Artykuły

Nie chcę być dyrektorem assoluto

- Obecna sytuacja jest typowym przesileniem, gdy dyrektorowi kończy się kontrakt - tak Marcin Nałęcz-Niesiołowski, dyrektor Filharmonii i Opery Podlaskiej skomentował piątkową pikietę muzyków orkiestry pod filharmonią. Wówczas artyści skandowali: "Chcemy artysty, a nie terrorysty".

Pikieta oraz decyzja o przerwaniu współpracy z Nałęcz-Niesiołowskim to reakcja orkiestry na czwartkową decyzję dyrektora, który zwolnił trzech muzyków. Pod koniec roku skończyły się im okresowe umowy o pracę. Zamiast kolejnych, szef filharmonii zaproponował im kontrakty, bez zabezpieczenia socjalnego. Jednak w czwartek po południu Państwowa Inspekcja Pracy, która prześwietliła nowe warunki pracy muzyków, wydała negatywną opinię na temat owych kontraktów. W efekcie Nałęcz-Niesiołowski zwolnił trzy osoby. Przedstawiciele orkiestry w piątek z rana spotkali się z marszałkiem województwa Jarosławem Dworzańskim. Po wysłuchaniu ich uwag zarząd województwa zdecydował wszcząć procedurę odwoławczą dyrektora.

Ale warto przypomnieć, że konflikt w filharmonii trwa już od ponad dwóch lat. Pod koniec stycznia 2009 r. orkiestra, która narzeka na niewłaściwe traktowanie jej przez przełożonego, weszła z Nałęcz-Niesiołowskim w spór zbiorowy. Muzycy postanowili zwrócić uwagę opinii publicznej na atmosferę panującą w placówce. Wielokrotnie mówili wręcz o mobbingu. Skarżyli się też na to, że dyrygent stale kwestionuje ich umiejętności, organizuje nieoczekiwane i nieuzasadnione egzaminy, od których są uzależnione dalsze losy muzyka, źle traktuje osoby starsze, usuwa niepokorne.

Rozmowa z dyrektorem Filharmonii i Opery Podlaskiej

Ewa Sokólska: Marszałek województwa postanowił odwołać pana ze stanowiska. Jest pan zaskoczony?

Marcin Nałęcz-Niesiołowski*: O decyzji dowiedziałem się telefonicznie w piątek przed godz. 15. Rozmowa trwała 15-20 sekund. Marszałek poinformował mnie jedynie, że wszczyna procedurę odwoławczą. To wszystko.

Przykro panu, że po kilkunastu latach kierowania największą placówką kulturalną w regionie nie podano panu konkretnego powodu, dla którego chce się pana odwołać?

- 14 lutego miałem spotkanie m.in. z marszałkiem Jarosławem Dworzańskim i już wtedy sugerowano mi, że taka procedura może zostać rozpoczęta. Marszałek nie jest moim sympatykiem. Chciałem jedynie - wiedząc, że budowa nowej siedziby Filharmonii i Opery Podlaskiej będzie oddawana do użytku w tym roku, a otwarcie artystyczne nastąpi na początku przyszłego - zakończyć spory etap mojego życia na tej scenie. Ale nożyce od jakiegoś czasu się otwierały. I stało się.

Weźmie pan udział w konkursie na nowego szefa Opery i Filharmonii Podlaskiej?

- Pan marszałek chce, aby zarządzanie tą instytucją było podzielone na zarządcę mieniem i dyrektora artystycznego. A według mnie taki model jest najgorszy z możliwych. Wówczas osoba zarządzająca taką instytucją musi mieć za sobą studia menedżerskie lub ekonomiczne lub prawnicze. I to ona ma dobrać sobie dyrektora artystycznego. Z kolei ja uważam, że dyrektor takiej placówki powinien być autorytetem artystycznym i mieć bardzo dobrych dyrektorów, np. finansowego, technicznego, impresaria. Nigdy nie powiedziałem, że chcę być dyrektorem assoluto [w tłumaczeniu: bezwzględny] w nowej siedzibie.

Przystąpi pan do konkursu na dyrektora FiOP czy nie?

- Nie sądzę, by ten konkurs był skierowany do mojej osoby.

93 proc. muzyków nie chce z panem pracować. Od dwóch lat głośno mówią o mobbingu. W piątek zorganizowali nawet pikietę. Uważa pan siebie za dobrego dyrektora?

- Kilka lat temu proporcje były odwrotne. Należy pamiętać, że podobne sytuacje już się zdarzały w historii, np. w operze wrocławskiej, gdzie przez trzy miesiące trwał strajk regularny i zdarzać się będą.

Dlaczego część muzyków buntuje się?

- Wiele osób poczuło się zagrożonych. Uważam, że artysta to zawód nieetatowy, a o dzieło. Dzieło jest najważniejszym wyznacznikiem artysty i ja temu poglądowi kibicuję. Ale oczywiście jestem racjonalnie myślącym Kaszubem i zdaję sobie sprawę z obecnej sytuacji, czyli, że 71 osób orkiestry źle mnie ocenia.

Zwalniając muzyków bez podania przyczyny - pomijając fakt, że miał pan do tego prawo - służy dobru instytucji czy w jakiś sposób mobilizuje pozostałych muzyków do tego, by jeszcze bardziej się starać?

- Zwiększa konkurencyjność, która to powoduje, że na rynku są coraz lepiej wykształceni muzycy. Rynek się otwiera, mamy propozycje z Unii Europejskiej. Okej. Cieszmy się z tego, że reprezentujemy wysoki poziom artystyczny, ale trzeba patrzeć w przód.

Wracając do pytania. Powinienem podawać przyczynę zwolnienia czy nie? Są pewne rzeczy artystyczne, które mi nie odpowiadały, ale nie mam obowiązku informowania pracownika, co konkretnie. To nie jest moje widzimisię, tak mówi kodeks pracy. Skorzystałem z tego prawa.

Ale pan chciałby poznać powód, dla którego został pan odwołany ze stanowiska?

- Ja jeszcze nie zostałem pozbawiony stanowiska. Mieliśmy kontrole Państwowej Inspekcji Pracy i nie potwierdziły tego, że w placówce dzieje się coś złego. A w tak dużej instytucji trudno byłoby ukryć akty terroru dyrektora. Z mojego punktu widzenia obecna sytuacja jest typowym przesileniem, gdy dyrektorowi kończy się kontrakt [śmiech].

Co konkretnie Państwowej Inspekcji Pracy nie podoba się w kontraktach, które zaproponował pan muzykom?

- Według PIP kontrakty powinny być umowami okresowymi. Ja się z tą opinią nie zgadzam, dlatego ta sprawa będzie miała swój finał w sądzie. Ale po uzyskaniu takiej informacji nie mogłem postąpić inaczej, jak tylko rozwiązać kontrakty. Co będzie dalej z tymi muzykami? Nie wiem. Tym bardziej w obecnej sytuacji, gdy organizuje się pikiety i zarzuca mi się terroryzm. Wielokrotnie podkreślałem, że instytucja artystyczna wymaga zdecydowanej linii, jeśli chodzi o jej prowadzenie. Gdybym przekraczał normę, to na pewno miałbym już niejeden zarzut. A nie mam.

Część melomanów podkreśla, że sukcesy artystyczne białostockiej filharmonii są wyłącznie pana zasługą. Czy podziela pan tę opinię?

- To niesprawiedliwa ocena. Sukcesy artystyczne i organizacyjne to sukcesy całej instytucji. A to, że ktoś stoi na jej czele, to rzecz normalna. Trudno, żeby na okładce płyty było 90 nazwisk orkiestry. Wszystko to, co się dzieje w instytucji takiej jak nasza, jest sumą wielu starań.

*Marcin Nałęcz-Niesiołowski, dyrygent i jednocześnie dyrektor Filharmonii i Opery Podlaskiej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji