Artykuły

Młodzi rozczarowani

"Wodzirej" w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze Imka w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Współczesny ''Wodzirej'' z Teatru Imka Tomasza Karolaka nie tylko nie ma szansy na władzę, pozycję i karierę. Nie ma szansy na nic.

Współczesny "Wodzirej" nie jest o wyścigu szczurów, jak można by się spodziewać. Nie jest też o celebrytach czy o zepsuciu karierowiczów z warszawki. Remigiusz Brzyk i Tomasz Śpiewak wyciągnęli ze scenariusza Feliksa Falka motyw, który łączy "Makbeta", reklamy szamponów i kampanię prezydencką Obamy. Motyw nadziei na radykalną poprawę.

Lutek Danielak (Wojciech Błach) w filmie z 1977 roku zdradzał i upadlał się, by poprowadzić bal, który otworzy mu drogę do kariery w branży.

Dziś kariera nie jest jego celem absolutnym. Pragnie za to, by zaczęło się wreszcie jego "właściwe" sensowne życie. Ma 38 lat i nie ma siły być dłużej na dorobku, w nieokreślonym stanie "przed sukcesem", "przed stałym związkiem", "przed dorosłością". Próbuje odciąć się od wstydu, że pochodzi z gorszego miejsca (śląska wieś) i gorszego czasu (PRL). Wystarczająco długo paraliżowało go poczucie winy, że niósł kwiatki w "niesłusznych" pochodach i był za młody, by walczyć z systemem. Chce żyć przodem do przodu. Bez przeszłości, bez cudzych hańb i kompleksów.

Bal, o który walczy, ma stać się symboliczną grubą kreską, która na dobre odetnie Lutka od historycznych i społecznych obciążeń.

Podstarzały Piotruś Pan

Scenariusz "Wodzireja" z Imki zbudowany jest jak parodia amerykańskich poradników samorealizacji. Historia Danielaka okazuje się tylko tłem. Główna część spektaklu to instruktaż, "jak dokonać zmiany na lepsze". Aktorzy w garniturach "trenerów osobowości" zarażają pozytywnym myśleniem. Mnożą gwarancje powodzenia, przywołują niezliczone "świadectwa" skuteczności oferowanej metody. Uczą, jak nastawić się na cel i jak pozbyć się zahamowań, wymówek, wątpliwości. Są gotowi nawet wytarzać się na scenie w pluszowych uszach na głowie, by zilustrować "polowanie na białe króliki skrupułów". Bywają brutalni, gdy tłumaczą, że cenę za sukces należy zawsze zapłacić w całości. A co ważniejsze - z góry. W tle płynie relaksacyjna muzyczka, od której rośnie tylko ciśnienie i irytacja.

Lutek pozostaje w cieniu tych dynamicznych prezentacji. Wciśnięty w kiepski garniturek stoi potulnie na podeście z plastikowych skrzynek. Jak ministrant czy uczniak miętosi w dłoniach małą, czerwoną książeczkę z receptą na prawdziwe życie. Cudowny poradnik dostał od gwiazdy show-biznesu (Magdalena Boczarska), której statystował przypadkiem podczas sesji zdjęciowej. Ta dziwna postać, w jaskrawej peruce i jednoczęściowym, zakrywającym twarz kombinezonie, podczas pozowania odprawiła nad nim rytuał. Jak wiedźma z "Makbeta" podszepnęła mu, by zamarzył, zapragnął czegoś dla siebie. Przewrotność tej szekspirowskiej wolty polega jednak na tym, że marzenie Lutka jest w istocie mizerne. Podstarzały Piotruś Pan ze śląskiej wsi nie tylko nie ma szansy na władzę, pozycję i karierę. Nie ma szansy na nic. Na zawsze pozostanie pracownikiem najniższej kategorii, nie dostanie żadnego kredytu, a zakupy będzie zawsze robił w supermarketach, nie delikatesach.

Makbetowski "Wodzirej" Remigiusza Brzyka i Tomasza Śpiewaka nie jest więc o podłości natury ludzkiej i o metafizycznej cząstce zła, jaka kryje się w każdym człowieku. To gorzki portret systemu, który cynicznie mami nadziejami. Zamiast demonów jest banalna ekonomia. Patronką spektaklu mogłaby być Barbara Ehrenreich, autorka bestsellerowej książki "Za grosze. Pracować i (nie)przeżyć", reportażu o Amerykanach z najgorzej opłacanych stanowisk. Mógłby nim też być Woody Allen, który w swoim ostatnim filmie "Poznasz przystojnego bruneta" sugeruje, że nadzieje na zmiany to ściema i "nigdy nie jest za późno, by spaprać sobie życie".

Leczenie z peerelozy

Spektakl z Imki wpisuje się w nurt przedstawień o "młodych rozczarowanych" i w cykl doniesień ekonomistów o straconym pokoleniu. Lutek, podobnie jak np. bohaterowie "Amazonii" Michała Walczaka (Teatr na Woli, reż. Agnieszka Glińska), ma dyplom porządnej uczelni artystycznej i zero szans na pracę w zawodzie. Próżno mami go poradami uwodzicielski audio-bóg (Agnieszka Roszkowska). Nie dla niego świat wielkich możliwości.

Twórcy trafnie wypunktowali wiele współczesnych paradoksów. W pamięci pozostaje szczególnie długi, groteskowy monolog-donos Danielaka. Jak skompromitować konkurenta w oczach współpracowników? Co jest zbrodnią dla nowoczesnego postępowania społeczeństwa? Kradzież, zabójstwo, cudzołóstwo? Czy raczej niszczenie zasiewów kosodrzewiny?

"Wodzirej" rozpoczyna sezon PRL-owski w teatrze Tomasza Karolaka. W przygotowaniu są jeszcze premiery "Generała" o Wojciechu Jaruzelskim i poświęconego Mirosławowi Hermaszewskiemu "Polaka w kosmosie". Remigiusz Brzyk i Tomasz Śpiewak w rozliczeniach z PRL mają już spore doświadczenie. Największy sukces odnieśli, przepisując wspólnie dla Teatru Nowego w Łodzi socrealistyczny produkcyjniak "Brygada szlifierza Karhana".

Od wystawienia tej sztuki czechosłowackiego ślusarza Vaszka Kani zaczęła się w 1949 roku legenda Nowego. Spektakl miał być egzorcyzmem przygotowanym, by podnieść łódzką scenę z kryzysu. Na chwilę się udało. "Wodzirej" to pomysł na szerszą skalę. Ma być egzorcyzmem uwalniającym ze wstydliwej traumy po PRL i presji sukcesu wywieranej na młodych przez nowy wspaniały świat. Ostatecznie nie sprawdza się jako pełna terapia zwieńczona certyfikatem ozdrowienia. Ale może być pierwszą niezbędną konsultacją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji