Artykuły

Perturbacje, związane z gdyńskim Teatrem Miejskim, każą przyjrzeć się także pozostałym scenom Trójmiasta. Czy istnieje tam ryzyko turbulencji i zmian? Przeciwnie: w trójmiejskim życiu teatralnym czeka nas kilkuletnia stabilizacja - uważa Jarosław Zalesiński z Polski Dziennika Bałtyckiego.

Najszybciej potwierdzi się to w przypadku gdańskiego teatru Wybrzeże. Jego obecnemu dyrektorowi Adamowi Orzechowskiemu kończy się po tym sezonie kontrakt. Od Orzechowskiego odkleiła się już chyba etykietka następcy Macieja Nowaka. Jaki własny stempel na najważniejszej pomorskiej scenie odcisnął Orzechowski? Oto jest pytanie.

Teatr gra na wielu scenach, ma publiczność, jest zapraszany i nagradzany. Ale nie jest teatrem wyrazistym. Najgorzej idzie Orzechowskiemu na Dużej Scenie, bo gdy sam tam reżyseruje, robi to zawsze bez powodzenia, a i inni od czasu znakomitego "Zmierzchu bogów" [na zdjęciu] w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego nie błyszczą. Ale - Orzechowski jest już po słowie z marszałkiem Strukiem, może liczyć na kolejny czteroletni kontrakt.

Maciej Korwin, dyrektor Teatru Muzycznego, w przyszłym roku stanąć będzie musiał do konkursu, bo wymóg kadencyjności wprowadził prezydent Gdyni. Nie sposób sobie jednak wyobrazić, aby gdyńskie władze chciały zarzynać kurę znoszącą złote jaja. Korwinowi udała się trudna sztuka pogodzenia wysokiej frekwencji z wysokim artystycznym poziomem teatru. Po co to zmieniać?

Marka Weissa-Grzesińskiego, dyrektora Opery Bałtyckiej, zatrudniono na czas nieokreślony. Podniósł tak wysoko poziom gdańskiej opery, że również w tym przypadku nie widać powodów do zmian. Nawet jeśli minister kultury wprowadzi obowiązek kadencyjności.

Orzechowskiego, Weissa-Grzesińskiego i Korwina można już dziś licytować jako twórców, którzy przez lata określać będą poziom trójmiejskiego teatru.