Artykuły

Zawsze wierzył w człowieka

- Mimo różnicy naszych narzędzi, łączy nas chęć opowiadania o problemach świata i nietracenie z pola widzenia prawdy dnia codziennego - holenderski reżyser Johan Simons opowiada Rzeczpospolitej, dlaczego z filmów Krzysztofa Kieślowskiego robi spektakle teatralne.

Od śmierci Krzysztofa Kieślowskiego [na zdjęciu] mija w niedzielę 15 lat, a pan stale wraca do jego filmów. Po kilku adaptacjach "Dekalogu" w zeszłym roku zrealizował pan przedstawienie oparte na trylogii "Trzy kolory". Co pana fascynuje w tych scenariuszach?

Johan Simons: Sposób, w jaki Kieślowski opowiadał o moralności. To artysta, który umiał odkryć złożoność pozornie prostych decyzji etycznych. W jego filmach nie ma czerni i bieli, ostrego podziału na dobro i zło. W czasach kryzysu, kiedy klasyczne kategorie ulegają rozmyciu, takie podejście wydaje się prorocze.

Tęskni pan za wielkimi pytaniami w sztuce?

- Pod warunkiem, że zadaje się je w taki sposób jak Kieślowski. On nie widział w ludziach zła, lecz słabość. I miał dużo odwagi. Wszedł w dialog z dziesięcioma przykazaniami i praktycznie tylko na jedno w pełni przystał: nie zabijaj. "Krótki film o zabijaniu" jest dla mnie bardzo ważny. Przypomina, że niczego nie wolno przyjmować za pewnik. Niemal przez cały czas nienawidzę bohatera i mam go za potwora, który bez zmrużenia oka morduje niewinnego taksówkarza. Tymczasem w ostatniej scenie Kieślowski odwraca sens obrazu. Uczy mnie współczucia, każe zadać sobie pytanie: "Kim jestem, aby decydować o życiu człowieka?". I chociażby za to dzieło pozostanie dla mnie wielkim, szalenie współczesnym artystą.

Jednak przez ostatnie lata świat zmienia się w zawrotnym tempie.

- Nie wiem, jak Polska, ale Holandia raczej cofa się w rozwoju. Wracają do głosu prawicowe partie, których liderzy posługują się językiem rodem z lat 50. Podsycają nienawiść do imigrantów i do wyznawców islamu.

Strach przed terroryzmem czy może bardziej konflikty wynikające z wielokulturowości społeczeństw są problemem dzisiejszych czasów? Odnajduje pan te niepokoje u Kieślowskiego?

- Oczywiście, przecież Polak z "Białego" jest emigrantem. Jego doświadczenia nie różnią się wiele od przeżyć Turka czy Marokańczyka z roku 2011. Sztuka nie musi przystawać do rzeczywistości w skali jeden do jednego. W kinie, teatrze czy literaturze często opowiada się o przeszłości, by zdiagnozować teraźniejszość. Rozmyślania nad sensem wolności, równości i braterstwa nie straciły na znaczeniu ani aktualności. W "Trzech kolorach" pojawiają się refleksje na tematy tożsamości europejskiej, ekonomicznych i prawnych podziałów kontynentu, nierówności. Trylogia Kieślowskiego, nawet jeśli jest zakorzeniona w początkach lat 90., ciągle działa jak zapalnik. Wywołuje łańcuch pytań.

Czy trudno przetłumaczyć filmy Kieślowskiego na język teatru?

- Wymaga to pracy, bo kino jest medium masowym, a teatr pozostaje miejscem bezpośredniego spotkania. Aktorzy i widzowie oddychają tym samym powietrzem. Lubię wystawiać przedstawienia w pustych fabrykach, na dworcu albo w dawnej rzeźni, być blisko rzeczywistości. W ten sposób uczę się wrażliwości, którą wykorzystuję na deskach renomowanych teatrów. I może właśnie dlatego rozumiem Kieślowskiego, który z dokumentu przeszedł do twórczości fabularnej. Mimo różnicy naszych narzędzi, łączy nas chęć opowiadania o problemach świata i nietracenie z pola widzenia prawdy dnia codziennego.

Jak ludzie w różnych krajach reagują na te adaptacje?

- Z "Trzema kolorami" jeszcze mało jeździłem. "Dekalog" najlepiej przyjęto w Belgii i Holandii. Zastanawiałem się dlaczego i nie mogę znaleźć odpowiedzi. Sądzę, że wiąże się to z rolą dziesięciu przykazań w programach szkolnych. Kieślowski pokazuje, że można wyjść poza wąskie ramy myślenia, do jakich przyzwyczajają uczniów belfrzy.

Z kim chce pan rozmawiać językiem Kieślowskiego?

- Najbardziej lubię widownię, która na co dzień nie chadza do teatru. Spotkanie z nią traktuję jak test na uniwersalność przedstawienia. Ale nie robię spektakli dla konkretnej publiczności. Reżyserzy czasem usiłują się bawić w propagatorów i świadomie upraszczają dramaty. Nie akceptuję tego. Nie traktuję widzów jak idiotów, nad którymi trzeba się pochylać, lecz proponuję pełnowartościowe inscenizacje i poważnie rozmawiam. Kieślowski też nigdy nie mizdrzył się do widowni, a przecież w jego obrazach każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Jak pan myśli, dlaczego wciąż tęsknimy za Krzysztofem Kieślowskim?

- Bo należy do twórców, którzy zawsze wierzyli w człowieka i chcieli zmieniać świat. Taka postawa jest w naszej rzeczywistości coraz rzadsza i coraz cenniejsza

***

Johan Simons, holenderski reżyser teatralny

Urodzony w 1946 roku, założyciel eksperymentalnej grupy Hollandia, inscenizował także w Niemczech i Wiedniu, od 2010 roku dyrektor artystyczny Müncher Kammerspiele. Jest laureatem Europejskiej Nagrody Teatralnej, którą otrzymał w 2004 roku w Taorminie. "Dekalog" zaadaptował na scenę w Niemczech i Holandii, zrealizował też spektakl "Trzy kolory: Niebieski, biały, czerwony". Jesienią 2010 roku był gościem festiwalu Warszawa Centralna organizowanego przez Teatr Dramatyczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji