Mrożek w stylu klasycznym
Nie tylko dramaty klasyczne, ale i sztuki napisane współcześnie mają swe dziwne losy. "Krawiec" - zaprezentowana ostatnio w Teatrze Współczesnym sztuka Sławomira Mrożka powstała w roku 1964. Ale wówczas, świeżo po sukcesie "Tanga", Mrożek uznał rzecz za gorszą i nie zdecydował się na publikację. W rezultacie utwór został wydrukowany dopiero niedawno na łamach "Dialogu", a następnie doczekał się prapremiery na scenie Teatru Współczesnego. Tego samego teatru, nawiasem mówiąc, który wystawił jako pierwszy większość dzieł Mrożka, z "Tangiem" na czele.
Nie bez kozery przypomina się co chwila - gdy mowa o "Krawcu" - jeden z najciekawszych dramatów Mrożka, jakim jest "Tango". Obydwa te utwory są bowiem w warstwie problemowej bardzo podobne. Obydwa mówią o naczelnym temacie Mrożka, czyli sytuacji kryzysu wartości. W obydwu temat ów uwikłany jest w niezwykle istotną dla całej twórczości znakomitego pisarza opozycję: kultury i natury, wartości duchowych i barbarzyńskiej siły, intelektu i chamstwa. Potraktowany w określony sposób "Krawiec" stanowi rodzaj dopełnienia, ciągu dalszego "Tanga". Można sobie przecież wyobrazić, że brutalny i prymitywny Edek, który zapanował w "Tangu" nad rodziną Stomilów zechce się niebawem upodobnićich. Jest to dlań możliwość awansu i realizacji siebie na wzór tych, którymi pogardza, ale którym także zazdrości. Przywdzianie przez Edka marynarki Artura w jednej z ostatnich scen "Tanga" to pierwszy krok uczyniony w tym kierunku. Potwierdza prawdopodobieństwo takiego rozwoju wypadków właściwie "Krawiec", w którym wódz barbarzyńców Onuc, podbiwszy cywilizowane państwo (jak Edek rodzinę Stomilów), rozpoczyna natychmiast przywłaszczanie sobie form i ceremonii czyli kultury okupowanego kraju. Zwycięstwo barbarzyńskiej siły w obydwu dramatach okazuje się pozorne: w pewnym sensie ostateczne zwycięstwo odnosi kultura, którą symbolizuje Krawiec. Zwycięża, ale równocześnie przybliża upadek tych, którzy jej ulegli, w obliczu nowej brutalnej siły. I tak dalej, i tak dalej. Nauka, którą głosi "Krawiec", iż historia kołem się toczy, gdyż zwycięska siła szuka dla siebie potwierdzenia w kulturze, która ją degeneruje i prowadzi do ugięcia przed kolejną falą barbarzyństwa, mocno osadzona jest w myśleniu Gombrowiczowskim kultywującym witalność nieokrzesanego gminu. Również dialektyka stroju i nagości, formy i prawdy - tak ważna w "Krawcu" - wyprowadzona jest z filozofii Gombrowicza. Podobieństwo dramatu Mrożka do "Operetki" jest zadziwiające, zwłaszcza że "Krawiec" powstał wcześniej, a z kolei Gombrowicz nie mógł znać dzieła Mrożka.
Erwin Axer, reżyser kulturalny i nie lubiący ekstrawagancji, pokazał "Krawca" jako rzecz niemal klasyczną, nie budzącą ani grozy, ani zaskoczenia groteskowymi ujęciami, lecz jedynie śmiech. I to też tylko od czasu do czasu. Publiczność dostosowała się do atmosfery szacunku dla pisarza i jego dzieła. Po inscenizacji tej, po jej spokojnym odbiorze przez widzów, widać, jak mocno Mrożek sklasyczniał. I niestety - to w przypadku "Krawca" teatr wyraźnie ujawnia - zestarzał się.
Również scenografia (Ewa Starowieyska), kostiumy i gra aktorów podkreślały ten nastrój. Wiesław Michnikowski zagrał wytwornego Krawca, Krawca - rzec można - filozofa, mającego nie tylko świadomość swej krawieckiej misji, ale również groźną siłę jej bezkompromisowego wcielania w życie. Stworzył postać pięknie wystylizowaną, wykończoną w każdym szczególe. Mieczysław Czechowicz jako wódz Onucy doskonale pokazał przemianę swego bohatera, szybką ewolucję od barbarzyństwa do kultury. Podobnie zmiany swego bohatera wyeksponował Krzysztof Kowalewski. Najsłabszy jako Ekscelencja, potem coraz lepszy w groteskowych ujęciach mnicha i czeladnika krawieckiego. Kowalewski wydobył niepokój związany z tak częstymi metamorfozami postaci. Dał kreację złożoną i bardzo ciekawą. O ile Czechowicz ukazał zmiany swego bohatera poprzez sytuację zewnętrzną, poprzez przebieranki, Kowalewski zagrał człowieka, który dziwi się swym przemianom, który zaczyna dopiero doceniać i rozumieć rolę, jaką ma strój dla określenia ludzkiej tożsamości.
"Krawiec" jest sztuką słabszą od "Tanga", stanowi swoistą powtórkę jego problematyki. I choć oglądamy "Krawca" w Teatrze Współczesnym jako utwór trochę nobliwy i zabytkowy, to przecież nie oznacza to wcale, że należy odstawić go na półkę i nie wystawiać wcale. Mrożek swój znakomity styl ujawnia nawet w rzeczach słabszych. A poza tym - uczy nas tego nie tylko historiozofia koła z dramatów Mrożka, ale i dzieje sztuki krawieckiej - moda lubi się powtarzać. Może więc za kilka lat uznamy "Krawca" za dzieło ciekawsze od "Tanga"?