Oskubany z romantyzmu
Czy Kantor i Górkiewicz skrzywdzili Słowackiego w swojej wspólnej inscenizacji ,,Balladyny"? Owo pytanie już kiedyś padło z okazji premiery w krakowskiej "Bagateli". Spory szum dyskusji wokół tego teatralnego wydarzenia zagłuszył jednak ryk hondy, na które wjeżdżała na scenę Goplana w słynnej inscenizacji Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym w 1974 roku.
Publiczność ma obecnie okazję wyrażenia własnej opinii o ,,Balladynie" Tadeusza Kantora i Mieczysława Górkiewicza, która weszła do repertuaru Teatru Zagłębia z etykietą najwybitniejszego przedstawienia festiwalu poświęconego dramatom Juliusza Słowackiego w 1979 roku. W tym czasie śniła, żeby nie rzec "bluźniercza" interpretacja sztuki wieszcza była bombą wyzwalającą rożne emocje. Dziś, gdy Kantor oswoił nas z awangardowymi pomysłami, Górkiewicz zaś jako reżyser i inscenizator podążając za wyobraźnią nieodżałowanego mistrza, wpisał w tę kanwę własną koncepcję, możemy dostrzec jak daleko ta inscenizacja odbiega od tradycji. Słowacki został tu oskubany z romantyzmu. Wielbiciele jego poezji przyzwyczajeni do dźwięczności i zmienności rytmów cudownego wiersza znajdą jego melodyjność jedynie w pełnej wyrazu interpretacji roli Matki (Elżbieta Laskiewicz).
Wszystkie role są podporządkowane zgrzebnej choć fascynującej niezwykłością wizji plastycznej. W tym obrazie scenografię tworzą zarówno stylizacja leśnych duchów Skierki i Chochlika na wiejskie strachy na wróble (Iwona Fornalczyk i Stanisław Skrzyński), jak i podkasana ruda kiecka bosonogiej
Balladyny ugniatającej glinę (Małgorzata Stachowiak), malownicza sylwetka Fon Kostryna (Zbigniew Leraczyk czy rekwizyt, na który reżyser zwraca szczególną uwagę - korona wygnanego króla Popiela IV. Ironiczną scenę w znakomitym wykonaniu Zygmunta Biernata, w której pijanica Grabiec w kradzionej koronie skarży się na udrękę podatków, publiczność nagradza burzliwymi oklaskami.
Zbrodnicza Balladyna nawet jako królowa pozostaje - prymitywną babą, pan zamku Kirkor nie zachwyci parcianymi portkami (Dariusz Niebudek), Goplana (Krystyna Gawrońska, i Dorota Biały-Wieczorek) nie jest istotą z mgły i galarety. Tylko Alina (Ewa Kopczyńska) zachowuje swoją dziewczęcą delikatność. Trup ściele się gęsto w tym baśniowym dreszczowcu, akcji towarzyszy wspaniała niepokojąca muzyka Andrzeja Zaryckiego. Chyba nie zaszkodzi tej niekonwencjonalnej "Balladynie" jeśli zdania, widzów o niej będą podzielone. Pluralizm wszak jest w modzie.