Artykuły

Mały artysta musi być dojrzały

- Zwycięzca castingu będzie jedynym dzieckiem na scenie pośród zawodowców - mówi Janusz Szydłowski, reżyser "Małego Lorda". Premiera już w sobotę!

- Żeby nie stresować się przed pierwszym spektaklem, będę stosował medytację - mówi 13-letni Mateusz Kałucki, jeden z trzech odtwórców roli Cedrica w musicalu "Mały Lord", którego premiera odbędzie się w sobotę na scenie Opery Krakowskiej.

Mateusz był jednym z 18 chłopców, którzy 5 miesięcy temu brali udział w castingu do musicalu. Przesłuchiwał ich Janusz Szydłowski, krakowski aktor oraz reżyser "Małego Lorda".

Przypomnijmy, jak wyglądały przesłuchania.

- Zwycięzca castingu będzie jedynym dzieckiem na scenie pośród zawodowych artystów. Więcej: chłopiec będzie główną postacią spektaklu - mówi Janusz Szydłowski.

- Nasz mały artysta musi być na tyle dojrzały, aby być świadomym faktu, że prowadzi akcję od początku do końca - tłumaczy reżyser. To chłopiec, zdaniem krakowskiego aktora, przez dwie godziny trwania musicalu, będzie na sobie dźwigał ciężar i odpowiedzialność za powodzenie sztuki.

***

Kuba chce zostać piłkarzem. Arek najchętniej widziałby się w roli kucharza - jego naleśnikami zajada się cała rodzina. Z kolei Mateusz chciałby zastąpić w przyszłości sławnego aktora Brada Pitta.

Pomimo tak różnych zainteresowań, jest jedna rzecz, która ich łączy. Każdy z nich chciałby wcielić się w rolę tytułowego Małego Lorda.

Cedric, bo takie imię nosi główny bohater, to ubogi chłopiec, który z dnia na dzień zamieszkuje z niezwykle bogatym i samolubnym dziadkiem. Wbrew obiegowej opinii Cedric uważa dziadka za uosobienie dobroci i szlachetności, ten z kolei usiłuje nie zawieść oczekiwań dziecka.

- Dla chłopca w wieku mojego syna to wymarzona rola - przyznaje mama Dawida. - Cedric jest rozbrajającym dzieckiem, połączeniem urwisa i słodkiego blondynka z uśmiechem, któremu nikt nie jest w stanie się oprzeć.

- I do tego przeżywa mnóstwo przygód - dodaje mały Dawid.

Zdaniem Arka, gdyby Cedric był z Krakowa, to z pewnością znalazłby tu mnóstwo kolegów do dalekich i tajemniczych wypraw. - Na naszych synów na pewno mógłby liczyć - twierdzi z uśmiechem mama Arka, patrząc na podekscytowanych chłopców.

Jednak w przeciwieństwie do Małego Lorda, wyprawy i przygody uczestników castingu kończą się na szkole i wielu innych obowiązkach.

Jedenastoletni Dawid pełni w swojej parafii funkcję kościelnego, codziennie rano jest odpowiedzialny za otwieranie kościoła. W szkole często udziela się w konkursach artystycznych. Dodatkowo gra na organach i gitarze.

Na brak obowiązków nie narzekają również inni uczestnicy castingu. Arek jest harcerzem i ministrantem. Chodzi do szkoły muzycznej, gdzie uczy się gry na gitarze. - Moje dziecko ma tysiąc pomysłów na minutę - twierdzi mama Arka. - Wczoraj chciał być kucharzem, dzisiaj śpiewakiem operowym, a jutro zapragnie tworzyć gry komputerowe - wymienia pomysły syna.

Zdaniem mamy Arka, rodzic nie powinien ograniczać swojego dziecka. - Lepiej, żeby miał tysiąc pomysłów, niż żeby biegał bezczynnie pod blokiem - twierdzi mama małego artysty. Ale z drugiej strony, jak twierdzi kobieta, rola rodzica polega również na pomaganiu w odnalezieniu własnej drogi i realizowaniu celu.

Podobnego zdania jest mama dwunastoletniego Adama. Pomagając dziecku rozwijać zainteresowanie muzyką, trzeba go pilnować i uczyć systematyczności. - Pobudka, szósta rano, później szkoła, po szkole - szkoła muzyczna. Następnie ćwiczenia w domu, no i odrabianie lekcji. Dzięki takim surowym zasadom dziecko uczy się pracowitości i sumienności, ale z drugiej strony, zaczyna patrzeć na swojego rodzica jak na wroga - przyznaje mama Adama. Kobieta jednak ma nadzieję, że w przyszłości cały jej trud i poświęcenie włożone w wychowanie syna zwróci się w postaci świetlanej kariery syna.

***

- Niestety, wiele z tych wielkich karier już na etapie castingu kończy się łzami i tremą, która blokuje jakikolwiek ruch - tłumaczy Janusz Szydłowski. Zdaniem reżysera talent objawia się u bardzo wielu dzieci. Jednak nie wszystkie potrafią zapanować nad nim w taki sposób, aby na scenie dobrze zagrać rolę, pozostając przy tym sobą, czyli dzieckiem.

- Czasem dziecko zaczyna śpiewać, idzie mu całkiem dobrze, aż tu nagle urywa w połowie piosenki. Następuje cisza. Podchodzę do małego artysty, pytam, jak w szkole, a z jego oczu tryska fontanna łez - przytacza przykład reżyser.

- W takich sytuacjach prosimy rodzica, żeby przyszedł z dzieckiem innego dnia, bo może po prostu nie było w formie - wyjaśnia doświadczony aktor.

Zdaniem Janusza Szydłowskiego dzieci są tylko dziećmi, ich tremę i łzy trzeba zrozumieć. Natomiast inaczej jest z rodzicami, a w szczególności z matkami. - Niektóre z nich twierdzą, że ich pociechy są genialne i że z pewnością zrobią karierę na scenie. Prawda jest taka, że to same matki chcą zrobić karierę, "bywając" na castingach. Takie kobiety są zazwyczaj niespełnionymi artystkami, które przelewają swoje ambicje na dzieci, robiąc im przez to krzywdę - tłumaczy reżyser. - Ale największe widowisko jest wtedy, kiedy matki pytają mnie, dlaczego ich dzieci nie zostały wybrane do roli. Padają zarzuty, groźby, błagania. A ja i tak na koniec zawsze mówię: "Widocznie nie są najzdolniejsi".

***

Wróćmy jednak do przesłuchań młodych artystów. Dziecko, które stoi przed komisją, musi szybko nabrać pewności siebie. To warunek konieczny, by się rozluźniło i zagrało jak najlepiej. - Jeśli trema szybko nie mija, wówczas rozmawiamy z chłopcem o tym, gdzie był na wakacjach, co robi w szkole. Po to, aby na chwilę zapomniał, gdzie się znajduje. Dodatkowo można zastosować przysiady lub podskoki - mówi aktor.

Po takich ćwiczeniach dziecko jest już gotowe do występu przed komisją. - Kiedy prosimy o pokazanie jakiegoś uczucia na scenie, musimy przypomnieć dziecku jak to jest, kiedy boli go brzuszek - tłumaczy reżyser. Dziecko nie potrafi zagrać bólu brzucha, ono go musi autentycznie poczuć na scenie. Podobnie jest z innymi uczuciami.

- Młody artysta podczas prób musi się przede mną otworzyć bardziej niż przed rodzicami. Często, kiedy ma problemy w szkole, rodzice proszą mnie o pomoc - przyznaje reżyser. - Przez liczne próby tak dobrze poznaję psychikę swojego podopiecznego, że jestem mu w stanie pomóc w każdej sytuacji - dodaje.

Jednak nie tylko stres może przeszkodzić dzieciom. Wiek chłopców uczestniczących w castingu jest bardzo niebezpieczny ze względu na mutację. Dlatego podczas castingu wybranych zostało aż trzech chłopców, którzy będą uczyli się tej samej roli.

- A wszystko po to, aby w wypadku niedyspozycji Małego Lorda zastąpił go inny Cedric, który swoim wdziękiem zaczaruje operową publiczność - mówi Janusz Szydłowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji