Artykuły

Byli sobie Paweł Demirski, Krytyka Polityczna i BOTO

Opacznie zrozumiałem nazwę "Krytyka Polityczna" i tytuł spotkania. Pochodzę z innego pokolenia, w którym spierano się o wartości, w którym żywa była walka młodych ze starymi, w którym chyba o coś chodziło. W gdańskiej KP było za grzecznie, za układnie, za letnio. Warto tak ciekawe spotkanie przygotować staranniej od strony prowadzących (może poprosić kogoś lepiej znającego się na rzeczy), zaprosić rozmówców gwarantujących energię i dyskurs, zachęcać do rozmowy - po wczorajszym spotkaniu z dramaturgiem pisze Piotr Wyszomirski w Gazecie Świętojańskiej.

Subiektywna i w konwencji relacja ze spotkania w gdańskiej Świetlicy Krytyki Politycznej.

Coraz częściej publiczne spotkania ze znanymi ludźmi przebiegają według podobnego schematu: trzeba jak najszybciej odbębnić część oficjalną, z publicznością, by jak najprędzej przejść do alkoholowych zajęć w podzespołach. W skrajnych przypadkach łączy się jedno z drugim. Tzw. lud przybyły na spotkanie ze znanym twórcą jest tylko niepotrzebnym balastem dla znajomych, którzy oczywiście nie zadają pytań, a jeśli już się zdarzy, to jest to mało wyszukany hołd lub co najmniej podziękowanie za całą twórczość lub ostatnie dzieło, czyli mniej lub więcej wazeliny.

Miejscowa prasa zachęcała na spotkanie z "obecnie najważniejszym polskim dramatopisarzem" (też lubię Demirskiego, ale poczekajmy, aż umrą np. Mrożek i Różewicz). Spotkanie "Krytycznie o teatrze. Paweł Demirski i teatr interwencyjny" zapowiadało się jednak frapująco. Nie dość, że to najbardziej "gorący" dramaturg ostatnich miesięcy, który z żoną Moniką Strzępką wygrał ostatnio prawie wszystko i w tym sezonie zostało im do wygrania tylko mistrzostwo ekstraklasy w piłce nożnej, to jeszcze do tego spotkanie miało się odbyć w gdańskiej Świetlicy Krytyki Politycznej, a nad częścią artystyczną czuwała Fundacja Teatru BOTO - w sumie w pakiecie trzy coca-cole polskiej i lokalnej inteligencji twórczej.

Tak jak trudno nie zgodzić się z przesłaniem większości sztuk Demirskiego, bo to jakby nie zgadzać się z prawdą, tak już sądy i poglądy najzdolniejszego gdańskiego dramaturga od czasu wynalezienia koła prezentowane na publicznych spotkaniach nie budzą tak jednoznacznego aplauzu. Być może powód główny to zanik sztuki dyskursu publicznego - nie potrafimy słuchać innych i jesteśmy głównie skoncentrowani a to na obronie, a to na bon mocie, a nie na meritum. Gubimy się od razu, gdy pytanie jest nietypowe, niewazeliniarskie.

Jednak z jednym sądem Demirskiego nie mogę zgodzić się zdecydowanie: że bez Krytyki Politycznej trudno sobie wyobrazić Polskę (w domyśle tę lepszą, ciekawszą, dyskursywną). Członkowi KP nie wypada pewnie mówić inaczej, ale zdecydowanie jest to osobista teza, nie mająca wiele wspólnego z rzeczywistością. Demirski jest przedstawicielem establiszmentu i patrzy na rzeczywistość przez tradycyjne środki wyrazu, ale najciekawsze, co się od pewnego czasu dzieje w kraju, który jest Winkelriedem narodów, dzieje się poza establiszmentem, poza tradycyjnymi środkami wyrazu i komunikacji.

Po długim okresie anomii, weszliśmy w nowy, na wiele chyba już lat obowiązujący okres wieloróżnorodności paradygmatów społecznych. Teatr, mimo tego że w Polsce przeżywa bardzo dobry okres, nie ma wpływu na rzeczywistość, jest areną prestiżowych zmagań twórców i wybiegiem dla prezenterów propozycji estetycznych. Teatr interwencyjny, jaki uprawia Demirski, jest dla wielu świetną przyzwoitką, w większości sytuacji chodzi o dużo bardziej przyziemne sprawy (etaty, pieniądze, relacje). Nie spieramy się publicznie o teatr (poza knajpami Krakowa podczas Boskiej Komedii), przyglądamy się niemo codziennym przekroczeniom norm i zasad, nie reagujemy, nie wypowiadamy sądów, nie komunikujemy. O nowym dyrektorze teatru więcej dowiemy się od kasjerki, niż od bardzo ważnego i wpływowego człowieka kultury, no chyba, że na wódce. Tego oczywiście Demirski nie zmieni, ale dobrze, że jest i że jego sztuki zaczynają mieć elementy pozapublicystyczne.

Do mnie najbardziej przemówiła reakcja młodych ludzi, którzy trochę przypadkowo zjawili się na spotkaniu. Zostali "skasowani" na wjeździe (znaczy obcesowo potraktowani), bo wyglądali nie tak, jak powinno się wyglądać na takim spotkaniu (nie te stroje, brak okularów w oprawkach o kształtach zdradzających inteligencję). "Inteligenci" kierowali się stereotypami, odprowadzając "Najeźdźców" do toalety - pewnie myśleli, że niespodziewani goście przyszli po armaturę.

Zapytałem ich o wrażenia po spotkaniu, o siłę przekazu i przełożenie społeczne tego, co słyszeli. Odpowiedzieli zgodnie: zerowe. I wspólna podróż i rozmowa z tą "patologią" była dla mnie zdecydowanie ciekawsza od spotkania z establiszmentem. Współczesna polska inteligencja nie ma żadnego znaczenia, ani przełożenia społecznego. Tchórzliwa, poukładana, uzależniona - nie zajmuje stanowiska, by się nie narazić, nie zaszkodzić, nie zrobić przykrości koledze. Jako grupa społeczna niezdolna do zmian. Niepotrzebna?

Burzliwe były dzieje przygotowań do gdańskiego czytania "Był sobie Andrzej..." przygotowanego przez BOTO. Kilkukrotnie zmieniana obsada i w rezultacie niewypał, który był do przewidzenia. Zrobienie z jakiegokolwiek dramatu/tekstu Demirskiego słuchowiska to już na poziomie pomysłu nieporozumienie. Teksty autora sztuk o najlepszych tytułach w Polsce funkcjonują tylko jako owoc unikalnej współpracy dramaturga z reżyserem. Przyznam, że sam jestem już tak przyzwyczajony do tej frazy, że w innym wykonaniu brzmi to dla mnie jak Slayer w interpretacji wirtuozów opery pekińskiej.

Dziesięcioro aktorów przez 50 minut zmagało się z bardzo trudnym zadaniem i z bardzo różnym efektem. Pozwoliłem sobie publicznie nazwać ten zespół Salonem Odrzuconych, a jako że nie zostałem zrozumiany przez artystów i obserwatorów chociaż w tym miejscu słowo na ten temat.

W dziesiątce śmiałków zmagających się z tekstem było co najmniej kilkoro aktorów, których talenty powinny być lepiej wykorzystane - choćby Sylwia Góra Weber - powinna grać dużo i w dobrym teatrze, Edyta Janusz-Ehrlich i Jacek Majok w innym repertuarze, niż na co dzień. Tak sobie pomyślałem, że w ramach zmian w jednym z trójmiejskich teatrów powinno się znaleźć miejsce na przykład dla wyżej wymienionych - nie stać nas na utratę takich talentów. Ale dyskusja o etatyzmie i kryteriach doboru zespołu aktorskiego to temat na bardzo długi artykuł, po którym można już nie dostać wejściówki na premierę:) Tak czy inaczej nie lubię czytań w takiej formule i czekam na pierwszą premierę BOTO. "Zielony mężczyzna" ma nadejść w maju.

Opacznie zrozumiałem nazwę "Krytyka Polityczna" i tytuł spotkania. Pochodzę z innego pokolenia, w którym spierano się o wartości, w którym żywa była walka młodych ze starymi, w którym chyba o coś chodziło. W gdańskiej KP było za grzecznie, za układnie, za letnio. Warto tak ciekawe spotkanie przygotować staranniej od strony prowadzących (może poprosić kogoś lepiej znającego się na rzeczy), zaprosić rozmówców gwarantujących energię i dyskurs, zachęcać do rozmowy. 37 minut z Demirskim to stanowczo za mało. Odniosłem wrażenie, że spotkanie zostało nagle ucięte. Szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji