Artykuły

Tańcząco przez życie

- Na pewno zawód artysty baletu zalicza się do krótkotrwałych, jest ograniczony różnymi aspektami, w głównej mierze wiekiem. Jednak o wykonywaniu tego zawodu decyduje się bardzo wcześnie. Czasami jest to intuicja dziecka, a czasami niespełnione ambicje rodziców - mówi ANNA GRABKA, tancerka i choreograf, wieloletnia pierwsza solistka zespołu Johna Neumeiera. Na zaproszenie Opery Nova pracowała z bydgoskim baletem nad spektaklem "Pan Twardowski".

ANNA GRABKA - polska tancerka i choreograf, wieloletnia pierwsza solistka zespołu Johna Neumeiera, od kilku lat - balletmeister współpracująca z wieloma europejskimi zespołami m.in. Dance Company Thoss czy English National Ballet. W ostatnim tygodniu na zaproszenie Opery Nova pracowała z bydgoskim baletem nad spektaklem "Pan Twardowski".

Na Pani przyjazd bydgoski balet czekał dość długo. Czy ta praca była ciężka?

- To była praca ciężka, ale z przyjemna. Jako balletmeister wydaje mi się, że to jest innego rodzaju praca od roli tancerza klasycznego. Mam spojrzenie na balet kogoś, kto bacznie obserwuje i wnikliwie wypatruje niedociągnięć technicznych i linii dramatycznej przedstawienia.

Kariera tancerza często kończy się po 10-15 latach pracy na scenie.

- Na pewno zawód artysty baletu zalicza się do krótkotrwałych, jest ograniczony różnymi aspektami, w głównej mierze wiekiem. Jednak o wykonywaniu tego zawodu decyduje się bardzo wcześnie. Czasami jest to intuicja dziecka, a czasami niespełnione ambicje rodziców.

A jak to było w Pani przypadku?

- Zawsze chciałam tańczyć. Byłam bardzo żywiołowym dzieckiem, dużo czasu spędzałam z siostrą na podwórku, więc rodzice postanowili posłać nas na różne zajęcia: moją siostrę na gimnastykę artystyczną, a mnie do ogniska baletowego. Po dwóch latach moja Pani dyrektor zaproponowała rodzicom, by posłali mnie do profesjonalnej szkoły baletowej.

I rodzice zdecydowali?

- Tak, to była trudna decyzja. Zaczęłam uczyć się w warszawskiej szkole baletowej w wieku 10 lat. Pierwszy miesiąc przeleżałam w szpitalu - z dala od rodziców, bo ktoś niósł wazę z gorącą zupą i niechcący wylał ją na mnie.

To była szkoła życia?

- Prawdziwa szkoła przetrwania. Dzieci od najmłodszych lat w tej szkole muszą rywalizować ze sobą. Zaczynało nas około 40 w dwóch klasach, a po trzech latach było już nas około 20.

Jak Pani wspomina lata na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie?

- Znakomicie, to były cztery fantastyczne lata. Wydawało mi się, że zawsze pozostanę w Warszawie. Każdy młody tancerz marzy by zatańczyć na scenie narodowej, która jest po drugiej stronie ulicy co szkoła, a jakże daleko!

Co się stało, że po kilku latach wyjechała Pani do Hamburga do zespołu Johna Neumeiera?

- W rocznicę 200-lecia baletu polskiego Neumeier przyjechał do Warszawy i praca z nim mnie zafascynowała. Sam pomysł wyjazdu na Zachód był mojego męża, również tancerza. Nie wiem, czy sama bym się na to zdobyła.

Tańczyła tam Pani 18 lat i to w roli pierwszej solistki.

- 16 lat bardzo intensywnie, a ostatnie dwa lata to lekkie, zwiewne zejście ze sceny (śmiech).

Ze sceny postanowiła Pani zejść w 2000 roku...

- To był sezon 2000/01 i we wrześniu po wakacjach nic nie przemawiało za tym że podejmę taką decyzję. Nie było żadnego logicznego powodu, ale to pewnie intuicja, że należy już zakończyć pewien etap. Po tej decyzji posypały się zaraz propozycje dla mnie jako pedagoga, od zespołów: Stephana Thossa czy English National Ballet i tak się zaczął kolejny etap mojej pracy.

Urodziła Pani dwójkę dzieci w najlepszych latach swojej kariery.

- To prawda, ale to wpłynęło na mnie bardzo pozytywnie. Daniel urodził się na początku lat 90, Alinka w 1997 roku. Do zajścia w ciążę byłam pracoholikiem, czas do tej pory przeznaczony na pracę musiałam teraz łączyć z innymi zadaniami. Musiałam się skoncentrować na sobie, dzieciach i domu.

A dlaczego zamieszkała Pani w Szwajcarii?

- Były to względy rodzinne, ogromną rolę odegrał wówczas mój mąż - Andrzej Szpilman. Pewnie zaważył też język, dzieci urodziły się w Hamburgu, więc zdecydowaliśmy się osiąść w kraju niemieckojęzycznym. Nie wiem, czy będę tam długo i jak potoczą się moje losy. Miałam różne ciekawe propozycje pracy, nie tylko z Polski, ale i spoza kraju objęcia stanowiska, na razie, dopóki moje dzieci nie są dorosłe moje ambicje muszą poczekać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji