Artykuły

"Balladyna", która przeraża

Najnowsza premiera sosnowieckiego Teatru Za­głębia - "Balladyna" Słowackiego w wizji Górkiewicza-Kantora została programowo odarta z wszelkiej poezji, by walkę o władzę uczynić jesz­cze bardziej adpychającą.

Spektakl ten jest powrotem do krakowskiej inscenizacji "Balla­dyny", której dokonał w 1974 ro­ku Mieczysław Górkiewicz wes­pół z Tadeuszem Kantorem - twórcą scenografii i Andrzejem Zaryckim - twórcą muzyki. Wtedy ta inscenizacja była odbierana jako spór z wizją "Balladyny" Adama Hanuszkiewicza (Balla­dyna na hondzie). Dziś ujawnia się jej prawdziwe przesłanie: ostrzeżenie przed władzą sku­pioną w rękach prymitywów za­ślepionych i upojonych nagłym otrzymaniem władzy. Jest oskar­żeniem skierowanym przeciw władzy totalitarnej.

Balladyna w interpretacji Małgorzaty Stachowiak to pry­mitywna, ordynarna dziewu­cha, którą poznajemy w chwili, gdy bosymi nogami ugniata gli­nę, tak jak to się zwykło czynić z kapustą. Jej gesty są wręcz nienaturalne, napięte, ostre. Twarz pochmurna, nieskora do uśmiechu, o zastygłym gryma­sie złości i żądz, których nawet nie chce skrywać. Nie ma w niej wahania, rozterek. To chyba pierwsza Balladyna, która staje się upostaciowionym symbolem zła, wyzutym z jakichkolwiek ludzkich odruchów.

Rola Grabca w wykonaniu Zygmunta Biernata, syna za­krystiana, który dzięki kapry­sowi Goplany został obdarzony koroną, brzmi bardzo współ­cześnie. Szczególnie wtedy, gdy Grabiec rozpoczyna swe rządy od nałożenia podatków. Trzeba to koniecznie zobaczyć, jak obwieszcza wszystkim: "Królujem!" - wypowiadając nosową, samogłoskę w sposób charakterystyczny dla jednego z obecnych przywódców naro­du. Siłę oskarżenia władzy po­chodzącej z przypadku łagodzi tylko śmieszność tej postaci.

Podobnie świat fantastyczny okaleczony został w sposób szyderczy. Chochlik (Stanisław Skrzyński) i Skierka (Iwona Fornalczyk) są zaledwie stra­chami na wróble, Goplana (Dorota Biały-Wieczorek) - "dużą blondyną" w tiulach i czarnym koronkowym desu.

Szczególnie przejmująco gra rolę matki Elżbieta Laskiewicz. Drobna, maleńka, nie rozstają­ca się z trumienką przykrytą kirem, którą hołubi jak niemowlę. Mówi przecież o sobie: "Urodzi­łam trumnę dla siebie". To obok Aliny (Ewa Kopczyńska) i Kirkora (Dariusz Niebudek) je­dyna nadzieja prawości, ser­deczności i miłości w tym świe­cie targanym mordami, podstę­pem i najgorszymi występkami w walce o koronę. W świecie bez drzew, kwiatów, o ziemi spalonej i umęczonej (bardzo sugestywna, ale i oszczędna, wiernie odtworzona scenogra­fia Kantora). W świecie, w któ­rym w chwili wymierzenia kary Bożej władczyni-zbrodniarce brzmi dostojnie wawelski Zyg­munt! (Mieczysław Górkiewicz powiedział, że pamięta dzień śmierci Stalina. Wtedy też śmierć zbrodniarza obwieszczał Polsce dzwon Zygmunt).

Sosnowiecka "Balladyna" to przedstawienie zadziwiające odkrytą, jakże współcześnie brzmiącą prawdą Słowackiego. Prawdą bardzo gorzką, przera­żającą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji