Artykuły

Próby zapisu

Prezentujemy dziś jedno z najciekawszych polskich przedstawień ostatnich lat: "Umarłą klasę", "seans dramatyczny" Tadeusza Kantora w krakowskim teatrze Cricot 2. Premiera odbyła się w piwnicy Galerii Krzysztofory 15 listopada 1975, a spektakl, prezentowany w wielu już miastach (m. in. we Wrocławiu podczas Fe­stiwalu Dramaturgii Polskiej w maju 1976 i w stolicy podczas Spotkań Warszaw­skich w grudniu 1976) został w całości sfilmowany przez Andrzeja Wajdę; mate­riału filmowego, niezmontowanego jeszcze, nie mogliśmy niestety wykorzystać przy opracowywaniu zapisu.

Sam Kantor również nie spisał pełnego scenariusza swego spektaklu, jak to uczy­nił w wypadku {#re#}"Kurki wodnej"{/#} (por. "Próby zapisu", "Dialog" nr 8/1973). Ze stosu jego notatek, fragmentów tekstu i innych karteluszków wybraliśmy opis postaci "Umarłej klasy", wiernie i bardzo plastycznie oddający ich wygląd, choć część tyl­ko postaci uwzględnia; oddaje ten opis ponadto znakomicie klimat i tonację całości, sugestywnie "zaraża" nimi czytelnika.

Resztę notatek Kantora wykorzystuje w swoim opisie spektaklu Jan Kłossowicz. Wolał on jednak nazwać ten opis scenariuszem odtworzonym z gotowego przed­stawienia, postzapisem scenariusza. A to dlatego, że na plan pierwszy mimo woli wysuwają się tu teksty wypowiadane przez aktorów i znaczenia, które niosą, gdy tymczasem w spektaklu - przeciwnie - znaczą przede wszystkim elementy wi­zualne, plastyczne i ruchowe, oraz foniczne i rytmiczne, teksty zaś cofają się jakby na plan dalszy, ich warstwa semantyczna staje się nieostra, "wyciszona".

Dopiero lektura ujawnia również, jak wiele z tych tekstów stanowi urywki z "Tumora Mózgowicza"; mogłoby się wręcz wydawać, że opisano jeszcze jeden witkiewiczowski spektakl Kantora. Tymczasem "Umarła klasa" w swoim pełnym kształcie teatralnym nie ma nic już z Witkacym wspólnego, nie nasuwa nawet skojarzeń z tym pisarzem. I słusznie w "Postaciach 'Umarłej klasy'" podkreśla Kantor, że "byłoby nierozsądną pedanterią bibliofila starać się znaleźć owe braku­jące fragmenty dla pełnej 'wiedzy' o przedmiocie fabuły sztuki". Bo w cytatach z "Tumora" nie chodzi o "Tumora", lecz o to, że postacie "podejmują jakieś role jakiejś sztuki", ale "być może żadna sztuka nie jest grana".

Opis może więc sugerować nieco inny charakter i sens spektaklu, niż ma rze­czywiście "Umarła klasa" - i trudno zrównoważyć tę mylącą sugestię, trzeba by na to zrezygnować z przytoczenia tekstów, które mówią aktorzy. Wy­pada zatem jedynie zwrócić na całą sprawę uwagę czytelnika - i prosić go, aby przy lekturze sam wprowadził odpowiednią poprawkę w swojej wyobraźni. (Red.)

Scenariusz przedstawienia, postzapis

Kompozycja spektaklu "Umarłej klasy" dzieli się na trzy części, ale grany jest on bez przerw.

CZĘŚĆ PIERWSZA

"I l u z j o n"

Prostokątne miejsce do gry jest wyraź­nie wydzielone sznurami. Wąski, długi prostokąt z przodu i z prawej otaczają widzowie. Lewy, dłuższy bok zamyka ściana, z tyłu, za ciemną zasłoną, wejście dla aktorów. W ten prostokąt jest wpi­sany drugi - tworzą go cztery rzędy zbitych ze sobą, drewnianych, ciemnosza­rych, prawie czarnych, szkolnych ławek (Kantor nazywa to "wrakiem"). Z brzegu, zbity z takich samych desek, wiejski klo­zet - wucet ("gdzie po raz pierwszy poznawało się smak swobody"...). Obok, w krześle - czarno ubrany manekin z woskową twarzą - Pedel. Na sali dość ciemno, ale miejsce gry oświetlone jest dokładnie. Światło białe, jednolite, bez żadnych zmian i odcieni.

Wygląda to jak izba lekcyjna w małym miasteczku. Tylko wszystko w niej jest szare i czarne, a książki i zeszyty rozpadają się w pył. Manekin Pedla wzmacnia jeszcze bardziej sugestię, że czarna klasa jest atrapą, zewnętrznym kształtem czegoś, co naprawdę istniało dawniej.

W ławkach stoi dwanaścioro starusz­ków. Wszyscy ubrani czarno, jak na po­grzeb, ubrania zmięte, staroświeckie, me­loniki, figurki pokręcone. Twarze białe i szarawe, patrzą wprost, tępo, pustym wzrokiem. Cisza.

"S i a d a n i e", "N i e m e p r o ś b y", "P a l c e"

Wewnątrz sznura otaczającego klasę stoi Kantor, w "prywatnym" czarnym ubraniu, spogląda na staruszków, odwra­ca swoją długą twarz, podnosi rękę jak dy­rygent. Staruszkowie siadają w ławkach. Cisza. Znowu gest dyrygenta. Jeden z nich podnosi palce. Potem drugi, trzeci, następny. Coraz szybciej. Wreszcie wszys­cy podnoszą palce z pytaniem, wstają w ławkach, wychylają w jednym kierunku, tam, gdzie w klasie zwykle stoi nau­czyciel.

Zamarła grupa staruszków wyrywają­cych się z pytaniami ze szkolnych ławek wygląda jak nieznany rysunek Bruno Schulza. Taka też jest i "zewnętrzna" - "plastyczna" i "literacka" stylistyka całe­go widowiska.

"N a g ł e w y j ś c i e"

Znak dyrygenta. Staruszkowie zrywają się z miejsc i kolejno, szybko znikają za kotarą. W opustoszałych ławkach pozo­staje tylko Staruszek Nieobecny z Pierw­szej Ławki. Po chwili wraca Staruszek Ekshibicjonista i wyciąga go ze sobą. Pauza.

"Wielkie entrée", "Parada", "Umarłe dzieciństwo", "Powrót do wraku"

W wejściu zjawiają się nagle wszyscy Staruszkowie niosąc manekiny. Każdy trzyma niemal wyrastający z ciała ma­nekin - siebie samego - chłopca w czarnym szkolnym mundurku, z białą dzie­cinną buzią. Przez chwilę stoją nierucho­mo, zastygli. Potem ruszają gwałtownie do przodu, w pochód dokoła ławek. I na­gle - dziwnie potężne i wspaniałe - takty z drugiej frazy walca "François". Idą ocho­czo, ale pokręceni, niezgrabni, rachityczni - dźwigają swoje dzieciństwo. Podskaku­ją, ruchy są urywane, nieskładne. Trzy­krotnie okrążają klasę, zanim razem z manekinami siądą w ławkach. Nierucho­mieją, koło każdego tkwi martwy kadłu­bek z chłopięcą twarzyczką.

"L e k c j a 'S a l o m o n'"

Pierwszy odzywa się Obcy (Green z "Tumora Mózgowicza"): "Co wiemy o kró­lu Salomonie?" Inni powtarzają. Zaczy­nają się dalsze pytania i odpowiedzi:

co wiemy o królu Salomonie? (powtarzanie)

król Salomon...

rozmiłował się...

w kim się rozmiłował król Salomon?

w mnogich...

niewiastach obcego rodu.

jakie to były niewiasty?

moa... bitki

W tym czasie Staruszek Eskhibicjonista zostaje przez dwóch innych porwany do kąta i postawiony na wucecie. Potem koledzy ściągają mu spodnie. Staruszek Ekshibicjonista wypina się. Przez cały czas lekcji świeci jego naga pupa.

"C h e d e r"

Wszyscy są z powrotem w ławkach.

Tempo pytań i odpowiedzi narasta. Przechodzi w krzyk i zgiełk. Wymachi­wanie rękami. Staruszkowie wołają:

ammo... nitki

idu... mejki

he... tejki

sydomitki

ammonitki sydomitki idumejki moabitki

Gest dyrygenta. Tempo zmniejsza się. Dwie spokojniejsze kwestie:

król Dawid...

Co zrobił król Dawid?

I znowu Staruszkowie-Uczniowie prze­krzykują się pośród milczących maneki­nów:

Król Dawid z e s t

m'tata (m'tata) zesrał

się twój tata...

Król Dawid zestarzał się!

Korona Dawida! Absalom zelżył Dawida!!!

Gdzie arka, gdzie arka?

Przez Cedron, przez Jordan

Absalom zelżył Dawida

Przez Cedron, przez Jordan, gdzie arka gdzie arka?

Kto utopił oszczep w sercu Absaloma?

gdy jeszcze drgał wisząc na dębie????

Wrzucili go w lesie do dołu!!!

Absalomie, Absalomie!!

Wrzucili go do dołu!

Kto go wrzucił do dołu?

Dawid!!!!

Na rozkaz Dawida!

Absalomie, Absalomie

Dawid płacze! Absalomie, Absalomie!!!

Dawid płacze!

"C h e d e r"

Powtarza się zgiełk i hałas. Wykrzy­kują hebrajskie abecadło:

kumeo - alef - u

alef - alef - alef

kumec - bejs - bu

bejs - bejs - bejs

gimmel dalet du / haj zajn wuf / hes

tes jit kuf huf / lamet zames szin

"Ostatnie złudzenia",

"Wielki toast"

Wykrzykiwanie abecadła przechodzi w zbiorową melodeklamację wraz z zawo­dzeniem idącym z głośnika. Staruszkowie wpadają w trans, kołyszą się w ławkach. Potem wszyscy wstają i zawodzą coraz mocniej, w zapamiętaniu, jakby chcieli przekrzyczeć czy zaśpiewać śmierć.

"L e k c j a n o c n a"

Gest dyrygenta. Milknie głośnik i wszyscy się uspokajają. Teraz spośród gromady Staruszków zaczynają się wy­raźniej wyodrębniać poszczególne posta­cie. Siwy Staruszek wychodzi z ławki i włazi do sławojki; to Staruszek w Wuce­cie, a jednocześnie Tumor Mózgowicz. Siedząc na klozecie, w swoim zmiętym pogrzebowym ubranku, mówi kwestie z "Tumom Mózgowicza":

Rypię całą parą. Bary biorą się za bary, wrastają w siebie i w pryskach ognia strząsają pyłki w zaświatowej burzy. Przeklęta kultura! Kto każe mi udawać. Po prostu rzygać się chce. Vomito negro.

Odpowiada mu Prostytutka Lunatyczka (jednocześnie - Izia z "Tumora"). W czar­nej sukni, rozmamłana, łazi "po ulicy", odsłania pierś, pokazuje uda:

mama pyta czy panu czego nie potrzeba?

STARUSZEK W WUCECIE

Trzeba mi byka, rydwanu, bezbrzeżnych pól i twoich niebieskich oczu, Iziu.

PROSTYTUTKA LUNATYCZKA-IZIA

Niech się pan uspokoi. Ja wiem wiele...

Przez cały czas, wokół Mózgowicza w klozecie i wypinającej biust Izi-Prosty­tutki Lunatyczki, krąży milczkiem Staru­szek z Rowerkiem (Ojciec Tumora). Ma­ły, przygarbiony, ciągnie za sobą dziwacz­ny, poskładany na opak dziecinny ro­werek - coś, jakby un objet trouvé na śmietniku. Kiedy narasta tempo dialogu i gesty Lunatyczki stają się coraz bar­dziej wulgarne, Staruszek z Rowerkiem przechodzi ze swoim żelastwem w bieg wokół klasy. Jednocześnie z tłumu po­staci wysuwa się na pierwszy plan Ko­bieta za Oknem. Z rozpuszczonymi wło­sami, ubrana w czarną bufiastą suknię, w ręku trzyma przez cały czas lufcik, zasłaniając nim twarz. Patrzy przez szybę, któ­ra symbolicznie i fizycznie dzieli ją od pozostałych osób. Z początku jej gesty są miękkie, płynne, jakby wyrażające zdzi­wienie. Potem stają się coraz bardziej gwałtowne, aż w końcu zza lufcika zaczy­na wykrzykiwać coś, co przypomina pro­testy i złorzeczenia (Kobieta za Oknem jest też Balantyną Fermor z "Tumora".)

"P o g r ą ż e n i e s i ę w s e n"

Stopniowo gesty wszystkich stają się coraz wolniejsze, leniwe, klasa uspokaja się i wszyscy wracają na swoje miejsca obok manekinów.

"M a j a c z e n i a h i s t o r y c z n e"

Staruszkowie zaczynają najpierw sennie, potem coraz częściej i głośniej wykrzy­kiwać szkolne porzekadła, zapamiętane z lekcji historii i łaciny:

W którym roku głowa Kapeta?

w którym roku głowa Kapeta???

Królowa Bona umarła!!!!

A gęsi kapitolińskie?

a gęsi kapitolińskie????

Hannibal ante portas!!!

IDY MARCOWE

IDY MARCOWE!!!!!!

et tu Brute contra me??

jam nie z soli ani z roli!

ALEA JACTA EST!

Galia est omnis divisa in partes tres

W tym czasie dwóch Staruszków-Ucz­niów niepostrzeżenie wychodzi i wraca, wnosząc dwie brudne pierzyny. Za nimi wchodzi kulawy Staruszek-Repetent (któ­rego prowadzi na długich lejcach inny Staruszek - z Ławki) i wysuwa się przed pierwszy rząd ławek.

Robi się straszliwe zamieszanie. Łaciń­skie i polskie cytaty łączą się ze sobą, przechodząc w zbiorowy bełkot. Prze­rzucanie pierzyn, wrzaski, bieganie wo­kół ławek, przepychanie się. Kobieta za Oknem przez cały czas krąży na boku patrząc przez swój lufcik. Gest dyrygen­ta. Wszyscy wracają do ławek. Siadają na miejscach obok manekinów. Cisza.

"Lekcja gramatyki"

Repetent stoi przed klasą. Mówi:

Podczas mówienia dokonują się w jamie ust­nej różne ruchy. Rozmaicie układają się WARGI do głoski A - a inaczej do E, a zgoła ina­czej do U!!!! Całkowicie zwierają się, by po­tem gwałtownie się rozewrzeć - przy głosce B lub P. Koniec języka w yraźnie drży uderza­jąc o dziąsła kiedy wymawiamy R, a zwija się swym przodem i cofa nieco w głąb jamy ustnej, pozostawiając otworem jej boki, przy L. Warga dolna zbliża się widocznie do górnych zębów przy W.

Różne części jamy ustnej pracują w rozmaity sposób przy wymawianiu głosek. Dlatego nazy­wa się je NARZĄDAMI mowy. Są to: WARGI, ZĘBY, DZIĄSŁA, PODNIEBIENIE TWARDE i MIĘKKIE zakończone języczkiem, na koniec - JĘZYK, w którym można wyróżnić - przód, środek i tył.

Narządy mowy znajdują się także poza jamą ustną. Są nimi: WYDECH, który wychodzi z płuc pod wpływem działania przepony brzusz­nej - do TCHAWICY, której...

"K l e k s y f o n e t y c z n e"

Siedzący spokojnie obok manekinów Staruszkowie zaczynają się wiercić. Na­rasta niepokój. Wykład o narządach mo­wy wywołuje jakby fizyczne podniecenie Staruszków, którzy wprowadzają swoje własne organy głosowe w ruch. Robi się z tego drażniąca kompozycja głosowa o niespokojnym, złamanym rytmie i kako­fonicznej, zgrzytliwej melodyce (coś jak­by przeciwieństwo pojawiającego się daw­niej słodkiego walca "François"):

wyst rr bzyrk FUMCEKAKA

wyst r brk FUMCEKAKA

bystry wyrk FUM CE KA KA

strk brk

trk zrk

wrk strk

wyrke bzyrke

byrke wzyrke FUMCEKAKA

zyrke wyrke FUMCEKAKA

wyrk bzyrk FUM CE KA KA

bystry wyrk

rzyszczy ścieg

rzyszczy rzyścieg

rzyszczy bzyrkścieg

szczyrkścisk rźyszczy

szczyrkścisk szczyszczy

szyszczy rźyszczy

bzyrk wyrk FUMCEKAKA

byrk wzyrk FUMCEKAKA

bzyrkekeke FUM CE KA KA

bzyrkekeke

bzyrkekeke

bzyrke ke ke

perepere

perepere

perepere pee re

Do kompozycji muzycznej stopniowo do­łączają się gesty. Potem głosy cichną.

"M i n y"

Staruszkowie zaczynają się do siebie wykrzywiać i przedrzeźniać. Odymają wargi, marszczą się, zezują, wydymają policzki, podnoszą palcami nosy do góry. Robią sobie nawzajem gębę. (To po pupie Staruszka Ekshibicjonisty - drugi - waż­ny "cytat" z Gombrowicza). Jest w tym zarazem jakby kwintesencja powrotu do niedojrzałości - dzieciństwa. Ale jedno­cześnie, przez cały czas, wśród wygłupia­jących się Staruszków trwają zastygłe, dziecinne twarzyczki manekinów.

"L e k c j a w o j e n n a", "W y z w i s k a"

Za mimiką twarzy, stopniowo, coraz szybciej ożywiają się całe ciała, aż wresz­cie zrywająca się w ławkach gromada wygląda, jakby wymachując rękami pły­nęła w swoim tonącym "wraku" po coraz bardziej wzburzonej wodzie. Zaczynają się wrzaski:

m'tata

m'tata

zesrał się

twój tata

m'tata

m'tata

kapą go!

nie! nie!

tak, tak!!

bij go w gruczoł!

nie, nie!

tutaj, tutaj!

bęc go w migdał

żeby krzyk dał!

m'tata

m'tata

m'tata

m'tata

Na moment przed katastrofą - gest dyrygenta - dzwonek - wszyscy wybie­gają z ławek (w zamieszaniu zabrany zo­staje manekin Pedla, którego zastępuje aktor). Znikają za kotarą w głębi. W ław­kach siedzą tylko manekiny - dzieci wpatrzone niewidzącymi oczami gdzieś w przestrzeń. Pauza.

"E n t r é e S p r z ą t a c z k i"

Z kąta, gdzie przez cały czas siedziała niezauważona, podnosi się Sprzątaczka. Wielka chuda baba (gra ją mężczyzna), ubrana w złachmanioną, czarną suknię i opadający na ucho, ni to damski, ni to jakiś mundurowy kapelusz. Zabiera się do sprzątania. Polega to na rozrzucaniu zetlałych książek i zeszytów, na pogłę­bianiu rozpadu tej klasy umarłych. Robi też porządek z manekinami - kilka, któ­re leżały z lewej, na podłodze, usadza w ławkach. Zamiata. Rozrzucając papiery i śmieci wznosi kłąb kurzu. Wreszcie roz­siada się na ławce. Wyciąga gazetę z 1914 roku i zaczyna ją czytać:

Apteka konstantego wiśniewskiego poleca tabletki własnego wyrobu.

Tania kuchnia dla bezrobotnych.

Na ulicach Sarajewa stolicy Bośni

Serb, nazwiskiem Gawryło Princip,

w haniebny sposób zamordował

następcę tronu Arcyksięcia

Franciszka Ferdynanda... wraz z małżonką...

Cesarz Wilhelm II zarządził powszechną mobilizację w cesarstwie niemieckim...

No! to mamy wojnę...

Z krzesła zrywa się Pedel. Staje na baczność, salutuje i zawodząc, jak dziad pod kościołem, śpiewa hymn austriacki:

Boże wspieraj, Boże ochroń

nam cesarza i nasz kraj.

Tarczą wiary rządy osłoń,

państwu jego siłę daj.

Brońmy przodków naszych koron

Zwróćmy wszelkich wrogów cios,

Bo z Habsburgów złączon tronem

jest na wieki Austrii los!

Śpiewając hymn Pedel rusza do wyj­ścia. (W innej obsadzie tekst ten bywał śpiewany w niemieckim oryginale):

Gott erhalte,

Gott beschütze

Unsern Kaiser, unser Land!

Mächtig durch des Glaubens Stutze

Führ' Er uns mit weiser Hand!

Lass uns Seiner Väter Krone

Schiren wider jeden Feind:

Innig bleibt mit Habsburgs Throne

Osterreichs Geschick vereint!

Sprzątaczka biegnie za Pedlem. Po chwili wraca, niosąc jego manekin, który sadza na krześle. Z głośnika słychać teraz "Majaczenia historyczne". Sprzątaczka ucieka z klasy.

"M a s z y n a R o d z i n n a", "P o r ó d",

"K o ł y s k a M e c h a n i c z n a"

Staruszkowie wracają do klasy. Tym razem nie jest to zwarta grupa. Kilku z nich (Podofilemiak, Obcy i Zwyczajny Staruszek) wlecze Staruszka w Wucecie (Tumora Mózgowicza), sadza go w tymże wucecie i zaczyna męczyć. Staruszek-Tu­mor miota się jak na torturach. W tym czasie Staruszek z Rowerkiem (Ojciec Tumora) zwraca się do niego:

"Über transfinite Funktionen im alef - di­mensionałen Raume, Professor Tumor von Mózgowicz". O, jakże mądrym jesteś, sy­neczku! I tylko za to tak cię uszlachcili. Miałem sen. A mnie wyrzucił stróż, taki mały, stary i słaby jak mucha. A twarz miał taką, jak nasz Burek, tylko ludzką.

Staruszek w Wucecie odpowiada mu wijąc się w męce:

Na nic nigdy nie miałem czasu, nawet na miłość. Lecz czymże jest miłość dla mnie? Dzieci moje rosną. Syn niedługo zda maturę, córka już wcale nieźle całkuje równania róż­niczkowe, a ja nie mogę nawet odpocząć. Gdybym choć był religijnym. "Aber mir, keine Marter ist erspart", jak mówił Franz Jozef.

Na ostatnich słowach Staruszka w Wu­cecie nowa grupa Staruszków wciąga Ma­szynę Rodzinną - dziwaczny przyrząd, przypominający skrzyżowanie fotela gine­kologicznego z narzędziem tortur, służą­cym do rozciągania nóg delikwenta. Trze­cia grupa Staruszków zaczyna pogoń za Kobietą z Mechaniczną Kołyską (Rozhulantyną). Rozhulantyna zostaje schwytana i powleczona do Maszyny Rodzinnej. Krzyczy: "Mówiłam wam, Józefie, żeby­ście się szanowali. A on znowu chodzi!" Układają ją na Maszynie - rozkraczo­ną - na wprost widzów. Staruszek z Ro­werkiem (Ojciec Tumora) woła do niej: "E - niechże już ta ostatnia para wyj­dzie ze mnie w dobrym towarzystwie. A jaśnie pani zdrowa?" Rozhulantyna odpo­wiada mu, rozkładając się na maszynie: "Jak byk parowy!" I zanosi się śmie­chem. Teraz, już przez cały czas akcji, Staruszek w Wucecie i Kobieta z Mecha­niczną Kołyską prowadzą - on z Wuce­tu, ona z Maszyny - dialog dalszego ciągu sceny z aktu I "Tumora Mózgowicza". Po słowach Rozhulantyny: "...jak myślę o tym, to chce mi się rozprysnąć w jakąś magmę nie z tego świata" - za­czyna działać Maszyna, rozsuwając i zwie­rając jej nogi. W tym momencie Sprzą­taczka wnosi Mechaniczną Kołyskę. Jest to drewniana skrzynka przypominająca bardziej kształtem dziecinną trumienkę. Przy każdym ruchu Kołyski poruszającej się razem z Maszyną Rodzinną słychać ponury, kościany stukot obijających się wewnątrz tej trumny-kołyski dwóch drew­nianych kul. Ruchy Staruszki z Mecha­niczną Kołyską rozpiętej na Maszynie stają się coraz szybsze i gwałtowne - poród i umieranie, poród i umieranie, po­ród i umieranie.

Kobieta z Mechaniczną Kołyską mówi (tekst Rozhułantyny): "Ja chyba nie prze­żyję tego szczęścia. Och, czemuż nie mo­gę być króliczycą!" Staruszek (Tumor) odzywa się ponuro z wucetu: "Pamiętaj o białej króliczycy, która do śmierci ro­dziła marengowate koty. Raz jeden tylko zdradziła swego białego męża." Starusz­ka z Mechaniczną Kołyską odpowiada wśród spazmu przechodzącego w śmiech: "Biedna mózgownica! Liczby wyjadły ci całą szarą materię, Tumorze!"

"W i e l k i e s p r z ą t a n i e"

Wchodzi ponownie Sprzątaczka, która gra teraz Śmierć. W ręku trzyma miotłę­kosę, którą miecie szeroko po całej klasie. Za każdym ruchem któryś ze Staruszków pada. Wciąż słychać obijające się w ko­łysce-trumnie kule. Grupy Staruszków skupionych wokół Maszyny i Wucetu rozpierzchają się. Śmierć szaleje. Po każ­dym machnięciu Staruszkowie lecą na podłogę. Inni zaczynają uciekać wokół ławek. Jeden ze Staruszków mówi tekst Maurycego z I aktu "Tumom": "Bo papuś to pisze wiersze... Iziu zadeklamuj." Pro­stytutka Lunatyczka (Izia) mówi wierszyk, który w oryginale Witkiewicza wygląda tak:

Był mały zarodek w cienistej oddali,

Ktoś trącił przypadkiem, ktoś spojrzał ukradkiem

I śliczna wyszła dziecina.

Najprzód ochrzcili, potem nazwali, Nazwali ją Ylajali.

Był mały koteczek, zielony kłębeczek

Zjadł na śniadanie w oddali.

Ktoś trącił ukradkiem, ktoś spojrzał przypadkiem,

Potem okropnie płakali.

Prostytutka Lunatyczka wypowiada go staccato, z przerwami i powtórzeniami, przez cały czas uchylając się przed mio­tłą-kosą Sprzątaczki-Śmierci:

był mały zarodek w cie / był mały zaro / był mały, był mały, był mały zarodek był, był był / w cienistej / ktoś trącił, ktoś trącił przypadkiem / ktoś spojrzał / ktoś trącił / ktoś, ktoś BYŁ MAŁY zarodek w cienistej oddali ktoś trącił przypadkiem / przypadkiem Ktoś / ktoś / i śliczna wyszła / i śliczna / ktoś / ktoś / ktoś spojrzał, ukradkiem / i śliczna wyszła dziecina / i śliczna wyszła / najprzód ochrzcili potem nazwali / najprzód, najprzód / nazwali ją Ylajali / Ylajali / Ylajali / Ylajali / Ylajali /

Był mały koteczek, zielony kłębeczek zjadł na śniadanie / ktoś trącił ukradkiem ktoś spojrzał / potem okropnie / potem okropnie płakali /

Z ostatnimi słowami Prostytutka Luna­tyczka pada. Na podłodze leżą już wszyscy Staruszkowie. Pauza. Znak dyry­genta. Jeden ze Staruszków unosi głowę i mówi tekst Alfreda z aktu I "Tumora Mózgowicza", toczy się "kłótnia rodzinna" między leżącym: Staruszkiem-Alfredem i Prostytutką-Izią a Tumorem w Wucecie i Rozhulantyną na Maszynie Rodzinnej aż do kwestii Tumora: "Tak dobrze było i tak się wszystko popsuło". Po słowach Rozhułantyny: "Za późno!" wstaje Obcy (Green) i mówi: "Zdaje się, że w porę przybywam". Wszyscy Staruszkowie pod­noszą się z podłogi i siadają w ławkach.

"L e k c j a 'P r o m e t e u s z'"

Manekiny i Staruszkowie siedzą w ławkach. Jeden z nich wychodzi przed kla­sę biorąc na siebie rolę nauczyciela. Ge­stem każe wstać uczniowi. Zaczyna go pytać. Pozostali podpowiadają.

STARUSZEK NAUCZYCIEL Prometeusz. (cisza. Strach. Ufnie, łagodnie) Prometeusz. (nie traci ufności) Prometeusz! (niecierpliwie wyciąga palce) Prometeusz!!! (Staruszek ­Uczeń nie wie) Pro me te usz.

INNI STARUSZKOWIE (podpowiadają) Wątro­ba. (z różnych stron) Wątroba, wątroba, wątroba!!! Wątroba Prometeusza, nooo!!!

STARUSZEK-UCZEŃ (automatycznie) Wątroba Prometeusza... (i na odwrót) Prometeusza wątroba... (siada chyłkiem)

Pauza. Chwila ciszy.

STARUSZEK-NAUCZYCIEL (rezygnuje z dal­szych wiadomości ucznia. Zadaje drugie py­tanie) A nos Kleopatry... (wyczekująco) Kleopatry. (skanduje) Kleopatry.

STARUSZEK-UCZEŃ (w popłochu) Co z nosem Kleopatry? (szuka ratunku wokół) No, co z tym nosem??

INNI (pomagają, dają znaki, pokazują, wołają) Nos, noos, noooos!!!! Kleopatry!

STARUSZEK-UCZEŃ (usiłuje jakoś tym nosem manipulować) Nooos Kleo pa try, noos... (siada szybko)

STARUSZEK-NAUCZYCIEL (niezmordowany w wynajdywaniu tematów) A pępek świata... (widać, że jest u kresu cierpliwości) NO! pępek świata!

STARUSZEK-UCZEŃ (jąka się, w strachu pa­trzy wiernie jak pies w Staruszka-Nauczy­ciela, ale, cofając się, chce być jak najda­lej od niego. Mówi zapewniająco) Pępek. (cofa się) Pępek, (robi minę, że już ma od­powiedź na końcu języka) Pępek, (czuje się wystarczająco bezpieczny, ale napięcie wy­ładowuje w histerycznym wołaniu) Pę­pek - pępek - pępek! (i w epileptycznym rzuceniu się na ziemię, gdzie powtarza beł­kocąc) Pępekpepek pępek pępek pepe... (po czym najspokojniej wraca na swoje miej­sce)

STARUSZEK-NAUCZYCIEL (widzi, że nie prze­lewki, pyta) A pięta Achillesa? Szybko! Vite! Vite! (teraz wyrzuca już lawinę py­tań, upaja się - encyklopedycznie, w eufo­rii - woła dalej) Pięta Achillesa! A żebro Adama? A ucho? A palec! A oko, a włos, włos! Pięta, pięta...

Dla Staruszka-Nauczyciela pięta staje się oczywista, konkretna, urasta, puch­nie - jak u Gombrowicza.

STARUSZEK-NAUCZYCIEL (wrzeszczy) Pięta! Pięta!!!!!

Staruszkowi-Uczniowi udziela się eks­cytacja Staruszka-Nauczyciela. Widać, że ta pięta jest jak objawienie, wniebowstą­pienie pięty.

STAKUSZEK-UCZEŃ Pięta! pięta!!!

Wrzeszcząc zdejmuje but i wystawia nagą piętę. Rodzi się powszechna obsesja pięty. Wszyscy miotają się w podnieceniu.

STARUSZKOWIE (wrzeszczą) Pięta, pięta, pięta, pięta...

STARUSZEK (nagle trzeźwieje i pyta) A dla­czego właśnie pięta?

INNY STARUSZEK A dlaczego Achillesa? Dla­czego pięta, a nie cała noga????

Następuje powszechna konsternacja i klasa się uspokaja.

STARUSZEK-NAUCZYCIEL (pedantycznie i sa­dystycznie zaczyna pytać dalej) Żebro Adama! noo! A palec? A co z uchem?? Ucho!!!! (wrzeszczy)

Maarsz!!!! (pokazuje Staruszkowi Ucznio­wi, że ma iść do kąta. Ten posłusznie ma­szeruje i staje z boku) Maarsz!!!! (wrzesz­czy znowu wskazując na innego Staruszka, ten również idzie do kąta)

Pozostali Staruszkowie zaczynają pod­powiadać.

STARUSZKOWIE Igielne... Ucho igielne... Przez ucho igielne...

STARUSZEK-UCZEŃ (kompletny osioł) Kto przez ucho igielne??

STARUSZKOWIE (podpowiadają) Wielbłąd. Wielbłąd!!!

STARUSZEK-UCZEŃ (tak samo tępo) Kto przez ucho igielne???

STARUSZKOWIE (podpowiadają) Wielbłąd. Wielbłądy!! (zaczynają krzyczeć) Pustyyyy-nia!!!! Przez ucho!

STARUSZEK-UCZEŃ (powtarza nieprzytomnie) Wielbłąd. Wielbłąda, wielbłądem, o wiel­błądzie... (wrzeszczy) Wielbłądy!!!

Teraz krzyczeć i miotać się zaczynają wszyscy. Następuje ogólne rozprzężenie.

STARUSZKOWIE (krzyczą) O wielbłądy! wielbłądami! na wielbłądach! O wielbłądy!

Wielbłądy są na wszystkie sposoby od­mieniane, a deklinacja przechodzi w płaczliwe zawodzenie, jęki, biadolenia. Staruszkowie-Uczniowie sprawiają wraże­nie, jakby się żarliwie i zarazem z roz­paczą modlili. Staruszek-Nauczyciel usiłu­je opanować sytuację. Przybiera postawę prowadzącego śledztwo, sędziego. Wznosi rękę wydając wyrok. Prostuje palec. Na­gle woła: "Ale wróćmy do palca!!'" Po­wtarza: "Palec, palec!!" Jego wzniesiony palec staje się wyodrębniony, autonomicz­ny, jak u Gombrowicza, wydaje się, że rośnie - ponad klasą. Staruszek-Nauczy­ciel powtarza w transie: "Palec. Czyj palec? Czy jeden tylko palec?"

Jego podniecenie udziela się wszyst­kim. Staruszkowie w ławkach zaczynają, skandować deklinację palca:

Palcem go dotknął... Szaleństwo! Dotknął palcem!

Z palca, ani palcem,

pod palcem, między palcami,

w palcu!! Palcem...

Palcem, palca, palcem, palcu,

palce, palcom, palce, palca, palce, palca...

Wszyscy zrywają się z miejsc. Wznoszą krzyk, jak toast. Walc "François" z głośni­ka. Dyrygent daje znak - jeszcze moc­niej. Głupi walc robi się znowu wspa­niały. Z tłumu wyrywa się teraz Obcy (Green). Krzycząc: "jeszcze chwila, a bę­dzie za późno!" biegnie do wucetu. Sprzą­taczka biegnie za nim i usiłuje go stam­tąd wyciągnąć za włosy. Obcy zaczyna przemawiać, ale zacina się jak zepsuty adapter. Jego "W i e l k a m o w a", to monolog Greena z aktu I "Tumom Móz­gowicza", znów mówiony z zacięciami i powtórzeniami:

musisz pani, musisz, musisz pani, musisz pani wybierać, cały wszechświat, musisz pani, on nie może, on może, on on on może zmie­niać, on nie może zmieniać obowiązującej, może, nie może obowiązujące matematyki, zmieniać, nie może zmieniać, musisz pani wybierać między nim a córką, on może wszystko, on nie może, on, ja znam, ja nie mogę, on może on nie może, on może od alefów, wszechmoc, on, jego, jemu, jego wszechmoc jest, jest zupełna, nieskończoność, musisz pani w imieniu, on, jego wszechmoc, ale dla całej kultury.

Staruszkowie przerywają mu:

My już wszystko to przeszliśmy,

my się kręcimy w miejscu.

My już nie możemy więcej,

z nami jest bardzo źle,

Oddalcie stąd tego pana,

oddalcie stąd tego pana.

Z nami jest bardzo źle,

My już nie możemy więcej

I znowu zacinający się solista:

musisz pani, dla dobra całej kultury

on może, on nie może

tylko dla fantazji tej dzierlatki

może wszystko

Na to Staruszkowie:

My już dłużej nie możemy

Z nami jest bardzo źle

Wrzeszczą:

Oddalcie stąd tego pana.

oddalcie stąd tego pana!!!!!

Obcy opanowuje się i zaczyna mówić normalnie: "W imieniu wszystkich do­tychczasowych ideałów ludzkości musimy to powstrzymać." Staruszkowie uspokaja­ją się. Obcy prostuje się jeszcze bardziej dumnie i władczo: "Jestem profesor Green z Em Si Dżi Eu (dalszy ciąg kwe­stii także z "Tumom Mózgowicza"). Wska­zuje Prostytutkę Lunatyczkę (Izię), roz­kazuje: "Na automobil z nią i jazda na piątą szybkość!" Rozhulantyna wrzeszczy: "Ratunku!!!" Staruszek z Rowerkiem (Ojciec Tumora) podrywa się posłusznie i ochoczo: "Na piątą szybkość?" - pyta cieniutkim głosikiem i porywa Izię, uwo­żąc ją na swoim kalekim rowerku-auto­mobilu. Green mówi spokojnie: "Spełniłem swój obowiązek". Na co, z oddali, Staru­szek z Rowerkiem woła do Staruszka w Wucecie (Tumora): "Widzisz, syneczku, na co ci przyszło, a mówiłem zawsze: nie przeciągaj nitki, bo pęknie!" Izia krzy­czy: "To jest jakiś okropny sen!"

Kobieta za Oknem, która przez cały czas stała na trzeciej ławce i spoglądała, jak zawsze, przez swój lufcik, zwraca się do wszystkich (kwestia Balantyny Fer­mor z aktu I "Tumora"):

A wy, dzieci, idźcie się przejść. Dzień jest cudowny. Taka wiosna, w powietrzu. Puszki zielenią się na drzewach. Widziałem nawet dwa motyle, cytrynki, które zbudzone ciepłem opuściły swe larwy i robiły łamane kółka w przesyconym zapachami powietrzu. Nie wiedzą, nieszczęśliwe, że kwiatów jeszcze nie ma i że czeka je śmierć głodowa.

"M a j ó w k a"

Staruszkowie posłusznie wstają i grze­cznie zaczynają chodzić parami wokół ła­wek. Potem podskakują i biegną - "do ostatecznego, śmiertelnego wyczerpania". Stopniowo ich ruchy stają się coraz po­wolniejsze. Wszystko się uspokaja. Moment bezruchu. Aż do znaku dyrygenta.

CZĘŚĆ DRUGA

"K o n s z a c h t y z p u s t k ą"

Staruszek Podofilemiak odwraca się nagle i kiwa na Staruszka z Rowerkiem. Z tajemniczą, poważną miną szepcze coś do niego. Podofilemiak zwraca się do Obcego jak gdyby komunikując mu jakąś fatalną nowinę i tłumacząc swoją kata­strofalną sytuację. Obcy (w istocie obo­jętny na cudze nieszczęścia) udaje zainteresowanie, a potem zdecydowanie wy­raża odmowę i niechęć zajmowania się tą sprawą. Staruszek z Rowerkiem jeszcze raz zwraca się do Podofilemiaka, ale ten, wściekły, że zaplątał się w tę sytuację, coś mu gwałtownie nakazuje. Staruszek z Rowerkiem podejmuje nagle postanowie­nie i ucieka z klasy. Wszystko to obser­wuje Staruszek w Wucecie, wyraźnie na­stroszony, węszy jakąś intrygę. Niespo­dziewanie swoje podejrzenia kieruje na Kobietę z Mechaniczną Kołyską, która przez cały czas spokojnie rozdziela wkoło zagadkowe, automatycznie powtarzające się uśmiechy. Staruszek w Wucecie sroży się jeszcze bardziej, spluwa w stronę Kobiety z Mechaniczną Kołyską, prycha rozpryskując ślinę. W końcu, roztrzęsiony, opuszcza klasę. Sytuacja nadal pozostaje jednak niewyjaśniona i dwuznaczna. W tym momencie podnosi się w ławce Ko­bieta za Oknem (jakby uważała, że na­deszła pora zdemaskowania winnego) i wskazując Staruszka Ekshibicjonistę woła: "To ty! To on! To wszystko ty! Ohyda!" Zaniepokojony Staruszek Ekshibicjonista postanawia wykazać swoją niewinność: zaczyna biec wokół ławek z twarzą wy­rażającą ufność i spokój. Kobieta za Oknem traci kontenans, cofa się i coś bełkoce. Staruszek Ekshibicjonista biega coraz bardziej niewinnie. Kobieta za Oknem stara się wszystkich o czymś prze­konać, ale nikt nie słucha, jej twarz za szybą wykrzywia się od strachu. Z ławki podrywa się Obcy i biegnie za triumfu­jącym Staruszkiem Ekshibicjonistą, chce się czegoś od niego dowiedzieć; ten wy­licza mu jakieś szczegóły, widać bardzo ważne, bo obaj biegnąc gestykulują z wielkim ożywieniem. Obcy przypomina so­bie, że zostawił w ławce swego sparali­żowanego kolegę. Zawraca po niego i te­raz już we trójkę biegną gestykulując. Paralitykowi jednak podskakuje w biegu bezwładna noga, wobec tego zostaje przez dwóch pozostałych wypchnięty z klasy. Natomiast oni ruszają zdecydowanie ku Kobiecie z Mechaniczną Kołyską, która wciąż rozdziela uśmiechy. Wyrzucają z ławki Staruszka Nieobecnego, siadają po obu stronach Kobiety i biorą ją w krzy­żowy ogień jakichś pytań. W tym mo­mencie Staruszek Nieobecny podnosi się z ziemi koło ławki i wypowiada jedyne w tej sztuce swoje zdanie: "jeszcze chwila panie kacie", po czym, zrezygnowany, ma­cha ręką i chwiejąc się na sztywnych nogach - wychodzi. Kobieta z Mecha­niczną Kołyską niespodziewanie krzyczy: Fumcekaka! Fumcekaka! Przerażeni Sta­ruszkowie odskakują od niej wołając: bzyrkeke, bzyrkeke... A potem kolejno uciekają. Klasa pustoszeje. W drugiej ław­ce zostaje tylko Prostytutka Lunatyczka, która przez całą tę scenę siedziała w som­nambulicznym uśpieniu, ze wzrokiem u­tkwionym w próżni, oraz spokojnie teraz siedzący Staruszek Podofilemiak. Nagle Prostytutka Lunatyczka odwraca się ku niemu ze złowieszczym i zmysłowym uśmieszkiem. Staruszek Podofilemiak, jak chłopiec, przerażony tym wybuchem ero­tycznej zachłanności, sięga pod ławkę, chwyta tornister i ucieka. Prostytutka Lunatyczka tkwi dalej w ławce ze swoim dziwnym uśmiechem. I teraz widać, że w ostatniej ławce został jeszcze jeden niedobitek - Staruszek Zwyczajny. Cisza. Słychać tylko obijające się kule.

W drzwiach pojawia się Sprzątaczka­-Śmierć. Ciężkim krokiem rusza ku Sta­ruszkowi Zwyczajnemu, brutalnie wycią­ga go z ławki i wywleka. W opusto­szałej klasie zostaje tylko, wciąż uśmie­chając się zagadkowo - Prostytutka Lu­natyczka - być może ona była właśnie wszystkiemu winna.

"P o g r z e b"

Znak dyrygenta. Z głębi, do sali wkra­czają Staruszkowie jako kondukt pogrze­bowy albo jakaś demonstracja. Każdy trzyma wielką, białą chustkę do nosa. Moczą te chustki w wodzie. Żałują ko­goś czy siebie. Zaczynają wypominki. Rozłożone na głosy brzmi to jak jakaś niesamowita litania:

Jeszcze tak niedawno temu

Jeszcze trawa nie porosła

śmierć ją skosiła

od miesiąca już leży w ziemi

a mówiłem ślub majowy

grób gotowy

nie było jej sądzone dożyć

Zeszłego roku na wiosnę

nawet nie przypuszczał że to

będą jego ostatnie imieniny

O ANTELCIA SZYBKO ZA NIM POSZŁA

O a Stryjenka Mila

też jej zabrakło

A kulawa Adela

nie przetrzymała zimy

całe życie była chorowita

A nasz kuzyn FELIKS

tak się go zawsze żarty trzymały

odkąd go zabrakło nie ma już po co tu

przychodzić

jeszcze na wiosnę był z nami

kto by przypuszczał że to tak

szybko pójdzie

za wcześnie nas odszedł

mógł jeszcze pociągnąć

a Ciocia Leoncia

i ona odeszła na wieki

śmierć ją zabrała w kwiecie wieku

widzę ją jeszcze jak żywą

jakby była jeszcze z nami

miała ładną pogodę

tonęła w kwiatach

nieśli ją główną aleją

wyglądała jak żywa

jej już tam dobrze

a my musimy się tu męczyć

w dobrym miejscu leży

u wujowstwa grobowiec się

obsunął dali ją do Antosia

Wyzionął ducha

zasnął w Panu

odszedł na wieki

opuścił ten padół płaczu

wydał ostatnie tchnienie

zmarło się biedaczce

osierociła nas w nieutulonym żalu

nieodżałowanej pamięci

Nie ma go już wśród nas

odszedł na zawsze

już nigdy go nie zobaczymy

Do klasy wbiega Repetent Roznosiciel Klepsydr. Rozdaje wszystkim wielkie czar­ne klepsydry z białym napisem: Józef Wzgrzągiel. Staruszkowie tworzą zwartą rozmodloną grupę. Twarze mają zasłonię­te klepsydrami. Odczytują ogromną listą nazwisk zmarłych - apel poległych.

Pelagja Sito Antoni Piechnik

Basia Wyporek Karol Opioła

Józek Wrona Ignac Oprych

Marcin Pokorny Waldek Ogar

Szczepan Paluch Zenek Mundała

Jasiu Michnik Witek Żądło

Wojtek Martyka Julka Żelach

Leoś Pieronek Leon Żmija

Emilka Migoń Janek Żych

Teoś Pietryka Łudwiś Żyguła

Błażej Pietras Alicja Żuber

Helka Wylęgała Karol Ziontek

Pelagia Szurek Stefa Zapiór

Grzegorz Michta Gienek Ziaja

Halina Migoń Jakub Zabiegał

Bronka Mikrut Jan Marucha

Jędrek Matela Staszek Buzia

Hela Maglera Józef Kąkol

Paweł Łoboda Franek Nalepa

Józef Lichwała Stefa Kanapa

Wikta Legutko Lidia Sęk

Staszek Kurtyka Teofil Zimny

Franciszek Kusiak Hela Żyła

Józef Kopeć Kasia Kukuła

Wiktor Kondelka Franciszek Macioł

Ludwik Kapała Józek Matysik

Wiktoś Plichta Antoś Luberda

Wincenty Piszczek Felek Habura

Jan Potępa Florek Bieda

Emil Partyka Magda Stryczek

Tomek Śliwa Józef Chachura

Joanna Furgał Wincenty Chlipała

Julia Dymur Marcin Cholewa

Rozalia Czop Feliks Chmuro

Paweł Garguła Wiktor Ciapa

Wincenty Habela Witold Chwała

Felicja Kabaj Karol Cichy

Pelagia Krzyk Adam Czubała

Mila Kutyba Teodor Drążek

Jolanta Kurcz Filip Dybał

Walenty Ligęza Ksawery Dyczek

Szczepan Piecuch Ambroży Dzierwa

Franciszek Smoleń Alicja Fąfara

Błażej Gawlas Alojzy Florek

Szymon Glonek Michał Franczak

Jasiu Kalata Onufry Gugała

Józek Kapota Jasiek Gurbiel

Matylda Klocek Emilka Gwizdała

Marta Matysik Adolf Gzyl

Lucek Samolej Feliks Hajduga

Józef Sojka Aniela Homola

Weronika Ślęczek Apolonia Ignaś

Maryś Talaga Szczepan Zubek

Albin Cabaj Agnieszka Buś

Ciągnie się to nieznośnie. Aż do gra­nic wytrzymałości widzów. Gest dyrygen­ta. Walc.

"O r g i a s y m u l t a n i c z n a"

Staruszkowie porzuciwszy klepsydry ko­tłują się w ławkach, rzucają się na siebie - obszczaja rukopaszniaja schwatka. I zno­wu robi się z tego, jak we wszystkich poprzednich scenach, kompozycja rucho­wa, gdzie nie ma nic przypadkowego, gdzie pozorny bezład (wciąż śledzony przez spacerującego wkoło Kantora) jest w istocie symultanicznie prowadzoną ak­cją pomiędzy poszczególnymi wykonaw­cami (postaciami), która stopniowo, jakby ze szkolnej bójki na pauzie, przechodzi w scenę z II aktu "Tumom".

Jest to parafraza spotkania Tumora z dzikimi Malajami na wyspie Timor. Na razie podczas "orgii" dwóch Staruszków zostaje rozebranych do naga. Wśród czarnych figurek wyrastają dwie gołe postacie chudzielców, ubranych tylko w cielistego koloru slipy, z przyczepionymi do tych slipów i zrobionymi z takiego samego materiału, smutno zwisającymi, ogromnymi kutasami. To Patakulo-Senior i Patakulo-Junior (z "Tumora"). Staruszek w Wucecie (Tumor) woła:

czuję nienasycenie tak potworne,

że mózg mi w kaszę gorącą zamienia!

Zawołać tu Anak Agonga

Patakulo!!!

Staruszkowie chwytają Patakula-Senio­ra i unoszą w górę. Tumor krzyczy dalej:

ja jestem Tumor I, władca Timoru, syn nieba i ognistej góry,

a ty jesteś tylko cieniem cienia wobec

mojej białej potęgi!!!

Prostytutka Lunatyczka (Izia) zanosi się od śmiechu. Tumor strzela i zabija Patakula-Seniora. Potem odwraca się i mówi:

boy! lemonsquash! ja, Tumor I,

władca Timoru, jestem jedynym panem tej ziemi?

Bóstwa innego nie ma!

Dajcie ją tutaj!

Prostytutka Lunatyczka wrzeszczy: "Tumek! Stary kabotynie, ty stara roz­byczona wydro!" W tym czasie Staruszko­wie chwytają ciało Patakula-Seniora, nio­są je i porzucają w kącie. Kobieta z Me­chaniczną Kołyską podbiega z pejczem i siecze na prawo i lewo. Staruszek-Tumor odpowiada Prostytutce-Izi: "Jestem bez­silny!"

"D i a l o g e r o t y c z n y"

Jest to mocno sparafrazowana scena pomiędzy Tumorem, Izią i księciem Ten­gah z II aktu "Tumora Mózgowicza". Obok Staruszka w Wucecie i Prostytutki Lu­natyczki z tłumu Staruszków wyodrębnia się ten, który "zagra" rolę księcia Ten­gah (Patakula Juniora). Zbliża się do Tu­mora i wykonuje błagalne gesty, wskazu­jąc Izię. Jego monolog to swoisty rodzaj "dadaistycznego języka".

WZGŻDACHA

WZGŻDACHA

WZGŻDAGIEL

WZGZDACHA

WZGŻDAGIEL

WZGŻDAGIEL

WZGŻDHYZDA

WZGŻDGRUCHA

WZGŻDHYZDA

WZGŻDGRUCHA

WZGŻDHYŻDA

WZGŻDGRUCHA

WZGŻDGRUCHA

Izia, kokieteryjnie wyginając się i wdzięcząc, powtarza w kółko swój wier­szyk:

,,Gołąbki białe, marzenia dziewczynki / Na mokrej trawie zwałkonione świnki (...) / I być niewinną i czystą dziewczynką / Różowy ję­zyk słodką zwilżać ślinką".

Staruszek-Tengah coraz wyraźniej za­czyna objawiać jej swoje uczucia. Roz­wścieczony Staruszek-Tumor woła: "Po­rozumieli się przeklęci arystokraci!" i biegnie do Izi. Teraz Staruszek-Tengah zaczyna ze złością wypominać Tumoro­wi jego zbrodnię (gesty i krzyki). Zdu­miony Tumor pyta: "Skąd o tym wie ten kolorowy mydłek?" Izia Prostytutka przez cały czas mówi dalszy ciąg wiersza. Tu­mor wykrzykuje: "O jakież to wszystko pospolite i marne!" i rzuca się na Izie. Zaczyna się wściekła scena miłosna Tu­mora z Izią. Tengah miota się w męce patrząc na Prostytutkę Lunatyczkę spa­zmującą w objęciach Staruszka w Wuceńcie (jest w tym coś z podglądactwa i ge­rontofilii zarazem). Izia przez cały czas powtarza dalej wierszyk i wysuwa się ku Staruszkowi-Tengahowi. Teraz Tumor wścieka się patrząc na Tengaha i Izię, ale Izia odsuwa się mówiąc: "Ten czar­ny ma jakiś dziwny zapach. Ni to spleś­niała bielizna, ni to suszone grzyby. To okropne".

Z symultanicznej sceny w trójkącie, łą­czonej stałą deklamacją Izi, robi się te­raz "normalny" dialog trzech osób. Sta­ruszek Tumor odzywa się złośliwie: "A widzisz, europejska gąsko: kultura zwy­cięża". Na to Izia: "Ten czarny idiota jest wprost wstrętny. Wykręciła mi się sprężynka". Na to Tengah (wciąż jeszcze w ekstazie): "Co mówisz córko księżyca?" Tumor odpowiada z boku: "Ona ci otwiera skarbiec europejskiej kultury na oścież!" A po chwili wykrzykuje ze zdumieniem: "I mnie się wykręciło, wszystko!" Izia ze wstrętem odwraca się od Tengaha: "Twój oddech nie pachnie siarką, tylko suro­wym mięsem!" Tengah, z okrzykiem: "Przeklęta bądź ty biała glisto, dla której zdradziłem wszystko co święte!", wyko­nuje szalony skok, skwitowany odezwa­niem Izi: "Nareszcie pozbyłam się tego kolorowego gacha".

Milcząca, jak zwykle, i spoglądająca wciąż przez lufcik Kobieta za Oknem (Balantyna) odzywa się zza szyby: "Łódź przybiła do zatoki Bangaja". Staruszek Tu­mor ogląda się: "Poznaję: 'Prince Ar­thur', krążownik I klasy, sacred blue, Green wysiada z łodzi..." Izia krzyczy: "Green tu idzie, Green!!!" Stosunkowo bierna przez całą tę sceną gromada Sta­ruszków ożywia się.

"R o b i n s o n a d a k o l o n i a l n a"

Do klasy wkracza Obcy (Green), trzy­mając czarną piracką flagę. Woła: "Hip! Hip! Hura! Bierzmy ten kraj w nasze posiadanie!" Znak dyrygenta. Z głośnika słychać znowu tę samą frazę walca "François". Jeszcze raz. Jeszcze głośniej. Kantor, jak prawdziwy dyrygent, wzma­cnia ją do fortissimo. Staruszkowie całą gromadą robią gwałtowny obrót za kro­czącym Obcym. Unosząc na rękach gołe­go Patakulo-Seniora, potem - Juniora, ustawiają się w grupę do zdjęcia.

Chyłkiem, po lewej stronie, przesuwa się Staruszek z Rowerkiem niosąc staro­świecki dagerotyp. Z dagerotypu wyciąga się długa jak trąba słonia, czarna harmo­nia-miech i sunie nad głowami ku grup­ce Staruszków w głębi, którzy z ciałem martwego Patakula-Seniora tworzą "Pię­tę".

Podczas całej tej sceny Staruszek w Wucecie (Tumor), Obcy (Green) i Prosty­tutka Lunatyczka prowadzą złożony z oderwanych zdań dialog z II aktu Tu­mora Mózgowicza. Obcy, krzycząc: "...jak­że cię kocham, Iziu!", rzuca się na Prostytutkę Lunatyczkę i wywleka ją z kla­sy. Prostytutka-Izia krzyczy: "A tak by­ło ładnie, tak dziwnie. Jaka szkoda, jaka szkoda..." Zaraz potem, spośród miotają­cych się pod ryjem dagerotypu Starusz­ków, Sprzątaczka wyrywa Staruszka w Wucecie (Tumora) i wyciąga za kotarę. Kobieta za Oknem, która, jak zawsze, przez cały czas spogląda spoza lufcika, powtarza znowu swój tekst o dzieciach idących na majówkę i motylkach które wyleciały na świat, nie wiedząc, że czeka je śmierć...

"P r ó b a o s t a t n i e g o b i e g u"

Kobieta z Mechaniczną Kołyską wysu­wa się do przodu i siada na kupie śmie­ci. Jest rozczochrana, koszula wisi na niej jak łachman. Moment zatrzymania akcji. Kobieta za Oknem podnosi rękę (w dru­giej trzyma wciąż okno) i zaczyna dyry­gować. Staruszkowie zrywają się do sza­lonego biegu wokół ławek. Przebiegając koło Kobiety z Mechaniczną Kołyską, plu­ją na nią i obrzucają szpargałami. Wy­gląda to jak kamienowanie. Bieg i ka­mienowanie ustaje. Kobieta siedzi pod śmieciami. Pauza.

CZĘŚĆ TRZECIA

Kobieta z Mechaniczną Kołyską zaczy­na śpiewać po żydowsku kołysankę; a jednocześnie porusza się przez cały czas kołyska-trumienka, w której obijają się kule.

az du west zajn rajch zundáałe

west du dich der manen dus ludaałe:

rożynkałych myt mandłyn / bis

dus wet zajn dajn beruf

myt dejn west du jidały handlen

szluf majn zindale szluf...

Za plecami Kobiety, w głębi, Sprzątacz­ka-Śmierć zaczyna rytuał obmywania zwłok. Niezrozumiały śpiew - zawodze­nie nad kołyską, w której znowu odbywa się ciąg porodu i umierania. Na tym tle toczy się dialog między Staruszką z Me­chaniczną Kołyską i Staruszkiem w Wucecie. Dialog, który Kantor nazwał atra­pą. Każde z nich wypowiada po jednym zdaniu, zdania te nic nie znaczą i nie dają żadnej możliwości porozumienia:

mógłby ktoś powiedzieć

że nie wygląda na to

ale lepiej nie za wiele mówić

bo gdyby przypadkiem

a tu nie ma żadnej pewności

bo w gruncie rzeczy

nic tu nie ma do ukrywania

choć mógłby ktoś przypuszczać

ale lepiej wcześniej

bo nigdy nic nie wiadomo

gdyby się to wydało

nikt nie dojdzie

a dopiero potem

jak się raz rzekło

choćby nie wiem jak

i nic się już nie poradzi

i raz na zawsze przepadło

więc to było tak

żebyś wiedział

ale lepiej się nie powtarzać

bo mógłby ktoś powiedzieć

ale nikt nie może nic zarzucić

i nie ma żadnej pewności

jak się raz powiedziało

żeby nie wiem co

nie dojdzie prawdy

i nic się nie da zrobić

i żebyś mi nie miał za złe

że się powtarzam

i żeby nie wyglądało

bo widzisz nie jest to takie pewne

a w gruncie rzeczy nic się nie poradzi

a jakby tak ktoś

a tu nic

a tam

a tu

ani tu ani tam

nie wiadomo gdzie

gdziekolwiek

gdzie tylko

nie tu i nie tam

i nigdzie

iiiiiii

Staruszek z Rowerkiem i Staruszek Zwyczajny pokazują, że starają się pod­słuchać rozmowę Kobiety i Staruszka w Wucecie. Obcy zbliża się do krążącej zno­wu (faire le trottoir) Prostytutki Luna­tyczki i oboje odgrywają scenę pertrak­tacji w sprawie usług erotycznych. Dia­log-atrapa toczy się przez cały czas. Obcy podsuwa się do Staruszka w Wucecie (Tumora) i próbuje wyłudzić od niego tajemnice naukowe:

Profesorze! powiedz mnie jednemu powiedz mi, jakim sposobem osiągnąłeś wzór na n-tą klasę liczb? powiedz, czym jest tumor-jeden?

Powiedz tylko definicje słówka "naprawdę", profesorze. Nic więcej. Powiedz, jak definiu­jesz ,,albo" i ,,oprócz", te dwa słowa tylko.

Staruszek-Tumor nie zwraca na niego uwagi, a jego dialog-atrapa ze Starusz­ką-Rozhulantyną kończy się wymyśla­niem: "...dziś podałem się do rozwodu... precz mi z oczu, przeklęta suko! Ja je­stem panem świata!" Staruszka-Rozhulan­tyna: "Ach, więc tak? Więc wszystko, co zrobiłam, jest na nic? Więc ja mam być jeszcze kopaną za moje upokorzenie? Więc ty śmiesz obrażać to, co jest we mnie najświętsze? Masz, podwójny kome­diancie!"

Wyjmuje i bezlitośnie odkrywa to, co było w kołysce, coś co przypomina jądra, a co jest wyschniętym martwym drew­nem - dwie kule. Na moment ustaje cała akcja. Wszyscy patrzą jak urzeczeni na ten martwy wizerunek życia, bezczel­ne szyderstwo śmierci. Rozhulantyna po­daje kule Staruszkowi-Tumorowi, który cofa się i bezwiednie bierze je w rękę, a potem w skrajnym przerażeniu chowa do kieszeni. Kołyska dudni dalej, ale dźwięk jej jest teraz inny, pusty. Obcy, który przez cały czas podsłuchiwał, krzy­czy: "Ależ, pani profesorowo! Tak nie można! To jest zupełna dzicz!" Staruszek z Rowerkiem (Ojciec Tumora) nie orien­tuje się kompletnie w sytuacji i zanudza wszystkich głupimi pytaniami. Staruszek­ Tumor wydziera mu gazetę i krzyczy: "Do stu tysięcy diabłów, precz z tym szpar­gałem!". Po czym zawstydzony, jakby chciał go przeprosić, wyjmuje z kieszeni kule i daje mu jak pourboir. Ten bierze ostrożnie kule, ogląda je z czułością, mó­wi: "Nawet dziecku biednemu nie daro­wali, psiepary!". Idzie sztywno do kołyski i układa delikatnie kule na jej dnie. Ko­łyska dudni. Staruszek z Rowerkiem od­wraca się, ujmuje rowerek, wyciąga chustkę z kieszeni, rozkłada ją. Powiewa chustką, składa ją, chowa do kieszeni. Wsiada na rowerek, odjeżdża, zawraca, powtarza wciąż te same ruchy pożegna­nia. I tak, już do końca będzie odjeżdżał i żegnał... Kobieta z Mechaniczną Koły­ską woła: "Rodzony papoczłowiek zwiał jak kamfora!" Na to Obcy: "Ja jeszcze jestem. Ja z nim zostanę". A Staruszek w Wucecie zaczyna mu wymyślać (mono­log Mózgowicza z III aktu).

Kule w kołysce obijają się dalej. My­cie zwłok trwa. Obcy podlizuje się Ko­biecie z Mechaniczną Kołyską.

Staruszek w Wucecie podchodzi do Ko­biety za Oknem i myje szybę lufcika. Wpada Głuchy Staruszek. Woła (kontami­nacja tekstów z III aktu Tumora):

Słuchajcie! tylko błagam, wytrzymajcie tę wiadomość... Tumor Mózgowicz padł ofiarą... swojej własnej słabości... której wyrazem jest ostatnia teoria... ogłoszona w Em.Si.Dżi.Eu... Teoria ta dotyczy tworzenia dowolnej klasy liczb...

Dwóch Staruszków chwyta go i zaczy­nają czyścić mu uszy przeciągając pod jego melonikiem konopny, strzępiasty sznurek. Po chwili Głuchy Staruszek za­czyna sam sobie czyścić uszy. Biegnie. Biega z zapamiętaniem wkoło klasy. Sta­ruszek z Rowerkiem wjeżdża i wyjeżdża z powrotem. Kołyska dudni. Mycie zwłok trwa.

Obcy chytrze wyciąga Staruszka w Wu­cecie i ciągnie go ku nagim ciałom Pa-takula-Sehiora i Juniora. Jak rzeźbiarz zaczyna tworzyć z nich grupę. Dotknięcie dwóch nagich trupów sprawia, że Sta­ruszek w Wucecie pada martwy.

Staruszek z Rowerkiem wjeżdża i wy­jeżdża z powrotem. Kołyska dudni. Ko­bieta za Oknem patrzy. Mycie zwłok trwa. Kołyska dudni. Głuchy Staruszek czyści uszy, biega...

Obcy czołga się po ziemi z czarną cho­rągwią w ręku. Doczołguje się do Ko­biety z Mechaniczną Kołyską. Zaczyna się do niej zalecać: "Czy chcesz, pani, zo­stać markizą of Fifth Maske-Tower?" Kobieta z Mechaniczną Kołyską odpowiada mu poprzez stukot kul: "Ależ, panie Alfredzie, nie tak zaraz...". Mycie zwłok trwa. Kobieta za Oknem patrzy. Głuchy czyści uszy i biega. Staruszek z Rower­kiem wjeżdża i wyjeżdża z powrotem.

Sprzątaczka-Śmierć niezauważona przez innych znika. Prostytutka Lunatyczka, Repetent - Roznosiciel Klepsydr i dwaj Staruszkowie z pierwszej ławki zaczyna­ją grać klepsydrami w karty.

Wchodzi Sprzątaczka-Śmierć i zaczyna odgrywać rolę dziwki z kiepskiego tingel tanglu. Kryguje się, wypina, próbuje tań­czyć. Kołyska dudni. Pedel usiłuje zaśpie­wać hymn: "Boże ochroń. Boże wspieraj nam cesarza..." Kobieta za Oknem patrzy. Staruszek z Rowerkiem wjeżdża i wy­jeżdża. Głuchy czyści uszy sznurem. I tak dalej. I tak dalej.

Gesty są coraz bardziej automatyczne. Powtarzają się. Aż któryś widz zaczyna klaskać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji