Artykuły

Ufała ludziom, choć ci, niestety, często ją oszukiwali

- Lubiła słuchać Radia Maryja, ale oddzielała ojca Rydzyka, którego negatywnie oceniała w niektórych aspektach, od samego radia. Była bardzo wierząca. Kiedyś bez zapowiedzi pojechaliśmy do Radia Maryja. Mówiłem, że pewnie nas nie wpuszczą, ale nalegała. Zapytana u drzwi: "Kto tam?" zabawnie odpowiedziała: "Wasza owieczka". Oczywiście potem się przedstawiła. Nie było problemu z wejściem. Byłem zaskoczony - Irenę Kwiatkowską wspomina Janusz Lipiński z Impresariatu Artystycznego AS w Toruniu.

Z JANUSZEM LIPIŃSKIM z Impresariatu Artystycznego AS w Toruniu, który przez 3 lata był najbliższym powiernikiem Ireny Kwiatkowskiej oraz managerem zajmującym się jej sprawami zawodowymi, rozmawiała Sabina Waszczuk:

Kiedy Pan ostatni raz widział Irenę Kwiatkowską?

- W 1997 roku. Opiekowałem się nią 3 lata. Kiedy została oszukana przez organizatora pewnej imprezy, rodzina odizolowała ją od mediów. Przeniesiono ją do Domu Aktora w Skolimowie. Występowała już tylko na deskach Teatru Polskiego w sztuce "Zielona gęś".

Jak ją Pan zapamiętał?

- Była niezwykle prostą, szczerą, życzliwą i bardzo mądrą kobietą. Każdy, ze mną włącznie, marzy o takiej babci. Jej refleksje o życiu były, jak na jej wiek, zadziwiająco nowoczesne. Lubiła też słuchać Radia Maryja, ale oddzielała ojca Rydzyka, którego negatywnie oceniała w niektórych aspektach, od samego radia. Była bardzo wierząca. Kiedyś bez zapowiedzi pojechaliśmy do radia. Mówiłem, że pewnie nas nie wpuszczą, ale nalegała. Zapytana u drzwi: "Kto tam?" zabawnie odpowiedziała: "Wasza owieczka". Oczywiście potem się przedstawiła. Nie było problemu z wejściem. Byłem zaskoczony.

Jaka była prywatnie?

- Irena Kwiatkowska żyła bardzo skromnie. Nigdy nie dążyła do bogactwa. Ufała ludziom, choć ci niestety często ją oszukiwali. Popularność ciągle ją zaskakiwała, nie mogła zrozumieć, że po prostu na nią zasługuje. Nigdy z nikim nie konkurowała, choć z Hanką Bielicką była skonfliktowana, do dziś nie wiem, dlaczego.

Czy charakterystyczny uśmiech zawsze jej towarzyszył?

- Irena Kwiatkowska kochała życie. Gdy zachorował jej mąż, Bolesław Kielski, przeszła swego rodzaju traumę - szpital przeniosła do domu. Była tytanem pracy. Jan Kobuszewski czuł się tym wręcz zawstydzony. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że w "Czterdziestolatku" grała siebie. Kiedyś w Warszawie ją napadnięto. Napastnik rzecz jasna nie wiedział, komu kradnie torebkę, ale media to potem nagłośniły. Proszę sobie wyobrazić, że torebka z całą zawartością do niej anonimowo wróciła.

Na czym polegał jej fenomen?

- Charyzma... Irena Kwiatkowska miała taką osobowość, takie walory, że po prostu przyciągała uwagę, mimo że nie była typem modelki. Należała do wąskiego grona osób, takich jak Jan Kobuszewski, Jerzy Stuhr, Marek Kondrat, Krystyna Janda i Janusz Gajos, które lubi obiektyw. To swego rodzaju fotogeniczność, nie uroda.

Czym się kierowała wybierając role?

- Nie było klucza. Nie były to wyzwania, tylko role raczej tradycyjne. Nie eksperymentowała. Pomimo, że sama nie była matką, dobrze czuła się w takiej roli w "Wojnie domowej". Obsadzano ją raczej w rolach komediowo-obyczajowo-kabaretowych niż dramatach. Miała na pewno ogromne walory interpretacyjne i charakterystyczny, skrzekliwy głos. Niby piskliwy, ale świetnie czytała w radiu Kubusia Puchatka, którego uwielbiały dzieci.

Została pustka...

- Pewne pokolenia odchodzą. Zostają teatry pozbawione osobowości. Irena Kwiatkowska była magnesem na afiszach - ona gwarantowała widownię. Nadchodzi czas celebrytów, nie mylić z aktorami.

Na zdjęciu: Irena Kwiatkowska w filmie "Jeszcze nie wieczór", reż. Jacek Bławut, 2008 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji