Handlarz i Prokurator
"Kraksa" Friedricha Durrenmatta, której teatralną wersję mamy okazję oglądać na Scenie pod Ratuszem w Krakowie, dosyć blisko dotyka naszej nowej rzeczywistości - jej bohaterem jest ambitny, dobrze prosperujący handlowiec "branży tekstylnej", taki, jakich wielu pojawiło się ostatnio. Doraźna aktualność nie stanowi jednak podstawowego waloru spektaklu wyreżyserowanego przez Tomasza Obarę w Teatrze Ludowym. To raczej przypowieść o winie i karze oraz ludzkiej małości w czynieniu dobra i zła.
Z powodu kraksy samochodowej przedsiębiorca Traps zmuszony jest szukać noclegu w małym miasteczku. Trafia do emerytowanego sędziego, który właśnie razem z przyjaciółmi - prokuratorem, obrońcą i katem, wszyscy trzej również w stanie spoczynku - bawi się w sąd. Przybyszowi nie pozostaje nic innego, jak grzecznie zgodzić się na propozycję objęcia wakującej roli oskarżonego. Wydarzenia, które potem następują, przybierają dość zaskakujący obrót.
Akcję rozgrywającą się wokół zastawionego alkoholem i przekąskami fortepianu (scenografia Elżbieta Krywsza) oglądamy z zaciekawieniem. Instrument pełni także funkcję mównicy, a stopniowo coraz bardziej kojarzy się z katafalkiem.
Tonację komediową co chwilę przełamuje niepokojący suspens. Balansowanie między "śmiesznie" i "strasznie" wymaga subtelności. Popisowe role oskarżyciela i oskarżonego powierzone zostały wytrawnym aktorom. Prokurator Jerzego Bińczyckiego to postać o flegmatycznym temperamencie, pełna wyrozumiałości, cierpliwa, acz dociekliwa w dochodzeniu prawdy. Aktor mówi cicho, zawiesza głos, stosuje częste pauzy, jego bohater pozornie pozostaje w cieniu. Traps, grany brawurowo przez Sławomira Sośnierza, to zupełne przeciwieństwo - gadatliwy, nadpobudliwy, a w miarę upijania się - z wyraźną satysfakcją wysuwający swoją osobę na pierwszy plan. W efekcie - dzięki dobremu aktorstwu i umiejętnemu dawkowaniu napięcia - zaserwowaną nam umoralniającą pigułkę połykamy z przyjemnością.