Artykuły

Hamlet i nowoczesność

Gustaw Holoubek we wstępnym słowie telewizyjnego "Hamleta", Paszkowskiego wymienił jako tłumacza. Istotnie wymienił Paszkowskiego na brutala, który używa słowa "skurwysyn". Wydaje mi się, że reżyser winien zachować jedność stylu i tego rodzaju wyrażeń nie należy podrzucać Paszkowskiemu, którego indywidualność powinna być uszanowana. Holoubek dowiódł już znakomitym przedstawieniem "Mazepy", że teatr tradycyjny wytrzymuje próbę telewizji. Nie zamierzał "Hamleta" przerabiać ale starał się przybliżyć masowym odbiorcom, co mu się tylko częściowo powiodło.

Niestety, raziły dekoracje i kostiumy. Mając do rozporządzenia znakomitych scenografów, którymi kraj nasz się szczyci, Holoubek zaniedbał stronę wizualną. Mówi się dużo, że duch Króla Ojca zjawia się okryty zbroją "od czaszki do kostek", po czym pokazują nam dziada ze szmatą na głowie. Maska króla jest brzydka i śmieszna, zawodzą dekoracje zbyt widocznie sklecone z dykty i płótna. Drugą przewiną jest niejednolitość i anonimowość przekładu. Można poprawiać dawne przekłady i byłoby niczym nieusprawiedliwionym pietyzmem powtarzać błędy ewidentne lub pomyłki, które najlepszym zdarzają się tłumaczom. Ale trzeba to czynić powodując się troską nie tylko o wierność tekstu, ale i charakter tłumacza. I nie anonimowo. Opracowałem dla "Teatru Narodowego" "Wieczór Trzech Króli" biorąc za podstawę przekład Ulricha i tak było napisane na afiszu. Zadanie miałem niełatwe, bo dowcip szekspirowski jest pełen aluzji do spraw nam nieznanych. Pełno tam różnych: "szoruj twój łańcuch ośrodka", "przylgniesz jak sopel do brody Holendra", "Czy boisz się kurzu, jak portret Marii Rzezimieszek". Co z tym robić? Niektóre z tych żartów dla zdrowia organizmu trzeba amputować, ale niektóre można ocalić. Nie zapominajmy, że szekspirologia zrobiła niemały postęp i Ulrich nie miał pomocy komentatorów, którzy jak Lawrence czy Nicol opublikowali swe prace w wieku dwudziestym. Pozwolę sobie przypomnieć dla przykładu taki żart ocalony. W scenie aktu piątego mówi błazen: "To jak gdybyś mi psa darował, a potem prosił, żebym ci mojego psa dał w prezencie". Z czego tu się śmiać? Otóż okazało się, że jest to aluzja do autentycznej anegdoty o doktorze Bullein i królowej Elżbiecie. Królowej spodobał się pies doktora i prosiła, żeby jej psa darował, a w zamian będzie mógł żądać czego tylko zechce. "Pies jest własnością Najjaśniejszej Pani" - rzekł doktor. "Czego waść żądasz w zamian?" "Psa z powrotem" - odpowiedział doktor. Oczywiście anegdota jest zabawniejsza od samej tylko aluzji i wytrzymała próbę teatralną. Osobliwy jest stosunek naszej telewizji do tłumaczy. Czasem przy końcu. spektaklu podaje się wszystkich pomocników kamery, i ich asystentów, czyli pełną "listę płac" nie podając nazwiska tłumacza sztuki. Podobny stosunek do tekstu objawia nasza prasa. Dnia 1 lutego w "Życiu Warszawy" i w "Trybunie Ludu" znaleźć możemy przykłady tej pobłażliwości krytyków wobec swawoli reżyserskich. Roman Szydłowski pisze o Kazimierzu Braunie: "Wątpliwości budziło opracowanie tekstu, zmieniające strukturę dzieła Wyspiańskiego". Nie zmieniono "struktury", ale po prostu zmieniono sens "Wyzwolenia". Dalej pisze Szydłowski o sztuce Tadeusza Różewicza: "Można też mieć zastrzeżenia do opracowania tekstu sztuki. Kazimierz Braun usunął znaczną jego część". Co może być warta sztuka, której usuwa się "znaczną część tekstu"? Jeśli chodzi o Różewicza, ma to znaczenie niewielkie, i autor sam może dbać o swoje interesy, ale warto upomnieć się o Wyspiańskiego jak o przekłady Paszkowskiego lub nawet o antyinteligencką sztukę Peipera. Tego samego dnia bowiem August Grodzicki, pisząc o premierze "Skoro go nie ma" dał tytuł "Triumf Peipera i Ateneum", po czym powiada: "...teatr postąpił przewrotnie. Peiper nadpisał sztukę na serio, zahaczył ją o pamiętne krakowskie rozruchy robotnicze w roku 1923, a tu mamy farsę, przy której boki można zrywać". Dowiadujemy się, że "jeszcze Przyboś kilkanaście lat temu -- jak to przypomina program, ze śmiertelną powagą brał bohatera sztuki...". Zdaje się, że w tym wypadku teatr miał rację a nie Peiper i Przyboś, ale recenzje trzeba było nazwać "nie Triumfem Peipera" lecz "Klęską Peipera", bo nie jest triumfem autora, gdy na jego sztuce serio pomyślanej, ludzie ryczą ze śmiechu. Gdyby mój poemat dramatyczny "Wieżę Babel" publiczność dzisiejsza przyjęła śmiechem, nie uznałbym tego za sukces.

PS: W "Kulturze" z dn. 17 lutego Krzysztof Teodor Toeplitz podjął się udowodnić, że jestem wrogiem wszelkiej nowoczesności i wykonał to zadanie w sposób dość osobliwy. Zastrzegł się na początku pisząc: "...był moim mistrzem a pozostał moim ulubionym pisarzem" Czemu ulubionym pisarzem postępowego Toeplitza jest notoryczny tradycjonalista, niech to pozostanie jego osobistą tajemnicą. Aby wykazać mój całkowity brak zrozumienia dla nowoczesności, pominął wszystko to co mówię o prawach, i potrzebach eksperymentowania, o roli teatrów awangardowych i nieco odmiennych obowiązkach teatru, który nazywa się "Teatrem Narodowym", który, powinien uwzględniać również wielki repertuar tradycyjny w formie możliwie bliskiej tendencji twórców, aby nie zrywać więzi między pokoleniami i ciągłością naszej kultury.

Najzabawniejsze, że mimo cytat wyrwanych z kontekstu czytelnik przyjmuje moje zastrzeżenia wobec ekstrawagancji nowoczesności za słuszne, gdyż dobór cytatów wyraźnie przemawia na moją korzyść. Nie pomogły retusze i opuszczenia, jak na przykład skreślenie przy "Wiadomościach Literackich" słów i "wiernych tradycji postępowej inteligencji polskiej", co paczy sens całkowicie. Znaczenia dopisku na temat Armii Krajowej nie rozumiem, ale podejrzewam coś brzydkiego.

Walki z nieodpowiedzialnymi udziwnieniami naszej klasyki nie musi K.T.T. szukać w "Tygodniku Powszechnym", którego jakoby nie czytuje, bo znaleźć je może w piśmie "Szpilki" redagowanym przez Krzysztofa Teodora Toeplitza, gdzie broniłem "Warszawianki" przed awangardową trywializacją (23. VII. 1972) oraz złośliwie atakowałem panią Zamkow za spaskudzone nowoczesnością "Wesele".

I jeszcze jedno. Nie pojmuję, dlaczego są dla mnie "moralnie obojętni Herbert Konwicki i Szymborska", o których przecież pisałem niejednokrotnie z najwyższym uznaniem. Natomiast zaznaczyć muszę z przykrością, że to co - wykonał K.T.T. nie jest mi moralnie obojętne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji