Artykuły

Nie ma demokracji

Twórcy po raz kolejny demaskują, wyśmiewają, diagnozują polską rzeczywistość - o "Tęczowej Trybunie 2012" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim we Wrocławiu pisze Joanna Kowalska z Nowej Siły Krytycznej.

"Tęczowa Trybuna" to kolejne - po wielokrotnie nagradzanych "Niech żyje wojna" i "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej" - sceniczne dziecko tandemu Strzępka i Demirski. Odcinając wałbrzyską pępowinę, twórcy tym razem postanowili zawitać do Wrocławia. Trzeba przyznać, że pod względem artystycznej siły rażenia, najnowsza produkcja dotrzymuje kroku starszemu rodzeństwu. Mam nawet wrażenie, że bardziej zamaszyście niż poprzednie spektakle wymachuje sztandarem społecznego zaangażowania, głębiej analizuje nasze swojskie, polskie podwórko, głośno i drukowanymi literami wykrzykując dosadne komentarze. Jedni z najbardziej charakterystycznych dla polskiego teatru twórców, z precyzją zegarmistrza i wyczuciem najlepszego dizajnera przefiltrowują polską współczesność, wyciągając esencję rzeczywistości. Tym razem pod nóż poszła demokracja, futbol, EURO 2012, geje i nasi rządzący. Niestety, zapach wydestylowanej przez nich perfumy nie jest najprzyjemniejszy. Strzępka i Demirski bez ogródek pokazują, że polska mentalność z daleka zalatuje niespełnionymi marzeniami, frustracją, oszukaniem i zawiedzionymi nadziejami. W tym odorze siedzimy już od dwudziestu lat i nic nie wskazuje na nadejście oczyszczającej i odświeżającej kąpieli.

Twórcy zawsze wrażliwi na społeczne tematy, inspirację znaleźli w inicjatywie "Tęczowa Trybuna", powołanej przez polskich homoseksualnych kibiców. Jednym z ich podstawowych żądań jest możliwość wydzielenia osobnych trybun dla gejów, którzy - czując zagrożenie ze strony innych kibiców - chcą uczestniczyć w meczach EURO 2012 w bezpiecznej dla nich przestrzeni. Na scenie możemy śledzić historię gejów-działaczy, którzy dokładają wszelkich starań, by inicjatywę zrealizować. W stołecznym mieście przedstawiona została cała plejada osobliwych postaci: cyniczny urzędnik, krypto-gej, nękany przez pająki giganty, prezydent stolicy stylizowana na barokową hrabinę, transseksualny ksiądz, znany polski piłkarz a la Courtney Love, pijana sędzina, zwykły kibol. Strzępka i Demirski konsekwentnie kreują wizerunki; rysując wszystko grubą kreską, paradoksalnie otrzymują obraz w dziwny sposób realny i nam znany.

Na szczególną uwagę zasługuje scenografia, różnorodna i przemyślana. Sposób rozplanowania przestrzeni pozwala na grę na wielu planach. Na pierwszy rzut oka na scenie panuje chaos. Z jednej strony widzimy porozrzucane puste skrzynki, z drugiej puszki po piwach. Na środku stoi stara kanapa, w głębi ustawione są elementy rusztowania i stos drewna utworzony z połamanych krzeseł. Świat, w którym muszą poruszać się bohaterowie, nie jest uporządkowany i sterylny. Przypomina nam raczej naszą szarą, dobrze znaną polską rzeczywistość. Uwagę zwraca przede wszystkim droga - centralny element kompozycji przestrzeni. Widzowie mają wrażenie głębokiej perspektywy, co na pewno dodaje kolorytu całości. Ten efekt został uzyskany poprzez odejście od tradycyjnego pojmowania sceny i nietypową konstrukcję scenograficzną.

Znając poprzednie spektakle duetu Strzępka Demirski, nie będziemy zaskoczeni charakterem pomysłów, które złożyły się na ich najnowszą produkcję. Autorzy wypracowali rozpoznawalny styl. Jak zawsze trochę groteskowo, momentami surrealistycznie, a przede wszystkim z zachowaniem odpowiedniego rytmu, co sprawia, że ponad dwugodzinny spektakl się nie dłuży.

Autorzy "Tęczowej Trybuny" przeczesują współczesną kulturę, wybierając dla siebie co smaczniejsze kąski. Kelner (Marcin Pempuś) opowiada kawał, jak dostać nowego Mac'a do rodziców. Następnie widzimy misternie wystylizowanego geja (Jakub Giel), przyodzianego w charakterystyczną wełnianą czapkę i majtki Calvina Kleina. Trudno ich nie skojarzyć z subkulturą hipsterów. Również muzyka jest głęboko powiązana z kontekstami kulturowymi. Kolejno słyszymy dobrze znane motywy muzyczne, które otwierają nowe przestrzenie interpretacji. Słysząc "Where is my mind?" (The Pixies), nie sposób nie skojarzyć tej melodii z ostatnią sceną "Fight Clubu", szczególnie w kontekście tego, co dzieje się na scenie. Nie brak też utworów z ewidentnym ładunkiem historycznym czy emocjonalnym. Pojawia się m.in. "Smells like teen spirit" Nirvany w wykonaniu drag queen (Michał Chorosiński.) czy "Pretty on the inside" (Courtney Love). Jeśli jesteśmy jednak przede wszystkim w świecie futbolu, nie mogło zabraknąć również wzmianki o "You'll never walk alone" z musicalu "Carusel", znanego szerzej jako hymn kibiców m.in. Liverpoolu. Dobór utworów nie jest przypadkowy. Każdy z nich niesie z sobą określony kontekst. Nie bez znaczenia jest też to, że piosenki wykonywane są na żywo przez aktorów. Strzępka, wkładając słowa znanych przebojów w usta postaci, podkreśla znaczenie tych słów. Teksty piosenek stają się one wyrazem poglądów lub osobistym wyznaniem bohatera. Muzyka nie pełni tylko roli przerywnika, ale służy uwypukleniu treści przedstawienia.

Psycholodzy już od dawna wiedzą, że by terapia była udana, lekarz i pacjent muszą mówić tym samym językiem. Strzępka i Demirski dobrze zdają sobie sprawę, jakim językiem mówią widzowie oglądający ich spektakle, a przede wszystkim - w jakiej kulturze żyją. Czerpią ze śmietnika popkultury i nie tylko. Sięgają również do teatralnego podwórka (np. jednej z początkowych scen parodiowany jest Krzysztof Warlikowski). "Tęczowa Trybuna" to spektakl nie tylko "na czasie", ale też głęboko w czasie (teraźniejszym) osadzony.

W spektaklach Strzępki i Demirskiego zawsze możemy liczyć na wnikliwą analizę polskiej rzeczywistości. Tym razem stawiają ostrą tezę o permanentnej fikcji demokracji. Jej iluzyjność polega na zapewnieniu potencjalnego morza możliwości, które wysycha, stając przez gorącą samorządnością obywateli. Demokracją możemy się cieszyć już dwadzieścia lat i etap raczkowania teoretycznie mamy za sobą. Tylko pozornie. Wszyscy żyjemy w świecie pełnym mitów tolerancji, demokracji i społeczeństwa obywatelskiego, a obecnie najbardziej widocznym micie EURO 2012. Gdy te fantasmagorie w pewnym momencie się kończą, zostaje jedynie frustracja i zawiedzenie. Bohaterowie topią smutek po niespełnionych nadziejach w alkoholu. Pijana jest Sędzina, Urzędnik i Kibice. Jak mówi Nauczyciel (Adam Cywka) otwierając kolejną puszkę Carlsberga: "Jestem pijany nad sobą". To nie tylko aluzja do narodowej tradycji, ale i zwrócenie uwagi na kondycję bohaterów, rzeczywiście znajdujących się w świecie absurdów, przypominającym stan upojenia alkoholowego.

Wnioski są proste i gorzkie. Łatwiej było wsiąść do samolotu demokracji niż nim polecieć. To, co wydaje nam się lotem, jest w rzeczywistości najwyżej kiepską, komputerową tego lotu symulacją. Co z tym fantem począć? W spektaklu często pojawia się hasło "mentalnej modernizacji kraju". Nie wiemy, czy owa modernizacja jeszcze trwa, czy może już przegapiliśmy moment jej przeprowadzenia. Raczej to drugie. Demokracji w niej samej jest stosunkowo niewiele - na tyle mało, że nie wystarcza dla każdego.

"Jest jeszcze w demokracji granica, że demokracja nie będzie mnie kneblować" - mówi Pani Prezydent. Choć nie czuje się przez demokrację zakneblowana, zgodnie z prawami przyrody, ktoś inny musi na tym cierpieć. W tym przypadku poszkodowanymi są obywatele próbujący walczyć o swoje prawa. Pani Prezydent, występuje jako ogólna przedstawicielka tak zwanej "urzędniczej demokracji". W przestrzeni demokratycznej przez duże D, założyciele Tęczowej Trybuny nie mają nawet szans na poważne traktowanie, a co dopiero na powodzenie przedsięwzięcia. Ten mecz, rozgrywający się w sferze publicznej, jest ustawiany i przez to skazany na przegraną jeszcze przed rozpoczęciem.

Po tegorocznym Paszporcie Polityki oczekiwania względem najnowszej premiery duetu były duże. Na szczęście Strzępka i Demirski są obecnie w swojej najlepszej formie. Niech wszyscy czarno widzący ich karierę i szerzący defetyzm sceptycy biją się w pierś, bo twórcy kolejnym spektaklem ugruntowują swoją wysoką pozycję na liście przebojów polskiej sceny teatralnej. Po raz kolejny demaskują, wyśmiewają, diagnozują i demitologizują. Starają się udowodnić, że teatr powinien być medium, polem dyskusji niczym agora, soczewką skupiającą i papierkiem lakmusowym rzeczywistości zarazem. Na przykładzie "Tęczowej Trybuny" widać, że doskonale wiedzą, co chcą powiedzieć, o kim i dlaczego, a najważniejsze - w jakiej formie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji