Artykuły

Wielki spektakl rozpusty

Spektakl to zarówno olśniewający pokaz teatralnego kunsztu, jak i wciągająca, pełna symboli opowieść o władzy i pożądaniu - o "Lorenzaccia" w reż. Jacquessa Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie pisz Ewa Uniejewska z Nowej Siły Krytycznej.

Teatr Narodowy po raz kolejny włącza do swojego repertuaru sztukę wyreżyserowaną przez Jacquessa Lassalle'a. Ze współpracy francuskiego reżysera z Edwardem Wojtaszkiem i polskimi aktorami zrodziły się spektakle oparte na klasykach: Molierowski "Tartuffe" oraz mniej znana "Umowa, czyli łajdak ukarany" Pierre'a Marivaux. Tym razem przyszła kolej na "Lorenzaccia", monumentalne dzieło Alfreda de Musseta. Wytwór francuskiego romantyzmu brzmi na teatralnych deskach zaskakująco aktualnie. Dzięki rzetelnej współpracy reżyserskiego duetu niuanse polityczne i religijne zawarte w tekście sztuki nabrały nowych znaczeń, wciągnęły widza w kreowany na scenie świat władzy i rozpusty.

Sztuka de Musseta nie jest lekturą łatwą. Jej obszerność i złożoność sprawia problemy w śledzeniu losów osiemdziesięciu postaci. Lassalle musiał stawić czoła ograniczeniom, jakie stwarza scena. Dokonał mądrych skrótów w tekście, które nie czynią uszczerbku samemu dramatowi, ograniczył liczbę bohaterów (chociaż fakt wprowadzenia do obsady ponad 40 aktorów uprawnia do nazywania "Lorenzaccia" superprodukcją), stworzył bardzo sugestywną, choć minimalistyczną przestrzeń, która ułatwiała liczne zmiany miejsca akcji. Skondensowane do 3 godzin przedstawienie nieprzerwanie trzyma widza w napięciu, zaskakuje tempem i rozmachem.

Sztuka ukazuje realia życia w XVI-wiecznej Florencji, rządzonej ręką rozpustnego tyrana Aleksandra Medici. Książę nie dba o poddanych, woli zaspokajać swoje potrzeby. Wie, że "Florencja to burdel", w którym władza stanowi najbardziej pożądaną walutę. Przebiegły Renzo (zwany obelżywie przez lud Lorenzacciem) odpowiedzialny jest za dostarczanie rozrywek księciu. Konsekwentnie odgrywa rolę jego przyjaciela, by następnie zwabić go do komnaty i - niczym Brutus - zadać władcy śmiertelny cios.

Grany przez Marcina Hycnara tytułowy bohater nie wierzy w ludzi, zarzuca im tchórzostwo. Postanawia zabić księcia sam i tej idei podporządkowuje wszystkie swoje czyny. Zdobywa zaufanie władcy, staje się jego przyjacielem i powiernikiem. Rozmowom Aleksandra i Lorenza towarzyszą nieustające oznaki bliskości, niejednokrotnie nawet fizycznej. Młody alfons zna wszystkie najczulsze punkty swojego władcy, śledzi jego każdy krok. Umiejętnie manipuluje uczuciami Aleksandra, łącząc zimną kalkulację z zewnętrznymi oznakami niefrasobliwości i zniewieścienia. Młodzieńcowi nie dane jest nasycać się zabójstwem księcia. Wkrótce po dokonanym morderstwie sam ginie. Ich śmierć jednak niczego nie zmieni, mechanizmy władzy są uniwersalne i niezmienne, powtarzają się nieustannie. W ostatniej scenie Kosma Medici zostaje zaprzysiężony na księcia. Gdy zwraca twarz w stronę widowni, spostrzegamy, że gra go Zbigniew Zamachowski, wcielający się wcześniej w postać Aleksandra. Po chwili ze scenicznej zapadni wyłania się Marcin Hycnar, z maską na twarzy. Nowy Lorenzaccio potwierdza swoją gotowość, by służyć nowemu panu.

"Lorenzaccio" traktowany jest jako dramat historyczny, ale można widzieć w nim także dramat poszczególnych jednostek. W sztuce nie ma ani jednej postaci, dla której wielki spektakl rozpusty miałby pozytywne zakończenie. Zdrady, zemsta, knucie, intrygi - to akcenty codzienności wpisane w świat zarówno księcia, kardynała, margrabiny, jak i przedstawicieli prostego ludu. We Florencji władza staje się najsilniejszym afrodyzjakiem. Nawet kardynał (brawurowy Janusz Gajos) pragnie uczynić z żony swojego brata kochankę księcia. Stosunki seksualne postaci są głównym motorem napędzającym stosunki państwowe. Wszechogarniające zdeprawowanie, rozwiązłość i przesyt w doskonały sposób zaakcentowane zostały poprzez kolorowe kostiumy. Ich jaskrawość kontrastowała z ciemną, ascetyczną oprawą sceniczną. Odbijające się w lustrach różnobarwne światła wzmacniały metaforę Florencji jako domu publicznego oraz nadawały tempo spektaklowi.

Na deskach Teatru Narodowego spotkali się zarówno giganci sceny, jak i aktorzy debiutujący (wciąż będący studentami Akademii Teatralnej). Zaskakująco dobry i wyrównany poziom gry aktorskiej zachwyca przede wszystkim w pięknie skomponowanych scenach zbiorowych. W tak dużym teatralnym przedsięwzięciu istotną rolę odgrywa precyzja, dogranie szczegółów - nie zabrakło ich u Lassalle'a, który stworzył bardzo sprawnie działający mechanizm. "Lorenzaccio" to zarówno olśniewający pokaz teatralnego kunsztu, tkwiącego w każdym (nawet najmniejszym) elemencie spektaklu, jak i wciągająca, pełna symboli opowieść o władzy i pożądaniu. Pozycja wyjątkowa w polskim teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji