Artykuły

Skandalu tym razem nie było

Ten spektakl nie mówi nic nowego o swoim bohaterze, Wacławie Niżyńskim, ani rozterkach jakiegokolwiek innego artysty. Pokazuje natomiast znakomitą aktorską formę Krzysztofa Kolbergera. To oczywiście dużo, ale i mało zarazem.

Przez półtorej godziny Krzysztof Kolberger przykuwa uwagę widzów. Z poszczególnych segmentów monodramu "Święta wiosna" buduje przejmującą postać starego człowieka, odtwarzającego różne epizody ze swego życia. Próbującego przypomnieć sobie dawne role i snującego rozważania o istocie sztuki. Skażonego psychiczną chorobą i naiwnie czystego w scenach z dzieciństwa. Krzysztof Kolberger potrafi zachować szlachetny umiar, nie ma w jego kreacji cienia szarży, wręcz przeciwnie - wzrusza prostota aktorskich działań, które pomagają zachować rzecz najważniejszą: wiarygodność i prawdę.

Rolę Krzysztofa Kolbergera cenić trzeba tym bardziej, że aktor zręcznie pokonuje mielizny tekstu. Krzysztof Zaleski znacznie lepiej sprawdza się tu jako reżyser niż autor. Jeśli bowiem "Święta wiosna" ma przybliżać postać genialnego tancerza, Wacława Niżyńskiego, to z jego życia - poza związkiem z Sergiuszem Diagilewem - w tekście niewiele pokazano. Samo epatowanie homoseksualnym rozdziałem biografii artysty mija się z celem. Temat to dobrze znany, zaś "Święta wiosna" nie wnika weń głębiej. Szkoda, gdyż lata spędzone z Diagilewem miały ogromne znaczenie dla Niżyńskiego i w sensie negatywnym, i pozytywnym. Można też w tym monodramie doszukiwać się prób spojrzenia na uwikłania każdego artysty zmagającego się ze swoją sztuką, ale i te rozważania sprowadzają się do paru dobrze znanych ogólników. O tym choćby że skandal jest najlepszym wehikułem dla sztuki, mówiono już niejednokrotnie.

Tym razem skandalu jednak nie było. Wyznania Niżyńskiego przeplatane są epizodami baletowymi i jedynie o choreografii można powiedzieć, iż jest skandaliczna a niestety nie skandalizująca. Niestaranność, z jaką na przykład Piotr Chojnacki odtwarza słynnego Fauna-Niżyńskiego, musi oburzać. Scena wojny - nawiązanie do ostatniego publicznego występu artysty w 1919 r. - pozbawiona jest dramatycznego napięcia, choć zaangażowano niemal wszystkich najlepszych tancerzy warszawskich. Męski trójkąt - projekcja seksualnych marzeń Diagilewa - szybko staje się bezładną plątaniną ciał, pozbawioną erotyki i efektownego wizualnie wyuzdania. I pomyśleć, iż to wszystko rozgrywa się ze "Świętem wiosny" Strawińskiego w tle, do której to muzyki Niżyński prawie 90 lat temu ułożył choreografię tak genialną, że nadal ona zdumiewa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji