Artykuły

Podręczny mesjanizm

Ryszard Peryt jest bardziej znany jako reżyser operowy niż dramatyczny, ostatni raz pracował w teatrze prawie 20 lat temu. Przypominam, że był on w po­łowie lat 90. kandydatem na dyrektora artystycznego połączonej Opery i Teatru Narodowego i przedstawił słynny pro­gram artystyczny polegający na obcho­dzeniu kolejnych rocznic urodzin i zgo­nów znanych polskich pisarzy. "Akropolis" Stanisława Wyspiańskiego stanowi przedsmak tego, czym byłby Teatr Na­rodowy, gdyby wpuszczono Peryta na plac Teatralny. Jaki byłby to teatr? Niewątpliwie naro­dowy w formie i religijny w treści. Autor pamiętnej inscenizacji "Quo vadis" w Te­atrze Wielkim, zakończonej apoteozą Oj­ca Świętego, przyjmuje również w "Akropolis" rolę kaznodziei. Ma ku temu pre­tekst: dramat rozgrywa się w noc zmar­twychwstania w katedrze wawelskiej, bo­haterami są postacie z nagrobków i gobe­linów o treści mitologicznej i biblijnej, a w finale przemawia z krucyfiksu sam Chrystus - Salwator. Jednak między dzie­łem Wyspiańskiego a spektaklem Peryta jest taka różnica jak między Biblią a jej wykładnią w konfesyjnych radiostacjach. Znacząca jest już sama dekoracja - nie ma na scenie Katedry z jej ołtarzami, po­mnikami, pamiątkami, jest za to gigan­tyczny krucyfiks ustawiony w pustej prze­strzeni. Peryt nie szuka sprzeczności w dramacie Wyspiańskiego, nie interesu­je go dialektyka apoteozy i szyderstwa, na której przed laty oparł swoją insceni­zację "Akropolis" Jerzy Grotowski. Dra­mat, który jest próbą podsumowania eu­ropejskiej cywilizacji, połączenia w jed­ną całość tradycji antycznej, judaistycz­nej i chrześcijańskiej reżyser sprowadza do wyznania wiary Polaka-katolika. Wia­ry w to, że wszystkie najważniejsze war­tości europejskie, pochodzą od Polaków. To odwrócenie sensu sztuki o 180 stopni było możliwe dzięki niewinnemu za­biegowi. Reżyser wprowadził do "Akropolis" postać z innego dramatu Wyspiań­skiego - Konrada z "Wyzwolenia", ro­mantycznego polskiego bohatera w bia­łej koszuli i z szabelką w dłoni, który jest na scenie od początku. To Konrad jest bo­haterskim Hektorem z drugiego aktu, któ­ry broni Troi, oraz biblijnym Jakubem, który wykrada swemu ojcu Izaakowi bło­gosławieństwo. On też jest Harfiarzem, czyli królem Dawidem, wieszczącym zmartwychwstanie Polski. Na pozór jest to chwyt usprawiedliwio­ny, sam Wyspiański Konrada pożyczył z Mickiewiczowskich "Dziadów". Jed­nak w tym przypadku z patriotycznego widowiska robi się teatr absurdu. Ze spek­taklu Peryta wynika, że Troi bronili szab­lami Polacy, tylko Homer zapomniał o tym wspomnieć w "Iliadzie". Również w Biblii występował nasz człowiek, dał nawet początek jednemu z rodów Izrae­la. Jednego tylko nie rozumiem - dlacze­go nasz bohater w akcie trzecim jako bib­lijny Jakub posiada dwie żony - Rachelę i Lię. I jak bigamia ma się do przykład­nego katolicyzmu.

Oczywiście rozumiem intencje reżyse­ra, który wiedziony wizją Wawelu - pol­skiego Akropolu (będącego zarazem Tro­ją i Nowym Jeruzalem) - postanowił myśl Wyspiańskiego doprowadzić do końca. Ale jego interpretacja za bardzo przypo­mina wyssane z palca rodowody polskich Sarmatów, wśród których nie brakowało potomków antycznych Greków i Rzy­mian. "Akropolis" Wyspiańskiego było próbą wyprowadzenia polskiej tradycji z zaścianka i wpisania jej w krąg euro­pejskiej cywilizacji, "Akropolis" Ryszar­da Peryta wciąga ją z powrotem w szla­checki zaścianek i traktuje Europę z pro­tekcjonalną wyższością. Dawne hasło polskiego mesjanizmu: Polska Chrystu­sem narodów zmienia się w nowe: Pol­ska Europą narodów. Szkoda tylko, że Europa nie chodzi do Narodowego i nie­prędko się dowie o tej wiodącej roli oj­czyzny Wyspiańskiego i Peryta.

Jeśli chodzi o wykonanie, Mariusz Bonaszewski powtórzył swoją rolę z "Nocy listopadowej", z tym że za­miast karabinu trzymał szablę. Czesław Lasota straszył jako Tempus pobielo­ną twarzą i kosą z jasełek. Ignacy Go­golewski jako Aktor nawrócił się do te­go stopnia, że w finale padł bez życia pod krucyfiksem. Najbardziej podobał mi się Krzysztof Kolberger, który, nie zwracając uwagi na nadęty, narodowo-religijny charakter widowiska, zagrał rolę Parysa w tonacji komediowej. Je­go Parys myśli wyłącznie o tym, kiedy wreszcie pójdzie do łóżka z piękną He­leną (Sylwia Nowiczewska) i dialogi na ten temat były jedynym wytchnieniem podczas wieczoru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji