnych dokonań Juliusza Osterwy. Półtora roku później Wierciński wznowieniem inscenizacji "Snu" rozpoczął poznański okres dyrekcji w Teatrze Nowym. 16 maja 1928 roku gościnne występy na scenie "Ateneum" były okazją do zaprezentowania "Snu" publiczności warszawskiej. Maria Dąbrowska po obejrzeniu spektaklu w robotniczym teatrze "Znicz" polemizowała z ocenami Antoniego Słonimskiego: "Słonimski wszystko nałgał (...) sztuka Kruszewskiej jest wydarzeniem w dziejach polskiego teatru". Mistrz Osterwa był wręcz obrażony eksperymentami kolegów: "...popis efektów i wymysłów raczej z dziedziny cyrku niż poważnego teatru". Gdzie szukać przyczyn tak skrajnej kontrowersji sądów? Odpowiedź spróbujemy odnaleźć poprzez bliższą interpretację "świeżego" jeszcze wznowienia "Snu" w Teatrze "Wybrzeże" w Gdańsku.
Inicjatywa ponownej konfrontacji "chybionego debiutu dramatycznego" Kruszewskiej z wymogami współczesnej sceny i gustami dzisiejszej publiczności, a tym samym próba teatralnego sprawdzenia "Snu", zasługuje - choćby ze względów historycznych - na szczególniejszą uwagę. Przedrukowany, w książkowym niemal wydaniu programu, tekst dramatu jest dość charakterystycznym przykładem drugorzędnej literatury; mocno zmanierowanej, snobistycznie uduchowionej. Można by bez większych trudności wskazywać na pierwowzory pomysłów. Zjawiają się w dramacie postaci rodem z "Wesela" Wyspiańskiego: wyraźnie stylizowany na Wernyhorę - Wysłaniec oraz swoista odmiana Chochoła - Zielony Pajac. Podzwaniają elementy kompozycyjne i tematyczne nurtu symbolicznego dramaturgii skandynawskiej (Maeterlinck, Ibsen). Tekst Kruszewskiej nierzadko wikła czytelnika w nachalną, chronicznie powtarzającą się tonację motywów (Czarnej Wojska, oswobodzenie Polski, niemoc działania). Wprowadza również typowo prometejską osobowość głównej Bohaterki. "Sen" przynależy tym samym do pogrobowej tradycji piśmiennictwa modernistycznego, mocniej jeszcze podkreślonej oniryczną konstrukcją szczątkowej fabuły dramatycznej.
Wydaje się jednak, że zarówno prapremierowa inscenizacja Wiercińskiego, jak też najnowszy spektakl Stanisława Hebanowskiego - dobitnie potwierdzają wyjątkową teatralność, literacko nie najwyższego tekstu. Chciałoby się w tym miejscu dowodzić słuszności stwierdzeń Stefanii Skwarczyńskiej, która: widzi w pisanym dramacie jedynie larwę, przeobrażającą się w motyla dopiero w ostatecznej realizacji scenicznej. Potencjalność teatralna "Snu" - gdyby rzecz wyłuszczać najprościej - widoczna jest już na etapie porównawczej interpretacji tekstu głównego i pobocznego, którego wyjątkowe rozbudowanie zamyka sporą partię nie zrealizowanych w słowie pomysłów inscenizacyjnych. Obserwujemy tedy przypisanie ogromnej ważności pozasłownym środkom wyrazu artystycznego. Na przykład główna, obok Dziewczynki, sylwetka dramatu - Zielony Pajac wypowiada - w różnych wprawdzie tonacjach - tylko jedno zdanie: "Czy Pani lubi zielone pomarańcze?" Ale jakże przebogata jest jego konstrukcja mimiczna, ruchowa, sytuacyjna.
Gdańskie przedstawienie podejmuje ową teatralność tekstu w sposób możliwie najpełniejszy. Przede wszystkim bardzo rozbudowana i zróżnicowana zostaje oprawa scenograficzna widowiska. Propozycje Mariana Kołodzieja graniczą często z barokowym, bajecznym kolorystycznie wyobrażeniem nadrzeczywistości. Obok elementów malarstwa nikiforycznego (prospekt ogrodu rajskiego) wprowadza Kołodziej konstrukcje kubistyczne (geometrycznie zakomponowane domy, grobowiec, drzwi biurowe,
krata niewoli). Na scenie zjawiają się również komponenty rzeźbiarskie (płaskorzeźba umęczonych żołnierzy, monumentalny posąg Księcia). Stałym znakiem scenograficznym jest koliście zawieszony wizerunek sądu ostatecznego, z trójwymiarową, centralną postacią mściciela. Tonacja ekspresjonistyczna spektaklu podpowiadała możliwości kontrapunktowego ustawienia światła. Notorycznie obserwujemy kontrasty barwne. Na przykład szaro, żałobnie podświetlony polonez w scenie balowej, przeczy pozornej tylko idei narodowego zbratania. Uderzają nagle przejścia od rażącej jasności do niemal zupełnej ciemni. Podnoszoną zasadę zderzeń kontrastowych, wykorzystał Hebanowski - z dużym efektem artystycznym - w zakomponowaniu sytuacji dramatycznych. Po ściszonych, solowych partiach aktorskich często przychodzą tłumnie uorganizowanej, rozkrzyczane i wrzaskliwe - klimatem psychicznym obce - obrazy rzeczywistości społecznej. Konwencję podtrzymuje w podobnej stylistyce u-trzymana muzyka Andrzeja Głowińskiego. Tętniące kolorystycznie, wyraziste w strukturze plastycznej widowisko, zyskuje na atrakcyjności dzięki umiejętnemu podejmowaniu, najszerzej rozumianej, aluzji literackiej, politycznej, narodowej. Spektakl staje się tym samym swoistą dyskusją, czy lepiej prezentacją wielu nurtów estetycznych i myślowych polskiej tradycji kulturowej. Hebanowski, w ostatecznym kształcie scenicznym, dość wyraźnie preferuje postać Dziewczynki. Kreacja - pozyskanej niedawno dla Teatru "Wybrzeże" - Wandy Neumann oparta została o skrótowe, symbolizujące choć impulsywne aktorstwo. Pajac Wiesława Nowickiego, mimo iż sprawny ruchowo, zatracił zupełnie metafizyczny charakter, przybierając niepotrzebnie twarz cyrkowego clowna. Przekonywająco poprowadził rolę Wodza Czarnych Wojsk - Stanisław Igar. W miejskim tłumie umiały pokazać swą indywidualność Halina Winiarska, Teresa Iżewska, Halina Słojewska. Na koniec stwierdzić trzeba, że reżyser widowiska zaprezentował niemały kunszt, doprowadzając - przy całej różnorodności pomysłów i nawarstwieniu tworzyw teatralnych - do jednorodnej, klarownej stylistycznie wizji. I choć popremierowa lektura tekstu przynosi rozczarowanie, pozostaje głęboka świadomość, że Kruszewska potrafiła "myśleć teatrem". Udowodnił to onegdaj Wierciński, Stanisław Hebanowski sugestywnie potwierdził tę tezę.