Artykuły

Maja nasza kochana

Aktorstwo traktuje bardzo serio. Wybiera tylko takie role, które rozwijają ją jako artystkę i jako człowieka. MAJA OSTASZEWSKA, aktorka Teatru Rozmaitości w Warszawie opowiada, jak przekraczanie granic w sztuce pozwala odkrywać siebie.

Sukces: Wychowałaś się w rodzinie buddystów, sama jesteś buddystka. Czy to wpływa na twoją optykę aktorską?

Maja Ostaszewska: To wpływa na optykę w ogóle. Na to, jak żyje. Ale tak jest chyba z każdą drogą duchową, jeśli się ją traktuje serio. I kiedy się pracuje na tej drodze.

Sukces: My mamy dziesięć przykazań. Czy jako buddystka czułaś się dziwnie w naszym kraju?

M.O.: Owszem, nieraz zdarzało mi się czuć obco... Dziś jest lepiej, mamy bardziej wolne społeczeństwo, żyję w tolerancyjnym środowisku. Natomiast jako dziecko nieraz doświadczyłam dyskryminacji. Byłam jedyną dziewczynką w klasie, która nie chodziła na religię, i dzieci potwornie mi z tego powodu dokuczały.

Sukces: Jak ty, osoba zupełnie innego wyznania, obserwujesz dzisiejszy katolicyzm w Polsce? Lubisz papieża?

M.O.: Do papieża, tej religii i filozofii mam ogromny szacunek. Nie podoba mi się natomiast, kiedy Kościół wtrąca się do polityki państwa, kiedy próbuje narzucić całemu społeczeństwu swoje poglądy. Przerażają mnie ruchy nietolerancyjno-dewocyjne. To wszystko, co jest związane z Rydzykiem, z Jankowskim... To jest straszne.

Sukces: Myślisz, że filozofia buddyjska pomaga na scenie?

M.O.: Na pewno praktyka buddyjska pomaga mi w tym zawodzie, w którym bez przerwy mamy do czynienia z trudnymi emocjami, ambicjami, stresami i potrzebą akceptacji. Czasem pojawia się frustracja, zazdrość i tak dalej. Medytując i pracując z własnym umysłem, uczymy się dystansu do siebie. Kiedy czuję, że pojawiają się we mnie trudne emocje, buddyzm daje mi narzędzie, żeby się im przyjrzeć i przepracować. Rozpuścić je, a nie rozbudzać.

Sukces: Czym jest dla buddysty sukces?

M.O.: Nie wiem. Mogę powiedzieć, czym jest dla mnie. Stawiamy sobie różne cele w życiu i jeśli uda się nam je osiągnąć, to są to właśnie sukcesy.

Sukces: Dla katolika ostatecznym sukcesem jest dostać się do nieba...

M.O.: W ten sposób porównując, można powiedzieć, że dla buddysty to jest osiągnięcie oświecenia dla dobra wszystkich istot. Tylko czy to można nazwać sukcesem? Powiedziałabym, że to można nazwać wolnością.

Sukces: A słowo kariera?

M.O.: Nie wiem, co ono oznacza dla buddysty (śmiech). Ciekawe, że w naszym kraju często słowo "kariera" kojarzy się pejoratywnie. Kariera na świecie to jest po prostu twój zawodowy rozwój i nie ma w tym nic złego. I prawdę mówiąc, staram się tak to traktować. Dla mnie jest to poczucie, że rozwijam się zawodowo. Że moja praca przynosi wymierne efekty.

Sukces: Jaki masz stosunek do swojej kariery?

M.O.: Żyjemy w kraju, w którym aktorzy nie są rozpieszczani, i myślę, że jeśli ktoś zachłystuje się chwilą sukcesu, jest niemądry. To wszystko jest płynne. Miałam taki moment w swojej karierze, kiedy dostałam bardzo dużo nagród: dwie w Gdyni, Paszport "Polityki", Złotą Kaczkę, Feliksa i inne. I to był ważny moment, przyjemny i dowartościowujący. Dał mi fajnego kopa do dalszej pracy. To był sygnał, że to, co robisz, jest ważne dla innych, dla publiczności, środowiska czy też krytyki. Ale zawsze miałam świadomość, że w naszym kraju nie idzie za tym dużo ciekawych propozycji. Że również uznanie może się skończyć. To jest naprawdę ciężka praca.

Sukces: Miałaś taki moment, kiedy nie starczało ci do pierwszego?

M.O.: Tak. Nieraz, oczywiście.

Sukces: Czego uczą takie momenty?

M.O.: Pokory. Na szczęście nigdy nie było tak źle, żebym musiała się zastanawiać nad zmianą zawodu. Mam szczęście być w bardzo dobrym teatrze, więc nawet jeśli nie mam propozycji filmowych, to mam scenę, gram, daje mi to satysfakcję i radość.

Sukces: Czyli uprawiać ten zawód, aby się nie nudzić i być szczęśliwym?

M.O.: Myślę, że on też bardzo wiele uczy. Jeśli uprawia się go uważnie i spotyka z ciekawymi reżyserami, to można się wiele nauczyć o samym sobie i o innych.

Sukces: Co znaczy "uważnie" uprawiać aktorstwo ?

M.O.: Dla mnie wiąże się to z decyzjami dotyczącymi teatru, zespołu, z którym mamy pracować. Dotyczy to decyzji spotkań z reżyserami i materiałem, który daje szansę pracy na głębokim, a nie powierzchownym poziomie. Pracy, która rozwija nas jako aktorów i jako ludzi.

Sukces: Czego się o sobie dowiadujesz w teatrze?

M.O.: Poznaję przestrzeń, jaką mam w sobie, i swoje ograniczenia. Kiedy przekraczamy swoje granice, okazuje się, że jest w nas miejsce na zaskakujące uczucia i myśli. To poszerza horyzonty i powiększa tolerancję dla innych.

Sukces: A czy to prawda, że w każdym jest wszystko? Małgorzata Braunek, też buddystka, powiedziała nam, że wszystkie uczucia są w nas, tylko musimy je znaleźć. Czy jak je już raz odnalazłaś, to wystarczy jedno drgnienie, by je przywołać? Czy siedzi z nami teraz Maja z dwudziestoma postaciami, które nosi w plecaku?

M.O.: Myślę, że trochę tak jest. Oczywiście to zależy również od tego, co tak naprawdę chcemy w sobie odkryć. Wiele zależy od naszej odwagi. No i od tego, jakie cechy są w nas najsilniejsze.

Sukces: Ale ty chyba nie jesteś zaszufladkowana? Możesz zagrać demona, ale też słodką dziewczynę.

M.O.: W szkole byłam trochę zaszufladkowana, bo zawsze grałam te bardziej demoniczne i ostre. Albo lady Makbet, albo generałowa w "Platonowie...". W "Kto się boi Virginii Wolf" grałam Martę, a nie Żabcię, i tak dalej. Tak naprawdę dopiero filmy pomogły mi w wyjściu z szuflady. W "Przystani" i przede wszystkim w "Patrzę na ciebie Marysiu" Łukasza Barczyka grałam ciepłe kobiety.

Sukces: Poszłabyś do wróżki?

M.O.: Nigdy nie byłam u wróżki.

Sukces: Dlaczego? Boisz się?

M.O.: Nie, nie boję się. Nawet ostatnio się zastanawiałam, czy z ciekawości nie pójść. Ale bardzo lubię mieć poczucie, że to, jak się toczy moje życie, zależy ode mnie. Nie chciałabym usłyszeć np., co się zdarzy za pięć lat, bo nawet nieświadomie mogłabym się na to zaprogramować.

Sukces: Nie wierzysz w przeznaczenie?

M.O.: Wierzę. Ale to, że pewne rzeczy są nam przeznaczone, nie zwalnia nas z pracy nad swoim życiem.

Sukces: Chciałabyś wiedzieć, co ci grozi?

M.O.: Jestem osobą, która generalnie woli wiedzieć niż nie wiedzieć. Ale wydaje mi się, że naprawdę my sami możemy wiele zmieniać w swoim życiu.

Sukces: Czujesz się panią własnego losu? Możesz powiedzieć: "Tak, ja decyduję"?

M.O.: Nie zawsze, bo nie jestem wystarczająco silna i mądra...

Sukces: A czy aktor może powiedzieć, że jest panem własnego losu?

M.O.: Oczywiście nie do końca, bo my jesteśmy ludźmi, których się wynajmuje, ale zawsze mogę zdecydować, czy chcę przyjąć proponowaną rolę.

Sukces: A w życiu codziennym?

M.O.: Jestem panią swojego losu w tych okolicznościach, jakie mi się przytrafiają. Kiedy coś do mnie przychodzi, mogę zdecydować, czy w to wchodzę, czy nie. Stawiam sobie cele i do nich dążę. Biorę odpowiedzialność za swoje decyzje - te dobre i te, które okazały się błędne.

Sukces: A które na przykład uważasz za złe? Krytykowano cię, że wzięłaś udział w reklamie "Avanti"... ^

M.O.: Szum wokół tej reklamy wydaje się dość zabawny. Zresztą poza negatywnymi momentami odebrałam wiele miłych sygnałów. To, że aktorzy czy osoby publiczne w dzisiejszych czasach biorą udział w reklamach, wydaje mi się normalne.

Sukces: Czemu mówi się o obciachu, kiedy aktor występuje w reklamie?

M.O.: My w Polsce raczej wolimy się żenować niż się czymś zachwycić, wolimy coś skopać niż to dowartościować. Mamy dziwny rodzaj satysfakcji, kiedy ktoś znany da nam pretekst do przyczepienia się. Myślę, że to wynika z frustracji. Oczywiście skłamałabym, mówiąc, że w ogóle nie spodziewałam się krytyki. Zrobiłam tę reklamę, ponieważ potrzebowałam pieniędzy. Nie zareklamowałabym czegoś, co uważałabym za szkodliwe. To była bardzo sympatyczna reklama. Sama lubię kupować sobie ubrania, jak mam zły nastrój albo po prostu - ochotę.

Sukces: Zrobiłabyś to po raz drugi?

M.O.: Tak. Traktuję tę reklamę jak rodzaj premii. Na to, że chcieli akurat mnie, ciężko zapracowałam. Nie jest tak, że prosto ze szkoły zaczęłam grać w reklamach.

Sukces: A myślisz, że z każdego można zrobić dobrego aktora?

M.O.: Nie. Można zostać dobrym rzemieślnikiem.

Sukces: Ale można zostać artystą?

M.O.: Bywać. Są takie momenty, kiedy wykraczamy poza jakiś schemat, który sobie przygotowaliśmy. W teatrze czy w filmie to są takie chwile, gdy gramy i w pewnym momencie (to się zdarza bardzo rzadko i daje wielką satysfakcję) czujemy, jakbyśmy byli rodzajem medium, naczyniem, przez które przepływa energia. Jakby to, co się zdarza, nie zależało od nas, tylko przez nas przepływało.

Sukces: Skąd to coś wypływa?

M.O.: (śmieje się) Z przestrzeni.

Sukces: Sztuka jest przekraczaniem granic w sobie?

M.O.: Dobra sztuka przekracza wszystko.

Sukces: A czy to przekroczenie w aktorstwie podobnie otwiera cię również na muzykę?

M.O.: Nie. Uwielbiam muzykę, ale jestem tylko słuchaczem. Zęby coś przekroczyć, musiałabym być muzykiem.

Sukces: A sztuki plastyczne? Co wywołują w tobie obrazy?

M.O.: One mnie inspirują. Już od bardzo wczesnych lat rodzice uczyli nas, mnie i moje rodzeństwo, wrażliwości na sztukę. Zarażali nas nią.

Sukces: To należy dawać dzieciom?

M.O.: Tak myślę. Trzeba oczywiście być bardzo uważnym i nie wciskać dziecku wszystkiego na silę. Są rodzice, którzy koniecznie chcą zrobić z dziecka geniusza. Dziecku trzeba też dać odrobinę wolności i pozwolić mu na zamiłowanie do kiczu i różowych rajstopek. Powinno się jednak pokazywać dzieciom to, co rozwijające i inspirujące. To właśnie pozytywny bagaż, który będą potem nosiły w plecaku.

Sukces: Gdybyś miała wytłumaczyć dziecku, jaki jest świat tu i teraz, co byś powiedziała?

M.O.: Pewnie na początku mówiłabym o samych rzeczach dobrych. To daje siłę na przyszłość i poczucie mocy. Daje też wiedzę, że bardzo wiele od nas zależy i że mamy dużo różnych możliwości. Dopiero potem powiedziałabym, że jest też na świecie cierpienie, głód i nędza. Bo myślę, że dziecka nie należy utrzymywać w bajce, w poczuciu, że jest tylko dobrze, aby nie przeżyło potem szoku, nie czuło się okłamane i umiało sobie radzić z problemami.

Sukces: Wolisz poddawać się życiu, godzić się z nim, czy buntować?

M.O.: To może iść w parze. Pogodzenie ze sobą i światem daje ogromną siłę i energię twórczą. Kiedy patrzę na najwyższych nauczycieli buddyjskich, widzę, że są pogodzeni, ale nie są pasywni. Mają nieprawdopodobną energię.

Sukces: Rozchorowałaś się tuż po premierze Warlikowskiego, ale mimo to wyglądasz na bardzo zadowoloną.

M.O.: Zawsze po premierze wpadam w euforyczny stan. To coś w rodzaju ulgi poporodowej. Krzysztof jest fascynującym reżyserem, pracowałam ze świetnymi, twórczymi aktorami, zintegrowaliśmy się z zespołem. Zdarzało mi się wybudzać ze snu z myślą o scenach czy dialogach. I kiedy już pokazaliśmy gotowy spektakl, zalała mnie euforia i taki dziwny rodzaj smutku.

Sukces: Zdarza się, że ta praca boli? Nawet fizycznie?

M.O.: Jasne! Po pierwsze, dlatego że jestem bardzo krytyczna wobec siebie! Szczególnie na etapie przygotowywania roli. Zawsze strasznie się z nią zmagam. Zmagam się z tą postacią, która we mnie dojrzewa. Staram się dotknąć sedna, prawdy o postaci. Muszę ją poznać i zrozumieć. I nie zawsze przychodzi to łatwo. To długi, żmudny proces.

Sukces: To trochę tak jak z poznawaniem drugiego człowieka? Potencjalnego przyjaciela?

M.O.: Zależy od roli, bo czasami trafiamy na taką, która jest nam bliska. Jak z ludźmi. I wtedy chcemy, żeby te postacie się w nas rozsiadły i zostały. Gorzej jest z takimi, które od początku odrzucamy, nie lubimy ich i nie rozumiemy. I to jest bardzo trudne, bo moim zdaniem nie można zrobić dobrze roli, jeśli się z nią nie zacznie współodczuwać. Jeśli się jej nie zrozumie. Zakładam, że wszystko, co ta postać robi, nie jest z założenia złe. Każdy człowiek walczy o swoje szczęście. Jeśli postępuje źle, to może dlatego, że jest nieszczęśliwy.

Sukces: To zupełnie jak we współżyciu z ludźmi. Zdarza się, że niektóre role "rozsiadają się" w tobie na dłużej?

M.O.: Wolałabym nie. Bo można się nabawić schizofrenii (śmiech). Profesjonalizm polega także na tym, żeby umieć wychodzić z ról. Miałam takie role, z których naprawdę ciężko mi było wyjść. Na przykład Klara w "Stosunkach Klary" Krystiana Lupy. Ta rola strasznie dużo mnie kosztowała. To postać, która w trakcie trwania spektaklu przechodzi proces autodestrukcji. I ja musiałam to wiele razy na sobie przećwiczyć. Miałam wtedy kłopoty ze spaniem i źle się czułam.

Sukces: Zwariować można!

M.O.: Ale aktor świadomie pozwala sobie na taką wyprawę i świadomie jest w stanie z tego wyjść.

Sukces: Zdarzyło ci się zagrać lesbijkę. Czy przekraczanie własnej orientacji seksualnej na scenie jest szczególnie trudne?

M.O.: Granie lesbijki nie różni się przecież niczym od grania osoby hetero-seksualnej.

Sukces: Ale aktorzy niechętnie przyjmują takie role...

M.O.: To przez nietolerancję i stereotypy panujące w naszym kraju. Dla mnie orientacja seksualna nie jest problemem i naprawdę jest mi obojętne, czy ktoś będzie mnie uważał za osobę homo-, czy heteroseksualną.

Sukces: A nagość? Czy jest tylko kostiumem na scenie?

M.O.: Jeśli nagość służy historii, jest jej potrzebna, godzę się na takie role. Myślę wtedy. "Tak, jestem człowiekiem i mam ciało. Opowiadam nim o ludziach".

Sukces: A gdybyś była gruba i z cellulitem, to rozebrałabyś się?

M.O.: Nie wiem, ale bardzo chciałabym mieć siłę i akceptację swego ciała, żeby to zrobić. Podziwiam aktorki, które się na to godzą. Jako kobieta jestem im wdzięczna. One pokazują nam, ze mamy prawo do naturalnego, nie silikonowego ciała.

Sukces: Co się czuje po zrobieniu sceny erotycznej ?

M.O.: Jeśli ma się partnera, który nie wykorzystuje sytuacji, tylko jest skupiony na temacie, czuje się satysfakcję, jeśli scena się uda. Nigdy nie grałam scen erotycznych z kimś, kogo nie lubię, kto zachowuje się nieodpowiednio. Gdybym miała grać scenę miłosną z kimś, kto jest dla mnie odpychający lub przekracza granice aktorstwa, pewnie bym się wycofała. Ważne jest dla mnie chronienie siebie.

Sukces: Można powiedzieć, że to nieprofesjonalne!

M.O.: Tak, ale życie jest ważniejsze od zawodu. Trzeba myśleć o sobie przede wszystkim jak o człowieku, potem jak o aktorze.

Rozmawiały: Karolina Korwin Piotrowska i Agnieszka Prokopowicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji