Artykuły

Kwiatkowska była kimś zupełnie zjawiskowym

Zawsze była doskonale przygotowana, miała świetnie opracowane teksty, twórczo je przerabiała na jasny i wyrazisty przekaz dla publiczności. A poza tym była niezwykle odpowiedzialna, precyzyjna, przy niej nie można się było spóźniać, bo inaczej dawała nam popalić - Jerzy Gruza wspomina pracę z Ireną Kwiatkowską.

"Wspominam Irenę Kwiatkowską zupełnie niesłychanie i serdecznie, zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Pracowałem z nią przy "Wojnie domowej" (na zdjęciu), jak i "Czterdziestolatku" i zawsze wydawała mi się kimś zupełnie zjawiskowym, połączeniem profesjonalizmu i zdolności charakteryzacyjnych, jednak nie w sensie przebierania się, ale umiejętności uwypuklania często w sposób całkowicie skrótowy charakterystycznych cech danej postaci. Genialnie to realizowała. Znała życie, znała świat, znała wszystkie bolączki kobiety współczesnej i wszystko to potrafiła oddać w sposób niezwykły, w takim rzucie swojego talentu. I to było zupełnie fenomenalne.

Zawsze była doskonale przygotowana, miała świetnie opracowane teksty, twórczo je przerabiała na jasny i wyrazisty przekaz dla publiczności. A poza tym była niezwykle odpowiedzialna, precyzyjna, przy niej nie można się było spóźniać, bo inaczej dawała nam popalić. Cała ekipa się jej pod tym względem obawiała. Była niezwykle profesjonalna, sprawna, przygotowana i żądała tego samego od innych.

To wielka strata dla polskiej sceny, nie ma już takich indywidualności. Potrafiła wyjść na estradę i trzymać publiczność w napięciu przez cały czas. Do końca życia jak brała mikrofon do ręki, wszyscy zamieniali się w słuch. Potrafiła utrzymać pauzę, opowiedzieć coś dowcipnego, coś spuentować, zabawnie określić, miała niesłychane poczucie humoru i wyczucie sytuacji.

Stworzyła u mnie postać "kobiety pracującej", która przeszła do historii. Kiedyś nawet Lecha Wałęsa na pytanie czy jak będzie prezydentem, to nie będzie miał za dużo pracy, odpowiedział "jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję". I to jej powiedzonko weszło na stałe do języka potocznego. Specjalnie dla niej teksty pisał Jeremi Przybora w Kabarecie Dudek.

Ja w swojej książce wspominam także jej występy w Syrenie, gdzie z Adolfem Dymszą występowała w skeczu "Potęga muzyki". Siedziała przy fortepianie i coś brzdąkała, jako taka prowincjonalna gęś, a obok stał Dymsza, jako taki pewny siebie amant z Warszawy. I ten skecz się rozgrywał fantastycznie zupełnie, wszystko znikało wobec jej talentu, odrywającej genialnie taką prowincjonalną dziewczynę. Wszyscy patrzyli na nią, a Dymsza wpatrzony mówił "jednak muzyka to potęga". Bardzo żałuję, że dziś już rzadko mogę obserwować takie indywidualności na scenie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji