Artykuły

Wrocław. Konrad Imiela: napad zmienił moje życie

W piątek odbył się proces dwóch dwudziestolatków oskarżonych o pobicie dyrektora Teatru Capitol Konrada Imieli, Łukasza Wójcika, aktora teatru, i dwóch studentów Uniwersytetu Wrocławskiego.

- Wrocław to moje ukochane miasto, byłem przekonany, że to bezpieczne miejsce do życia, i z tą wiarą w nim zamieszkałem. Nawet, prowokacyjnie, wybrałem okolice Trójkąta Bermudzkiego - wyznał w piątek Konrad Imiela, dyrektor Teatru Capitol, w sądzie, podczas procesu dwóch dwudziestolatków oskarżonych o pobicie jego, Łukasza Wójcika, aktora teatru, i dwóch studentów Uniwersytetu Wrocławskiego. - Mam 38 lat i nigdy dotąd nie spotkałem się tu z przemocą. Teraz już wiem, że to nie jest bezpieczne miasto - tłumaczył Imiela, który do dziś przechodzi rekonwalescencję. Miał złamany nos, pękniętą szczękę, kość jarzmową i jeszcze niewyleczone oko.

Wszystko było czerwone od krwi

Jak wynika z zeznań, jakie obaj aktorzy złożyli w piątek przed sądem, i z odczytanych przesłuchań oskarżonych, 22 czerwca zeszłego roku po godz. 1 w nocy Konrad Imiela wracał z kolegą z Teatru Capitol do domu. Michał M. i Tomasz P. (napastników być może było więcej) nie mieli na piwo, więc umówili się, że "pójdą na jakiś rozbój". Zeznawali, że łączył ich brak pieniędzy, a znali tylko swoje pseudonimy ("Klakson", "Gruby", "Siwy", "Łysy"). Pierwszy z oskarżonych - dotąd nie-karany - przyznał się w śledztwie do innego rozboju, dokonanego w tych samych dniach (napadli na studentów przy Wzgórzu Partyzantów), drugi był na zwolnieniu warunkowym. Siedział za włamania do samochodów. Na Imielę i Wójcika napadli na ul. Kościuszki, na wysokości Dworcowej.

Wyskoczyli z bramy, powalili aktorów na ziemię, bili i kopali przez kilka minut. Odzywali się półsłówkami: "bierz sikora, gdzie kasa". Zabrali aktorom portfele, zegarki i komórki. Gotówką - kilkadziesiąt złotych - podzielili się w bramie. Telefony zastawili w lombardzie. Łańcuszek z krzyżykiem wyrzucili do kratki ściekowej, bo wydał się im bezwartościowy. Łańcuszek nie był złoty, ale stary krzyż misyjny Konrad Imiela kupił za granicą za 500 dolarów.

Łukasz Wójcik się podniósł i podszedł do Konrada Imieli. Zobaczył, że twarz i biała koszula kolegi są zalane krwią, że jest nieprzytomny. Ocucił go i zaniósł na plecach do domu, żona wezwała pogotowie i policję. Imiela wiele tygodni spędził w szpitalu. Miał zmasakrowaną twarz. - A to moje narzędzie pracy, jestem aktorem - wyjaśniał w sądzie.

Łukasz Wójcik, który jest też realizatorem dźwięku, do dziś ma kłopoty ze słuchem. Przez 3 miesiące nie wychodził wieczorami. - Teraz późną porą zawsze wracam taksówką - tłumaczył.

Kilka dni po zdarzeniu nieznany mężczyzna przyniósł do domu Konrada Imieli dokumenty. W portfelu była m.in. legitymacja szkolna jego córki. Policja odzyskała też telefon Łukasza Wójcika.

Najpierw kopali, dziś się kajają

Na początku października policja zatrzymała Michała M. i Tomasza P. Mają 19 i 22 lata. Obaj oskarżeni przyznali się do rozbojów i wiele razy przepraszali wszystkich poszkodowanych. O tym, że napadli na dyrektora teatru, dowiedzieli się po kilku dniach. Tomasz P. ograniczał się do "przepraszam", Michał M. był bardziej wylewny: - Bardzo żałuję, proszę o wybaczenie, nie powoduje mną strach przed karą, naprawdę z całego serca żałuję - kajał się przed poszkodowanymi. Tłumaczył też, że chce wrócić do szkoły (skończył tylko gimnazjum), że przed zatrzymaniem podjął pracę na budowie i chce pomagać swoim rodzicom, którzy są w trudnej sytuacji materialnej. Napisał nawet list do Konrada Imieli, w którym wyrażał skruchę. Do aktora zwracała się też matka oskarżonego, która boi się, że jeśli jej syn nie dostanie kary w zawieszeniu, po powrocie z więzienia będzie już "po nim". Adwokat wnioskował w tej sprawie do prokuratora, uzasadniając, że Michał M. przyznał się do wszystkich rozbojów i że w areszcie zachowuje się nienagannie. - A 10-letnie zawieszenie będzie dla niego większą karą, bo najdrobniejszy konflikt z prawem spowoduje, że tam trafi - mówił obrońca Michała M.

Sędzia pytała poszkodowanych, co sądzą o przeprosinach. - Na list nie odpowiedziałem, bo dowiedziałem się, że to niejednorazowa sprawa - tłumaczył Imiela. - Przeprosiny przyjmuję, chciałbym wierzyć w ich dobre intencje. Mam nadzieję, że mają świadomość, iż nie tylko mnie pobili, ale i w kilka minut zmienili moje podejście do świata.

Ogłoszenie wyroku na początku marca. Oskarżonym grozi od dwóch do 12 lat więzienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji