Ogień w głowie
W Teatrze Telewizji dawno nie było tak ostrego, brutalnego, balansującego na granicy perwersji dramatu. Ale widać takie teraz czasy, skoro za "Ogień w głowie" Marius von Mayenburg przed trzema laty otrzymał nagrodę Kleista dla młodych niemieckich dramaturgów, a jego sztuka została już wystawiona w dwóch polskich teatrach. 28-letni autor pochodzi z porządnej rodziny lekarzy, ma bardzo dobre wykształcenie humanistyczne, ale w swojej twórczości chętnie penetruje zakamarki ludzkiej psychiki. "Nie mam już ochoty na cynizm, celowe zniekształcanie postaci i donosicielstwo. Ogień w głowie jest pewnego rodzaju punktem zwrotnym w moich dramatach rodzinnych; postaci traktowane są tu poważnie. Zależało mi, żeby rodzice nie byli żadnymi potworami!'
Typowa rodzina: ojciec, matka, syn, córka. Olga ma nawet narzeczonego Pawła. No, może syn Kurt jest trochę zwariowanym piromanem. "Wciąż mi się zdaje, że jak otworzę usta, to wystrzeli z nich ogień!". Więc bohaterowie mówią coraz mniej. Siostra wprowadza brata w świat seksu, on z kolei uczy ją podpalania. Rodzice bezradni, głupi, naiwni zapłacą za to.
Piotr Łazarkiewicz doskonale czuł, jaki materiał dramaturgiczny ma w ręku i prosto opowiedział tę wstrząsającą historię. Cała piątka aktorów - Maria Peszek, Dariusz Toczek, Rafał Maćkowiak, Wiesław Komasa i Halina Rasiakówna z całą konsekwencją zagrali "normalnych-nienormalnych". Słowa i ogień wystarczająco przerażają i zmuszają do postawienia pytania, czy to tylko chora wyobraźnia Mariusa von Mayenburga, czy może jest we współczesnym młodym pokoleniu coś, czego nie rozumiemy, nie potrafimy nazwać?