Artykuły

Wygrałam walkę o swoje marzenia

- Występowałam już z moim monodramem na największych scenach, a okazało się, że w swoim rodzinnym mieście nadal jestem nikim. Coś takiego przeżywała niegdyś Janis Joplin - mówi JOLANTA LITWIN-SARZYŃSKA, aktorka warszawskiego Teatru Syrena, która urodziła się w Bartoszycach.

Pani znajomi mówią, że była pani duszą towarzystwa. Na wycieczkach szkolnych stanowiłyście z gitarą jedność. Skąd miłość do tego instrumentu?

- Byłam ruchliwym dzieckiem. Nikt nigdy nie musiał mi organizować zajęć. Gdyby wtedy była znana choroba ADHD, lekarz zapewne by ją u mnie stwierdził. Bardzo lubiłam się uczyć i nikt nie musiał mnie do tego zmuszać. Sama nauczyłam się grać. W liceum dostałam swoją pierwszą gitarę. Po powrocie ze szkoły zamykałam się w pokoju i ćwiczyłam. Muzyka i śpiew były moim życiem.

Cała moja rodzina miała talent muzyczny i świetny słuch. Dom był pełen życia. Należałam do chóru, do koła cymbalistów (śmiech). Uważam, że dzięki temu udało mi się dobrze skończyć liceum.

Kiedy zapadła decyzja, że chce pani śpiewać?

- "Żadna szanująca się kobieta nie zostaje piosenkarką, jeśli nie musi". Od tych słów zaczyna się mój, częściowo autobiograficzny, monodram muzyczny "Moja mama Janis". Powiedziała tak do mnie moja nauczycielka, gdy przyznałam w ósmej klasie, że chcę śpiewać. Po chwili dodała, że "kobieta z małego miasteczka powinna mieć porządny zawód". Ale nie skłamałabym, gdybym powiedziała, że śpiewać chciałam już od przedszkola. Prawdziwa fascynacja muzyką zaczęła się od mojego związku z Robertem Bielakiem, który później był kierownikiem muzycznym w Teatrze Jaracza w Olsztynie. To Robert wciągnął mnie w swoje środowisko, poznałam dzięki niemu wielu muzyków. Pojechałam na Olsztyńskie Noce Bluesowe i usłyszałam utwór "Mercedes-Benz" w wykonaniu Moniki Adamowskiej. Piosenka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. To był przełomowy moment, w którym zaczęła się moja fascynacja Janis Joplin. Zaczęłam słuchać jej muzyki.

Po maturze wyjechała pani do Gdyni, uczyć się w studium przy Teatrze Muzycznym...

- Siedziałam przed telewizorem w domu w Bartoszycach i oglądałam fragmenty "Kolędy Nocki", wystawionej wówczas w Teatrze Muzycznym im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Postanowiłam, że chcę uczyć się w szkole, która działa przy tym teatrze. W liście motywacyjnym wpisałam, że muszę się dostać do tej szkoły, bo w innym środowisku umrę (śmiech). Maturę zdałam bardzo dobrze, ale wtedy liczyły się tylko egzaminy do szkoły. Nie dostałam się za pierwszym razem. Nie chciałam się przyznać do porażki. Okłamywałam wszystkich, że dostałam się do szkoły. Wiedziałam, że rodzice każą mi wrócić do domu albo iść na jakieś "normalne" studia.

Zostałam w Gdyni i pracowałam w chórze przy Teatrze Muzycznym. Zaczęłam wychodzić na scenę, prywatnie uczyłam się śpiewu u prof. Niny Karczewskiej. Do szkoły przyjęli mnie dopiero po dwóch latach. Ukończyłam ją z wyróżnieniem. Zostałam w Gdyni i spędziłam tam 10 lat.

Aż w końcu wyjechała pani do Warszawy, aby tam szukać szczęścia...

- Wcześniej był Radom. W musicalu "Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze" dostałam główną kobiecą rolę: narratorki. Później miałam już łatwiej. W Teatrze Komedia w Warszawie zagrałam główną rolę kobiecą Roksany (na zmianę z Katarzyną Skrzynecką) w spektaklu "Cyrano de Bergerac", do tekstu Ernesta Brylla, z muzyką Piotra Rubika.

Początki miała pani dobre...

- ... ale nie miałam stałej pracy. Wiedziałam, że jeśli chcę się utrzymać w Warszawie, muszę zdobyć etat w teatrze. Na przedstawienie "Cyrana" zaprosiłam więc Barbarę Borys-Damięcką, ówczesną dyrektor Teatru Syrena, a dziś panią senator. Chyba jej się spodobałam, bo już następnego dnia otrzymałam propozycję pracy. W Syrenie pozostaję szczęśliwie do dziś. Miałam okazję współpracować z wieloma wielkimi aktorami, m.in. Tadeuszem Plucińskim, Lidią Korssakowną, Zofią Czerwińską, Teresą Lipowską.

Wiem już, kiedy poznała pani piosenki Janis Joplin. A kiedy postanowiła pani je śpiewać?

- Byłam na imprezie, na której moja młodsza koleżanka aktorka zaczęła podskakiwać i nucić piosenki Janis. Od razu przypomniała mi się młodość. Pomyślałam: "Zaraz, zaraz, to ja chciałam śpiewać te piosenki". Miałam już uporządkowane życie osobiste i zawodowe. Wychowywałam dwie wspaniałe córki: Idalię i Julię. Powiedziałam sobie, że to ostatni dzwonek. Moje życie jest piękne, ale kiedy będę odchodziła z tego świata, nie będę miała satysfakcji, że zrobiłam coś, o czym zawsze marzyłam. Na drodze do tego marzenia pojawiło się mnóstwo ludzi, którzy, często bezinteresownie, postanowili mi pomóc: mój mąż Piotr, który pomógł mi w napisaniu scenariusza spektaklu, Daniel Wyszogrodzki i Maciej Mazan,

którzy brawurowo przetłumaczyli piosenki Janis Joplin, Redbad Klijnstra, który wspaniale wyreżyserował spektakl, Wojciech Kępczyński, który postanowił wprowadzić go do stałego repertuaru Teatru Roma, moja siostra Małgosia Litwin, która wzięła na swe barki nielekkie obowiązki menedżerskie, i wiele innych osób. Dwa lata trwało zdobywanie praw autorskich do piosenek. Po dwóch latach odbyła się premiera w warszawskim Teatrze Muzycznym Roma mojego monodramu "Moja mama Janis".

Nie bała się pani tak trudnego zadania?

- Piosenki Joplin są bardzo naturalne, a każda próba prostego naśladowania charyzmatycznej Janis skończyłaby się porażką. Zrobiłam dwie rzeczy. Po pierwsze, śpiewam je po swojemu, nie ścigając się z legendą. Po drugie, wplotłam piosenki w klasyczny monodram teatralny, który opowiada o współczesnej kobiecie, Polsce, matce i o jej niespełnionych i spełnionych marzeniach, a nie o Janis Joplin. Czy odniosłam sukces? Gram ten spektakl nieprzerwanie od ponad pięciu lat i zawsze przy pełnej widowni.

Nigdy nie wystąpiła pani w Bartoszycach.

- Bardzo chciałam. Kilka lat temu skontaktowałam się z dyrektorem Bartoszyckiego Domu Kultury Krzysztofem Piechnikiem, ale miałam wrażenie, że nie byłam dla niego osobą wiarygodną. Głupio mi się zrobiło, bo występowałam już z moim monodramem na największych scenach muzycznych w kraju, a okazało się, że w swoim rodzinnym mieście nadal jestem nikim. Coś takiego przeżywała niegdyś Janis Joplin. Kiedy zdobyła sławę, w swoim miasteczku została przyjęta bardzo źle. Było mi bardzo przykro, bo zawsze byłam dumna, że jestem z Bartoszyc. Nigdy nie miałam z tego powodu kompleksów.

Ma pani zaplanowane jakieś występy na ten rok w naszym województwie?

- Wystąpię na Olsztyńskich Nocach Bluesowych. Mam do tego miejsca szczególny sentyment. Właśnie tutaj spotkałam się po raz pierwszy z Janis Joplin i z bluesem, dlatego wystąpię z przyjemnością.

Jolanta Litwin-Sarzyńska

Urodziła się w Bartoszycach. Aktorka i wokalistka musicalowa, na co dzień związana z Teatrem Syrena w Warszawie. Laureatka Grand Prix na festiwalach piosenki francuskiej w Legnicy, Warszawie i Lubinie. Pomysłodawczyni, współautorka scenariusza oraz odtwórczyni głównej roli w monodramie muzycznym "Moja mama Janis", za którą otrzymała nagrodę publiczności za najlepszą rolę kobiecą podczas I Festiwalu Teatrów Muzycznych w Gdyni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji