Artykuły

Worek z mąką jako lalka

Dowodem na to, że przedstawienie trafiło w gust i potrzeby młodego widza jest zainteresowanie, z jakim przedszkolaki go oglądały - o spektaklu "Skąd się wzięły Katarzynki" w reż. Emilii Betlejewskiej w Teatrze Lalek Zaczarowany Świat w Toruniu pisze Sylwia Lichocka z Nowej Siły Krytycznej.

Każdy, kto w Toruniu był dłużej niż chwilkę, zna legendę o tutejszej piernikowej specjalności - Katarzynkach. A każda legenda, by zostać dobrze zapamiętaną, musi być opowiadana w wyjątkowo atrakcyjny sposób lub nieskończoną ilość razy. A najlepiej, gdy połączymy te dwie metody i otrzymamy spektakl, który będzie krzewił znajomość legendy zarówno wśród małych, jak i dużych dzieci. Maluchy bowiem potrafią przyswajać dużą ilość wiedzy napływającą do nich z różnych źródeł, nie są jednak w stanie zapamiętać wszystkiego. Dlatego niezwykle cieszy fakt, że toruńskie Katarzynki zostały przedstawione w tak interesujący sposób przez Teatr Zaczarowany Świat i dzięki temu w kolejnym pokoleniu torunian żywa będzie legenda o wyjątkowych pierniczkach.

Trzech aktorów, w strojach przywodzących na myśl staropolską odzież mieszczańską, snuje opowieść o czasach im współczesnych, w których to najsmaczniejsze pierniki w całej Polsce piecze mistrz Bartłomiej. Lecz owego dnia piekarnia jest zamknięta i nie można kupić pysznych ciasteczek, bowiem ślub bierze Katarzyna, córka mistrza Bartłomieja. Trzech piekarzy, oczekując na wypiek ciasteczek, zapoznaje widza z legendą posługując się przedmiotami, które znajdują się w zasięgu ich rąk.

Bardzo ciekawym rozwiązaniem scenograficznym okazało się użycie obszernego prostopadłościanu o drewnianych krawędziach i ścianach z płachty materiału, którą można było przesuwać niczym zasłonę na każdej ze ścian albo nawet odpiąć i połączyć z krawędzią sceny - dzięki temu tworzyło się tło z białego płótna, składające się z trzech identycznych prostokątnych płaszczyzn, o długości całej przestrzeni scenicznej. Tak przygotowana przestrzeń była wręcz idealna do zastosowania techniki teatru cieni, która to w toku spektaklu pojawiała się kilkakrotnie.

Zaś pierwszy raz w scenie otwierającej spektakl, w której to możemy posłuchać muzyki przenoszącej nas w epokę staropolską i obserwować taniec cieni w jej rytm. Melodia, skoczna i wpadająca w ucho, angażuje widzów, którzy mimowolnie ją wyklaskują. Zwłaszcza, że na widowni zasiadały przedszkolaki, przyzwyczajone do tego typu aktywności teatralnej. Tak więc kontakt między sceną a widownią nawiązany został już na samym początku. Później płynnie toczy się opowieść o czeladniku Bogumile zatrudnionym w piekarni, jego odwzajemnionej miłości do Kasi i ich wspólnej rozpaczy wynikającej z braku przyzwolenia na związek. Przełomowym momentem jest scena uratowania pszczoły z Wisły przez Bogumiła (po jego nieudanej próbie samobójstwa).

W podziękowaniu za ratunek pszczoła zdradziła Bogumiłowi przepis na wyjątkowe pierniki, które ten upiekł z okazji przyjazdu króla do Torunia. Swój kształt zawdzięczały miłości młodych kochanków - były to bowiem dwa serca i dwie obrączki, które to zlały się w jedno podczas wypiekania ciastek. Król zachwycony smakiem pierniczków i ujęty historią miłości Bogumiła do Katarzyny zarządza nazwanie ciasteczek jej imieniem i ślub młodych. Tak oto miłość zwyciężyła, a na jej pamiątkę do dziś dnia zostały nam pyszne pierniczki. Jedyne, czego mogło brakować w tym spektaklu, to aromatu pierników unoszącego się w powietrzu.

Genialnym pomysłem było użycie worków z mąką jako lalek teatralnych. Okazały się wdzięcznym materiałem do animowania - nie wymagając dodatkowej charakteryzacji, prowadzone przez aktorów w żywym planie, pomagały opowiedzieć historię. Z jednej strony w każdym momencie mogły na powrót stać się workiem mąki, z drugiej, były elementem całkowicie integralnym zarówno w sensie scenograficznym, jak i logicznym - akcja działa się przecież w piekarni. W podobny sposób użyte zostały woreczki z przyprawami, za sprawą których do życia powołane zostały myszki.

Król zaś powstał z worka z mąką, do którego wetknięto łopatę do wkładania chleba do pieca. Wszystko, co można by znaleźć w piekarni stało się materiałem do stworzenia lalek. Na szczególną uwagę zasługują też modulacje głosu dokonywane przez aktorów (Damian Droszcz, Adrian Działdowski, Tomasz Sauszczyk), dzięki czemu mogliśmy usłyszeć popiskiwania myszek, surowość i determinację Bartłomieja, tubalny głos króla czy dziewczęcy głosik Katarzynki. Panowie bezbłędnie ogrywali przedmioty znajdujące się na scenie, nawet w przypadku ewentualnych niezaplanowanych wypadków, jak spadająca zasłona czy worek z mąką. Dopełnieniem całości są projekcje multimedialne, dziś już nieodzowne w teatrze. Interesującym zabiegiem było posłużenie się nimi w celu przedstawienia króla i jego świty.

Dowodem na to, że przedstawienie trafiło w gust i potrzeby młodego widza jest zainteresowanie, z jakim przedszkolaki go oglądały. Razem ze mną na widowni siedziała grupka około czterdziestu, może nawet pięćdziesięciu pięciolatków, którzy z niezwykłą uwagą i skupieniem śledzili wydarzenia sceniczne. Żywo reagowali na żarty, klaskali do rytmu, komentowali wydarzenia, jednak ani przez moment nie zauważyłam na ich twarzach znużenia czy zniecierpliwienia. Wręcz przeciwnie - oczka świeciły im się z zainteresowania i tak jak ja, nie zauważyli czasu, który umknął im w tym zaczarowanym miejscu. Ach, gdyby jeszcze ten aromat pierników można było poczuć...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji