Artykuły

"Sen"

NAZWISKO autorki - Felicji Kruszewskiej - niewiele dziś mó­wi nawet jako tako obez­nanemu teatromanowi. Bo też Kruszewska do historii teatru weszła jednym, właściwie raz wystawionym utworem - "Sen".

Z wykształcenia filolog, była jednak Kruszewska (1897-1943) przede wszyst­kim poetką - wydała kil­ka tomików, m. in. "Stąd dotąd", "Twarzą na zachód". Ale wystawienie jej sztuki w 1927 r. na scenie wileńskiej "Reduty" przez znanego reżysera Edmunda Wiercińskiego wiąże się nierozerwalnie z postacią człowieka, który po wojen­nym huraganie zaczął bu­dować gdańsko-gdyński te­atr. Iwo Gall - inicjator i pierwszy dyrektor, reży­ser i scenograf w jednej osobie był wtedy, w redu­towym przedstawieniu au­torem dekoracji.

Realizacja ta, która odbi­ła się żywym echem wśród krytyki i publiczności, zo­stała zresztą później prze­niesiona do Poznania. Rów­nież w reżyserii Wierciń­skiego, tyle że twórcą sce­nografii był tym razem - Feliks Krassowski, także działający przed kilkunastu laty w Teatrze "Wybrzeże".

A dziś ten właśnie teatr sięga po "Sen", po raz pierwszy po wojnie wysta­wiając go w reżyserii Sta­nisława Hebanowskiego. W roli Dziewczynki wystąpi po raz pierwszy na gdań­skiej scenie Wanda Neumann.

Jest to centralna, spośród kilkudziesięciu, postać dramatu - "Dziewczynka, której się śni". Śnią się jej zresztą bardzo rożne rzeczy.

Zastygły w bezruchu, ale gotowy do skoku koń, ry­cerz bez skazy, złoty dukat i czerwone kwiaty, które należy rzucić pod nogi księciu. Śni się jej pomnik i przerażające czarne woj­ska, przed którymi każe jej ostrzec Księcia - Wysła­niec. Aż nazbyt chyba blis­kie narzucają się tu sko­jarzenia i porównania z utworem Wyspiańskiego. Ale nie tylko, dramat - sen jest w zasadzie jed­nym, wielkim symbolem. Można jego wykładników szukać również poza lite­raturą - a dziś wymowa symbolu żyje samoistnie i często poza utworem. Wte­dy - za życia autorki - mogło to być zaledwie przeczucie faszyzmu - dziś, dla nas jest to skojarzenie mocno zaakcentowane.

Ale sen Dziewczynki trwa dalej, do końca utwo­ru usiłuje ona spełnić swoją misję. Niełatwą, bo na­trafiającą na piętrzące się przeszkody. W końcowej scenie zegar, stanowiący również symbol, zostaje jednak nastawiony na no­wy czas w historii narodu i państwa...

Myślę, że zapomniana dziś zupełnie sztuka warta jest wystawienia, a wytr­wałe dążenie Stanisława Hebanowskiego do przywracania i wprowadzania na scenę polską utworów tra­fem losu czy przypadku pomijanych - godne poch­wały. Tym bardziej, że wespół z Marianem Koło­dziejem zaprezentuje spek­takl na pewno interesują­cy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji